Kobieta, która pobiła polski rekord bezrobocia, zarzuca państwu, że przez ten czas nie była zachęcana do podjęcia pracy. Urząd odpowiada: próbowaliśmy wielu prób aktywizacji. Wszystkie okazały się nieskuteczne.
Urzędy pracy prowadzą ewidencję osób bezrobotnych od 1 styczna 1990 r. Najstarsi stażem są więc klientami pośredniaków ponad 23 lata. Przeważnie już wcześniej nie pracowali, ale oficjalnych statystyk wtedy nie prowadzono. – Mamy dwie osoby zarejestrowanie w naszym urzędzie nieprzerwanie od mniej więcej 23 lat – informuje Tadeusz Piętowski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Szydłowcu. W sąsiedniej Przysusze doliczono się trzech osób zarejestrowanych od 1990 r.
Radomski urząd ze względu na ogromną (drugą co do wielkości w Polsce), ponadczterdziestotysięczną bazę swoich klientów nie jest w stanie takich danych nawet wygenerować. – Nie mamy klucza do sprawdzenia tego przy tak dużej liczbie ludzi. To jest karkołomne zadanie – mówi Dariusz Strzelec, rzecznik prasowy Powiatowego Urzędu Pracy w Radomiu.
Pani Krystyna (imię zmienione), 50 lat, mieszka zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. W woj. mazowieckim, gdzie statystyczne bezrobocie jest najniższe (11,6 proc.). Kobieta ma żal, że przez tak długi czas nie dostała szansy udziału w żadnych formach aktywizacji, a ze strony urzędników doznawała licznych nieprzyjemności. Czuje się napiętnowana, nie chce ujawniać tożsamości. – W opinii wielu urzędników, polityków czy przedsiębiorców bezrobotny to leń, któremu nie chce się pracować, a zależy mu tylko na wyłudzeniu świadczeń socjalnych. To krzywdzące – mówi.
Straciła pracę jeszcze za komuny. Skończyła szkołę zawodową o profilu obuwniczym. – Zarejestrowałam się na początku 1990 r. – mówi. – Nie było najgorzej, bo brałam kuroniówkę i zajmowałam się wychowywaniem dzieci. Już w tym czasie starałam się o szkolenia, by się przekwalifikować. Zawsze dostawałam odmowę, szkoleń było niewiele i tylko dla wybranych – mówi. Dodaje, że w ciągu tych lat nie dostała z urzędu żadnej propozycji pracy, stażu, kursu, szkolenia, prac interwencyjnych czy jakiejkolwiek innej formy aktywizacji albo pomocy. – Nie czekałam, aż mi coś spadnie z nieba. Pisałam wnioski, podania, nawet biznesplan, przynosiłam deklaracje zatrudnienia od pracodawców, zgłaszałam chęć uczestnictwa. Nieraz próbowano mnie testować i wykazać, że nie jestem zainteresowana pracą. Zarzucano mi, że odrzucam oferty, stawiam wymagania urzędnikom, dopominam się o swoje prawa, gdy inni są pokorni – opowiada.
Z informacji przekazanych nam przez Powiatowy Urząd Pracy w Przysusze wynika, że nikt z 25 jego klientów z ponad 20-letnim stażem w żaden sposób nie był aktywizowany.
Inna sprawa, że te okolice to bardzo trudny rynek pracy: tego dobra po prostu nie ma. – U nas osoby z najdłuższym stażem podlegały różnym formom aktywizacji – mówi Tadeusz Piętowski z PUP w Szydłowcu. Aktywizacją może być np. skierowanie do pracodawcy, korzystanie z usług doradcy zawodowego, pośrednika, klubu pracy czy tylko poinformowanie o dostępnych ofertach czy targach pracy. Tak było w przypadku pani Krystyny. W ciągu ostatnich trzech lat kierowano ją do doradcy zawodowego, który uczył ją metod poszukiwania pracy, wspólnie analizował postawy i wartości, przygotowywał indywidualny plan działania. Była także informowana o ofertach pracy. – Przeważnie nie przynosi to żadnego wymiernego efektu i nie można tu winić którejś ze stron. To, że nazywamy się urzędem pracy, nie oznacza jeszcze, że dajemy pracę – objaśnia dyr. Piętowski. I dodaje, że bezrobotni mogą nawet nie mieć świadomości, że są w danym momencie aktywizowani.
To, że w rejestrach są osoby ambitne i aktywne, potwierdza Dariusz Strzelec. – W jednym z sąsiednich urzędów pracy jest bezrobotny, który przeszedł 18 szkoleń i nadal nie pracuje – informuje. Ale i on oszczędnie mówi o takich klientach. O wiele chętniej opowiada historię osoby, która po otrzymaniu oferty zatrudnienia... rozpłakała się.
Dyrektor Piętowski kuriozalny przypadek bezrobotnej pani Krystyny tłumaczy tak: – Na 6,2 tys. bezrobotnych zarejestrowanych w urzędzie w ubiegłym roku otrzymaliśmy 99 ofert pracy. Rzeczoną bezrobotną w ciągu ostatnich 3 lat raz skierowaliśmy do pracy przy robotach publicznych. Niestety, pracodawca odmówił przyjęcia tej pani.
Komentarze (11)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeZNALAZŁA SOBIE DOBRY SPOSÓB NA OBWINIANIE INNYCH O SWOJĄ
INDOLENCJĘ I LENISTWO.TAKIEJ OSOBIE NIGDY NIE OPŁACAŁO SIĘ
PODJĄĆ PRACY ZA CO NAJMNIEJ 5000 ZŁ.SAM DOŚWIADCZYŁEM NA
SOBIE,ŻE PRACA JEST ALE ZA 1000 ZŁ.PODEJMUJĄC TAKĄ PRACĘ
STARAŁEM SIĘ SZUKAĆ INNEJ PRACY LEPIEJ PŁATNEJ.W PRZECIĄGU
6 LAT ZMIENIAŁEM JĄ SZEŚCIOKROTNIE AŻ ZNALAZŁEM TAKĄ Z KTÓREJ
MOŻE NIE DO KOŃCA ALE JESTEM ZADOWOLONY.TE MOJE 1900 ZŁ
ORAZ ŻONY 1200 STARCZA NA JAKO TAKIE ŻYCIE. ZAMIAST JĘCZEĆ
LENIE NIECH SIĘ WEZMĄ ZA SZUKANIE PRACY JAKA ICH AMBICJI
ODPOWIADA.
I
Mogłaby też przewidzieć stan wojenny Jaruzelskiego i potem masowe wyrzucanie ludzi z roboty z wilczym biletem, albo pierestrojkę po okrągłym żłobie i po prostu nie mieć dzieci i zostać starą panną.
To jej wina bo była i jest nie zaradna w staraniu się o zdobycie pracy, a rządy nie są po to aby takimi ludźmi sobie głowę zawracać.
Rządy są do rządzenia ludźmi zaradnymi a niezaradnych najlepiej by popakowały do obozów a gdy osłabną z głodu i chorób to do pieca i po problemie z bezrobociem.
A z czego te rządy żyją z pracy czy z pozorowania pracy, państwo ma prawo być dobrze rządzone a od 30 lat mamy tylko pozorację.