Jedna firma drugiej firmie zleca. Zarządzanie bazą, sprzętem, powierzchnią biurową lub siłą roboczą. Jak najtańszą. Nieważne, czy po studiach magisterskich, maturze, czy z podwójnym fakultetem. Ze znajomością trzech języków obcych czy jednego. Ważne, że tanio, szybko, dostatecznie. I na zewnątrz. Dzięki outsourcerowi (czytaj zarządcy wynajmu) zysk firmy ma wzrastać, a pracownika poza przypadkowymi spotkaniami w windzie nie trzeba w ogóle widywać. Koniec z proszeniem o urlop, nowy sprzęt lub przeniesienie. I chociaż z prawnego punktu widzenia nie do końca wszystkie obowiązki wobec pracowników przechodzą na outsourcerów, to główni pracodawcy po podpisaniu umowy zazwyczaj umywają ręce. Nie po to przecież płacą zarządcy, żeby martwić się, gdy siła robocza zacznie domagać się podwyżek, stałego zatrudnienia lub awansu. To outsourcer jest po to, żeby w sprytny sposób taką siłę wymienić, a outsourcerowy dział HR, żeby znaleźć nowych pracowników, którzy z pocałowaniem ręki zgodzą się pracować za jeszcze mniej. Przynajmniej przez kilka miesięcy. W ostateczności zawsze można przenieść firmę do kraju, gdzie siła robocza będzie jeszcze tańsza i mniej wyszczekana. Na przykład na Litwę.

Jak się nie podoba, to do widzenia

Adam skończy w tym roku 27 lat. Ostatnie dwa przepracował w ramach outsourcingu w firmie zajmującej się dostawą sprzętu. Był zakwalifikowany do BPO (Business Process Offshoring), a po polsku – do sektora usług dla biznesu. Kiedy zaczynał, wydawało mu się, że złapał Pana Boga za nogi. Pierwsza normalna praca po studiach. Nie pytali o doświadczenie, nie stawiali dodatkowych wymagań. Ważne, że jako tako mówił po angielsku. No i ten outsourcing brzmiał tak dumnie. Ale kiedy po kilku miesiącach złapał zapalenie płuc i przez tydzień musiał zostać w domu, obcięli mu połowę pensji. – W outsourcingu nie byłem oczywiście na etacie, tylko na umowie śmieciowej. Wszystko było załatwiane na gębę. Urlop, chorobowe – tak, dogadamy się – mówili na początku. A życie szybko wszystko zweryfikowało – wspomina Adam.
Reklama
A potem okazało się, że nie ma też szans na podwyżkę ani na jakąkolwiek, minimalną nawet ścieżkę kariery. Zaczęło się za to dokładanie obowiązków. – Dano mi do zrozumienia wprost, że szefów i kierowników to oni już mają. Potrzebują pracowników podstawowych, tak więc nie zdziwi ich, jeśli kiedyś odejdę. Jak się ma dwadzieścia parę lat i chciałoby się mieć możliwość rozwoju, ciężko pracować bez perspektyw. Dlatego po dwóch latach uznałem, że czas iść dalej. Inni koledzy odchodzili już po roku, ja chciałem sprawdzić wszystkie możliwości. Wierzyłem jeszcze, że jeśli bardzo się postaram, to być może jednak da się pójść w firmie nieco wyżej. I trochę ten czas straciłem – dodaje Adam.
Niekiedy, w przypadku przejmowania firm przez outsourcerów, pracownikom nakazuje się zakładać własne firmy, a potem w delikatny, aczkolwiek dosadny sposób sugeruje się, że najlepiej będzie, jeśli sami się zwolnią. – Na przykład narzuca się regulamin, szkolenia, wymaga się od pracowników więcej i więcej. Za te same pieniądze. Tworzy jakieś idiotyczne założenia, ingeruje w wykonywaną pracę, kontakt z klientem. Albo się na to godzisz, albo jesteś dyscyplinarnie zwalniany. Dobrze, jeśli jeszcze w miarę ludzkiej atmosferze, u mnie niestety doszedł do tego mobbing. Krzyki, zrzucanie papierów z biurka. Najtwardszy by nie wytrzymał – mówi Katarzyna, która jest dwa miesiące po zwolnieniu z firmy outscourcingowej w branży nowoczesnych technologii i w trakcie procesu o bezpodstawne zwolnienie. – A potem zaczyna się proszenie kolegów o złożenie zeznań, zbieranie dowodów przeciwko pracodawcy. Pewnie i tak skazana jestem na porażkę, ale muszę spróbować. Dla spokoju własnego sumienia. Jednak na dźwięk słowa „outsourcing” radzę wszystkim brać nogi za pas – ostrzega Katarzyna.

Chętnego do płacenia składek brak

Ale większe i mniejsze firmy podchodzą do outsourcingu łakomie. Dla nich to oszczędność środków, a trudno oprzeć się wizji większego zysku. Artykuł 23 kodeksu pracy pozwala na przekazanie części pracowników do firmy zewnętrznej, jednak takiej, która przejmie wszystkie obowiązki obecnego pracodawcy. – Tymczasem outsourcerzy nie do końca znają się na branży, którą przejmują. Co więcej –próbują narzucać styl pracy. A nie wszyscy są w stanie się z tym pogodzić. Albo odnajdujesz się w outsourcingu, albo do widzenia – dodaje Katarzyna.
Główny Inspektorat Pracy przyznaje, że w praktyce powstają wątpliwości co do skuteczności przejęcia pracowników na podstawie ww. przepisu. A to rodzi poważne problemy dla pracowników, którzy nie wiedzą, kto jest ich pracodawcą i od kogo mogą domagać się wypłaty wynagrodzenia oraz innych świadczeń ze stosunku pracy.
Złośliwi powiedzą, że outsourcing przypomina trochę handel ludźmi i działanie na granicy prawa. Bo podczas takich przejęć błędy i złe interpretacje kodeksu pracy zdarzają się wyjątkowo często. Pracodawca uważa, że outsourcer, przejmując pracowników, staje się automatycznie płatnikiem składek ubezpieczeniowych i wynagrodzeń. I że od momentu zdania swoich pracowników już nic nie powinno go w tym zakresie interesować. Nie zgadzają się z tym ani GIP, ani Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Ostatnimi czasy pojawiają się firmy, które proponują innym działającym podmiotom przejęcie ich pracowników w ramach tzw. umowy outsourcingowej, wskazując, że przyniesie to realne korzyści finansowe. Niemniej jednak w wielu przypadkach nie następuje faktyczne przejęcie pracowników (tj. w trybie art. 231 kodeksu pracy), a firma dokonująca przejęcia nie odprowadza składek na ubezpieczenia społeczne za pracowników. W związku z tym to faktyczny pracodawca, który zawarł umowę z firmą oferującą takie usługi, zostaje zagrożony powstaniem zadłużenia z tytułu składek, które będzie dochodzone przez ZUS z odsetkami za zwłokę. Dodatkowo problemy powstają także po stronie ubezpieczonych, za których nie są opłacane należne składki. Zatem pracodawcy zamierzający skorzystać z usługi outsourcingowej powinni zwrócić szczególną uwagę, rozważając zawarcie takich umów – przestrzega ZUS.
Szacuje się, że w ostatnich latach ponad 400 polskich firm padło ofiarami nieuczciwych outsourcerów, którzy nie opłacali zaliczek PIT oraz składek do ZUS za pracowników. Dług oblicza się na około 60 mln zł. Najwięcej przypadków nieuczciwego zarządzania zewnętrznego ZUS odnotował w Rzeszowie, Opolu i Jaśle.

Jakość dołująca

Profesor Krzysztof Opolski z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego popiera outsourcing, ale tylko ten pozytywny, nakierowany na wzmocnienie firmy, a nie na czysty zysk. – Takie rozwiązanie, prawidłowo wdrożone, pozwala na obniżenie kosztów i zwiększenie skuteczności prowadzonej działalności gospodarczej. Jestem jednak przeciwko outsourcingowi niedbającemu o rdzeń firmy, psującemu to, co w danej firmie najważniejsze – podkreśla prof. Opolski. – Jeśli firma ochroniarska wynajmuje firmę zewnętrzną do zawiadywania swoimi pracownikami, nie dbając ani o ich wynagrodzenie, ani o podejście do pracy, to tym samym niszczy swój wizerunek. Bo źle potraktowani przez tych ochroniarzy klienci nie będą mieli pretensji do firmy zewnętrznej, ale do tej, która firmuje służbowe ubrania ochroniarzy. Do tej, której są wizytówką. Podobnie jest z różnego typu infoliniami. Firmy, niestety, nie rozumieją tego, że zły outsourcing uderza w ich działalność i podważa to, co przez lata stworzyły. Mści się na firmach bezmyślny wynajem pracowników, sprzętu oraz usług, co powoduje spadek jakości.
Marta, 28 lat, była pracownica infolinii (BPO) zarządzanej przez outsourcera, przyznaje sama trochę ze wstydem, że w pewnym momencie zaczynała być niemiła dla klientów, było jej trochę wszystko jedno. Chciała jak najszybciej skończyć i wyjść do domu. – Moja motywacja była zerowa. Bez względu na to, czy się postarałam, czy nie, dostawałam marną pensję. A im bliżej było końca umowy, tym bardziej wiedziałam, że moje dni są policzone, bo na rozmowy przychodzili obcokrajowcy zza wschodniej granicy. Godzili się na pracę za te same pieniądze w niemal dwa razy wyższym wymiarze godzin. Każdy na każdego patrzył wilkiem, rozmowy prywatne prowadził w toalecie. Wychodzili z założenia, że lepiej nie robić przerw na lunch, że bezpieczniej będzie zjeść kanapkę przy biurku. Najgorsza korpo, jaką spotkałam.
Doktor Agnieszka Mościcka-Teske, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu, podkreśla, że dobry pracownik ma nie tylko zapewnione bezpieczeństwo w postaci pensji, regulaminów, opłacanych składek zdrowotno-emerytalnych, ale przede wszystkim jest związany z firmą emocjonalnie. – Dobry, spełniony pracownik czuje satysfakcję z pracy, jest zmotywowany, pozostaje w dobrych relacjach z innymi pracownikami. Wie, że ma przed sobą perspektywy rozwoju. Tymczasem w outsourcingu tego brakuje – mówi dr Mościcka-Teske. – Praca w firmie outsourcingowej jest w pewnym stopniu zdehumanizowana. Pracownik jest jednym z wielu. Poczucie bezpieczeństwa jest u niego mocno ograniczone. Nie wie, czego może się spodziewać, ponieważ pracodawca nie poświęca mu uwagi. Nie przejmuje się tym, że po dość krótkim czasie pracownik może odejść. Na jego miejsce znajdzie się przecież ktoś inny.
Istnieją badania Loraleigh Keashly z 2001 r. dotyczące lojalności i wysiłku wkładanego w pracę. Wynika z nich, że pracownicy traktowani przez pracodawcę po macoszemu naginają etykę zawodową i minimalnie przykładają się do wykonywania zadań. W krótkim więc czasie okazuje się, że tak jak pracodawca traktuje pracownika, tak pracownik traktuje jego firmę. Tymczasowo.

Przypływ

Z badań przeprowadzonych przez Seendico Doradcy wynika, że z różnych form outsourcingu korzysta aż 93 proc. średnich i dużych firm w Polsce. Daje to około 100 tys. pracowników. Na zewnątrz zlecane są przede wszystkim szkolenia, transport i usługi czystości, ale też dystrybucja i logistyka, marketing, sprzedaż czy działalność badawczo-rozwojowa. Jedyne, co polscy pracodawcy niechętnie zlecają na zewnątrz, to kwestie rachunkowe. Zysk zyskiem, ale zarządzanie finansami firmy lepiej pozostawić sobie. Badanie firmy Grant Thornton z września ubiegłego roku pokazuje, że zaledwie 8 proc. średnich i dużych polskich firm jest zainteresowanych outsourcingiem księgowym. W porównaniu z Finlandią, gdzie sprawy księgowe firmom zewnętrznym przekazuje 52 proc. firm, to rzeczywiście niewiele. Ale podczas gdy spraw księgowych i rachunkowych pracodawcy strzegą niczym skarbu, tak już w przypadku pracowników mają znacznie mniejsze skrupuły.
Kamila była po trzyletnim studium turystycznym, kiedy za pośrednictwem firmy outsourcingowej dostała się do pracy w międzynarodowej firmie w Krakowie w ramach SSC. Shared services centers, czyli po polsku centra usług wspólnych, działają na zasadzie przeniesienia pewnych obszarów działalności firmy poza granice macierzystego kraju. – Jako jedna z nielicznych miałam jakiekolwiek studia, wielu kolegów było po maturze lub po technikum. Ale i tak byli przeszczęśliwi. Do momentu, kiedy zaczęły się cięcia pensji. A potem okazało się, że będą wymienieni na tańszych pracowników z Ukrainy. Pensji nie można obcinać w nieskończoność, rozwiązaniem jest więc wymiana na tańszy i mniej problematyczny model.
Kraków jest jednym z miast, które wyjątkowo dosłownie wzięło sobie do serca opinie, że w obecnych czasach outsourcing to jedyny sposób na przetrwanie na rynku. Od dwóch lat stolica Małopolski zajmuje dziewiąte miejsce w rankingu Tholons „Top 100 Outsourcing Destinations 2015” na najbardziej atrakcyjne miasta dla inwestycji outsourcingowych. Tylko w 2014 r. powstało w Krakowie ok. 6 tys. outsourcowych miejsc pracy. Na ponad 100 firm outsourcingowych przypada blisko 40 tys. osób. Dla jednych krakowian to sukces i ogromna szansa dla miasta, dla innych totalna porażka i dowód na wyzysk. Bo to, że Polska z uwagi na niskie płace jest wyjątkowym kąskiem dla firm zachodnich, wiadomo od kilku lat. Dlatego powinniśmy stworzyć specjalne regulacje prawne chroniące polskich pracowników – argumentuje jeden z antyoutsourcingowych forumowiczów.
Na liście miast – kąsków dla outsourcerów znalazły się również Warszawa i Wrocław. W porównaniu z Krakowem zajmują wprawdzie znacznie bardziej odległe miejsca – Warszawa 30., Wrocław – 62., ale z każdym rokiem przeskakują o 2–3 miejsca w górę.
Nic dziwnego, bo ze swoimi 30 proc. średniej europejskiej (865 euro) uchodzimy za tanią, a jednocześnie wykształconą siłę roboczą. Według danych Eurostatu tańsi od nas są w Europie jedynie Litwini (644 euro miesięcznie), Rumuni (507 euro) i Bułgarzy (409 euro). Zarabiamy niemal połowę tego, co Grecy (1541 euro), i ponad trzy razy mniej niż Niemcy (2995 euro). Nie wspominając już o Wielkiej Brytanii (3160 euro) czy Irlandii (3949 euro). A trzeba dodać, że im większe doświadczenie, tym pensje naszych zachodnich sąsiadów większe.
Na forach biznesowych poświęconych outsourcingowi mnóstwo jest ogłoszeń minifirm pod hasłem: mam magazyny i tanią siłę roboczą. Między innymi dlatego rosyjski gigant branży IT, Luxoft, właśnie w Krakowie ulokował bazę do obsługi całej Europy. W polskich oddziałach Luxoftu – obecnie poza Krakowem także we Wrocławiu – zatrudnionych jest ponad tysiąc Polaków. I co chwila poszukiwani są nowi. Bo jest taka rotacja. Podobnie w firmie UBS. I chociaż oficjalnie firma oferuje pracownikom wiele dodatków, jak m.in. prywatne ubezpieczenie medyczne, wycieczki krajoznawcze itd. itp., to wiele zespołów rezygnuje po pierwszych kilku miesiącach.
Niektórzy, jak 26-letni Łukasz, wychodzą z założenia, że lepiej mieć pracę, niż jej nie mieć, a wpis w CV, że pracowało się rok czy nawet kilka miesięcy w międzynarodowej firmie kurierskiej, też robi swoje. – Oczywiście warunki były słabe, wiem, że za granicą zarobiłbym w tej samej firmie dwa razy więcej, ale traktowałem to jako pracę tymczasową. Gdybym był starszy, miał rodzinę, na pewno nie dałbym się złapać ani na umowę terminową, ani na taką pensję – dodaje Łukasz.

Odpływ

W outsourcingu pracownicy mają sposobność pracy i zdobywania doświadczenia w wielu różnych branżach”. Uczestniczą w ciekawych, nieszablonowych projektach znanych firm i – co nie mniej ważne – mają możliwość nawiązania kontaktów, które mogą zaprocentować w przyszłości. W porównaniu z tradycyjnym modelem zatrudnienia outsourcing ma dawać znacznie większe możliwości rozwoju, „gdyż firmy takie z definicji dbają o rozwój i szkolenia swoich najlepszych pracowników” – ogłasza jeden z outsoucerów.
Ale chyba nie do końca jest tak pięknie, skoro pracownicy z outsourcingu są jedną z najczęściej zmieniających pracę grup. Ich ucieczka ma nawet swoją nazwę, angielską oczywiście: attrition, czyli „zjawisko odpływu pracowników z sektora SSC, BPO i ITO (branża IT – red.)”. W Polsce badała je firma rekrutacyjna Antal. Z ponad 60 polskich firm outsourcingowych w badaniu zgodziło się wziąć udział ponad 31 tys. pracowników. Anonimowo oczywiście. Ponad 73 proc. badanych stwierdziło, że było świadkiem attrition w firmie, w której byli zatrudnieni. Największe attrition dotyczy tych, którzy pracowali w outsourcingu rok, ale nie dłużej niż trzy lata. Powody są zawsze te same. Brak szansy na podwyżkę, nikłe możliwości rozwoju i awansu. Jednocześnie badani przyznali, że gdyby firma zaoferowała im jasną ścieżkę kariery, dodatkowe benefity, dobrą atmosferę w pracy oraz atrakcyjne wynagrodzenie, to wtedy by z niej nie rezygnowali. Outsourcerzy badają, czemu tak się dzieje. Przeprowadzają exit interview, który ma wykazać przyczyny odejścia pracownika. Dobrze poprowadzone exit interview ma być cennym źródłem informacji o attrition.
Zdaniem dr Mościckiej-Teske człowiek jest istotą złożoną, nie wystarczy mu wikt i opierunek. – Dlatego do dobrego samopoczucia w miejscu pracy potrzebujemy zaspokojenia wielu potrzeb – nie tylko materialnych, ale też tych duchowych. – Praca to po rodzinie nasze drugie naturalne środowisko. Dlatego tak ważne jest, aby dobrze się w niej czuć. Nawet jeśli na początku wynagrodzenie i regulamin mogą nam wystarczać, to jest to wyłącznie tymczasowe. Oczywiście można wyłapać i plusy outsourcingu. Jako pierwsza praca, dla młodych osób tuż po studiach lub znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej, outsourcing to zawsze jakaś szansa. Jednak na dłuższą metę taka forma zatrudnienia za bardzo się nie sprawdza.
Odpływ pracowników z firm outsourcingowych prof. Opolski tłumaczy dodatkowo chęcią stabilizacji. A szans na stabilne zatrudnienie, możliwość rozwoju, awansu w większości firm outsourcingowych nie ma. – Zazwyczaj outsourcing nastawiony jest na pracę tymczasową. Pracownika zawsze można wymienić. Na szybszego, tańszego. I z czasem pracownicy to czują. Stąd duża rotacja. Nikt nie będzie tkwił w miejscu, w którym nie ma perspektyw – dodaje prof. Opolski.

Na złym oucie

Perspektyw, a być może także ubezpieczenia zdrowotnego czy emerytalnego.
O outsourcingu nie mówi się za dobrze, m.in. za sprawą głośnych przejęć i afer. W przypadku sprzedania firmie zewnętrznej części pracowników trudno o pełną zgodę. Takim przykładem jest chociażby Telewizja Polska, która przekazała na dwa lata kilkuset swoich pracowników agencji pracy LeasingTeam. Wśród outsourcowanych znaleźli się dziennikarze, graficy i montażyści. Czyli wszyscy ci, którzy stanowią de facto rdzeń firmy. LeasingTeam miał zająć się na potrzeby TVP produkcją programów telewizyjnych. Zgodnie z umową przez pierwszy rok outsourcowani pracownicy nie mogli zostać zwolnieni. I to wystarczyło, żeby równo rok po przejęciu zaczęły się pierwsze zwolnienia. „Bo zapotrzebowanie spadło, bo jest ich za dużo, bo nie wykonują obowiązków służbowych” – każdy powód zwolnienia był dobry – mówi jeden z byłych pracowników LeasingTeam.
Niektórym outsourcer kojarzy się też niestety z niejakim Zdzisławem K., który w ramach trzech agencji pracy tymczasowej oszukał blisko 500 firm z całego kraju. K. nie płacił składek za 25 tys. pracowników zatrudnianych w ramach outsourcingu pracowniczego. Straty oszacowano na 60 mln zł. Mechanizm był prosty i od początku podejrzany, a mimo to Zdzisław K. zdołał przekonać do niego kilkuset pracodawców. Zgłaszał się do nich z ofertą obniżenia kosztów pracy. Z pozoru wszystko wyglądało czysto i legalnie. Firma K. miała niezbędne certyfikaty, wpisana była do rejestru agencji pracy. Przedsiębiorca miał płacić jedynie koszt pensji netto pracownika, około 60 proc. składki ZUS i podatku dochodowego. Pozostałą część składki ZUS i podatku dochodowego z tzw. unijnej dotacji miał opłacać K.
Ale nadszedł dzień, w którym ZUS i urząd skarbowy zaczęły domagać się zwrotu zaległości od firm, które na outsourcing u Zdzisława K. się zdecydowały.
Doktor Grzegorz Baczewski, dyrektor departamentu dialogu społecznego i stosunków pracy Konfederacji Lewiatan, podkreśla, że w przypadku outsourcingu nie warto wiązać się z podmiotami, które nie mają historii ani pozytywnych referencji od poprzednich klientów. – W 2014 r. głośny był przypadek firmy outsourcingu pracowniczego, która obniżyła ceny swoich usług dzięki temu, że nie opłacała składek na ubezpieczenia społeczne pracowników. Z takimi podmiotami nie warto nawiązywać współpracy, nawet jeżeli cena wydaje się bardzo atrakcyjna – podkreśla Baczewski. – Szczególnie należy zwracać uwagę na rażąco niską cenę, bo wtedy rośnie ryzyko, że coś jest nie tak. W Konfederacji Lewiatan mamy związek agencji zatrudniania – Polskie Forum HR, zrzeszające dobre agencje, które same narzucają sobie wysokie standardy działania. Właśnie takie rzeczy warto zauważać, kiedy podejmuje się decyzję o współpracy.