Oczekiwali, że po lutowych i marcowych spadkach zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw (firmach zatrudniających powyżej dziewięciu osób), w kwietniu nastąpi wzrost zatrudnienia o 0,5 proc. Tymczasem początek II kw. przyniósł kolejne zwolnienia – w miesiąc ubyło 8,3 tys. miejsc pracy.
Od lutego zatrudnienie spadło o 20 tys. osób. Najprawdopodobniej najgorsza sytuacja jest w sektorze budowlanym związanym z wykonawstwem dróg – uważa Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Dziś w sektorze przedsiębiorstw pracuje ponad 5,5 mln osób – o 0,1 proc. mniej niż przed miesiącem.
Za spadek zatrudnienia eksperci winią głównie wyhamowanie wzrostu zamówień. W efekcie dynamika produkcji przemysłowej zmalała z kilkunastu do mniej niż 4 proc. Prognozowaliśmy, że w kwietniu wyniesie tylko 2,8 proc. Biorąc pod uwagę dane o zatrudnieniu i wynagrodzeniach, możliwe, że nie osiągnie nawet tego rezultatu – podkreśla Ernest Pytlarczyk. Jak jest naprawdę, dowiemy się dziś, kiedy GUS opublikuje dane o wysokości produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej za kwiecień.
Mamy do czynienia z niepewnością w światowej gospodarce i zawirowaniami w Grecji, co zwiększa niepokój polskich przedsiębiorców odnośnie do stabilności ich zamówień. To właśnie niepewne perspektywy zleceń hamują zwiększanie zatrudnienia – komentuje Tomasz Hanczarek, prezes zarządu agencji zatrudnienia Work Service SA.
Reklama
W konsekwencji płace w firmach też rosły wolniej od oczekiwań. Ekonomiści spodziewali się wzrostu o 4,2 proc. Faktycznie osiągnął poziom 3,4 proc. Średnia płaca w przedsiębiorstwach wynosi dziś 3719 zł. Ale realne dochody spadają, bo inflacja w kwietniu wyniosła 4 proc. Z naszych badań wynika, że ponad 28 proc. pracujących Polaków spodziewa się w tym roku wzrostu płac. Ale większość wskazuje możliwość uzyskania podwyżki na poziomie jedynie 5 proc. – mówi Tomasz Hanczarek.
Wzrost kosztów pracy i ograniczona presja płacowa przełożą się w tym roku na powolny wzrost wynagrodzeń nieprzekraczający znacząco inflacji. W sytuacji gdy średnie i duże firmy raczej są skłonne zwalniać, niż zatrudniać, nie ma nacisków płacowych. Tak będzie przez cały rok – uważa Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea.
Brak nacisków płacowych i spadek zatrudnienia przełożą się z kolei na konsumpcję. Inwestycje hamują, głównie te infrastrukturalne, maleje wzrost zamówień zagranicznych na nasze towary, a tego miejsca nie zapełnia popyt wewnętrzny. Nie najlepiej wróży to polskim firmom i rynkowi pracy, a w konsekwencji naszemu wzrostowi gospodarczemu – podkreśla Piotr Bujak. Uważa on, podobnie zresztą jak inni ekonomiści, że lekkie odbicie i w poziomie bezrobocia, i produkcji, i konsumpcji czeka nas w czerwcu. Ale odejdzie wraz z gwizdkiem kończącym ostatni mecz Euro 2012.