Aż 60 proc. pedagogów przyznaje, że praca nie daje im ani pieniędzy, ani poważania. 40 proc. uważa dodatkowo, że mają wśród uczniów niewielki autorytet. Takie są wyniki najnowszej analizy Instytutu Badań Edukacyjnych. Oświatowy think tank chciał sprawdzić, jakie szanse mają nauczyciele na rynku pracy, jeśli odejdą z zawodu. Przy okazji zbadał też, co sami sądzą o swojej profesji.
Nauczyciele są przekonani, że dostają zbyt mało pieniędzy w stosunku do swoich kwalifikacji. Zapytani o motywacje deklarują, że napędza ich głównie poczucie misji. Ponadto zwracają uwagę na rosnącą niestabilność pracy – czują się zagrożeni zarówno z powodu zmniejszającej się liczby uczniów, jak i zmieniającego się modelu relacji w szkole. W wywiadach widać tęsknotę za dawnymi czasami, w których autorytet nauczyciela budowany był na jego wiedzy i konieczności podporządkowania się mu.
Jeśli zapatrywania nauczycieli skonfrontować z rzeczywistością, ich pozycja wcale nie jest tak zła. W 2013 r. w badaniu CBOS znaleźli się oni w siódemce zawodów cieszących się największym uznaniem społecznym. Tuż za: strażakiem, profesorem uniwersytetu, robotnikiem wykwalifikowanym, górnikiem, inżynierem pracującym w fabryce i pielęgniarką.
To również zawód, który jak na razie omijają drastyczne cięcia. Od 2000 r. liczba nauczycieli zmniejszyła się jedynie o 5 proc. W tym samym czasie liczba uczniów zmalała o 23 proc. W dodatku Karta nauczyciela gwarantuje pedagogom osiągającym poszczególne stopnie awansu średnią płacę w przedziale od 2,7 tys. zł do 5 tys. zł.
Większość pedagogów zatrudniona jest zgodnie z wymaganiami karty. Mają więc m.in. prawo do urlopu dla poratowania zdrowia, ochronę przed zwolnieniem i 18-godzinne pensum.
Komentarze (76)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeMam doświadczenia z panią nauczania zintegrowanego , która przez pół roku pracowała za siebie i koleżankę . Była sfrustrowana , ale pieniążki pachniały . A dzieci cierpiały...
I proszę bez opowieści, że nauczyciel na przerwie pracuje. Owszem, macie dyżury na korytarzu. Czasami. Na jednej przerwie czy dwóch.
Pewnie, że nauczyciele stosują różne strategie i techniki obronne. Dla zdecydowanej większości normalna praca, z poczuciem misji, odpowiedzialności i obowiązkowości jest nie do przetrzymania na dłuższą metę. Szczególnie, jeśli jeszcze trzeba nauczyć tyle, ile wymaga program. Co przy przeciętnych uczniach jest fikcją. Trzeba się więc w końcu zastanowić, czy nauczyciel ma pomóc uczniowi nauczyć się myśleć i posiąść jakąś wiedzę, czy też ma podlegać wojskowej, czy raczej folwarcznej dyscyplinie, żeby tyrającym za nędzne grosze (to, jak sądzę z wpisów, większość na tym forum), dać poczucie sprawiedliwości. Bo wygląda na to, że to, czego ludziom najbardziej brakuje - cytuję "godne życie za godziwe pieniądze" - jest dane tylko niegodnym tego belfrom.
Jestem pracownikiem administracyjnym w szkole (25 lat ) i powiem , że obecna szkoła to dno . Liczy się tylko to , ile godzinek się chapnie . Nijacy nauczyciele uczą nijakich uczniów .
Dziewczyna wzruszyła ramionami i niepewnie stwierdziła: - do szkoły pójdę pracować?
Czy wiecznie niezadowolony, narzekający nauczyciel to dobry nauczyciel ? nie.
Pamiętajcie - praca to nie wyrok i można ją zmienić ! a nawet trzeba jak jest zła.