Blisko rok od otwarcia dla Polaków niemieckiego rynku pracy z możliwości legalnego zatrudnienia za Odrą skorzystało zaledwie 30 tysięcy Polaków. Dziesięć razy mniej, niż spodziewano się w Berlinie. Polacy wracają także z Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Holandii, gdzie pracy w ogóle nie ma albo uzyskiwane za nią wynagrodzenie staje się coraz mniej atrakcyjne. Z przeprowadzonego w ubiegłym roku spisu powszechnego wynika, że już tylko milion Polaków pozostaje za granicą dłużej niż rok. A przecież falę emigracji do samej Wielkiej Brytanii po 2004 roku oceniano na 1 – 2 miliony.
Narasta natomiast emigracja z krajów południa Europy. Portugalski rząd szacuje, że tylko w ubiegłym roku z kraju wyjechało 150 tysięcy osób, a od wybuchu kryzysu – pół miliona. Biorąc pod uwagę zaludnienie kraju, to tak, jakby Polskę opuściły dwa miliony mieszkańców. Zdaniem Eurostatu tempo emigracji z Grecji (100 tysięcy rocznie) i Hiszpanii (200 tysięcy rocznie) jest mniejsze. Ale to może być niedoszacowanie, bo przecież w ramach strefy Schengen nikt nie ma obowiązku deklarować zmiany czasowego miejsca zameldowania.
Niezależnie od liczb obecna emigracja z południa jest dla tych krajów o wiele bardziej niepokojąca niż wyjazdy Polaków po przystąpieniu do Unii osiem lat temu. Wtedy opuszczały nasz kraj przeważnie osoby słabo wykształcone, często z mniej rozwiniętych rejonów we wschodniej i północnej części kraju.
Teraz jest inaczej. Aż 68 proc. młodych Hiszpanów i 70 proc. ich rówieśników w Grecji deklaruje zamiar wyjazdu z kraju, bo ojczyzna nie oferuje im godnego życia. W obu państwach poziom bezrobocia wśród ludzi młodych przekroczył już 50 proc. Dlatego z południa Europy emigrują przede wszystkim ludzie młodzi i wykształceni, a więc ci, którzy mieli zapewnić przyszłość swoim krajom. Wolą nawet słabo płatne zajęcia w Niemczech czy Wielkiej Brytanii niż wegetację w domu rodziców.
Reklama
Emigracja z Polski była też mniej groźna, bo nasi rodacy wyjeżdżali z kraju, który się rozwijał wielokrotnie szybciej niż zachodnia Europa. Można było więc zakładać, że sytuacja w Polsce poprawi się albo kurs złotego na tyle się umocni, że praca na obczyźnie przestanie się opłacać. Dziś Hiszpanom czy Grekom o wiele trudniej jest robić takie założenia. Opuszczają kraje, które są w głębokiej recesji. I przynajmniej na razie nie bardzo widać, w jaki sposób miałyby wrócić na ścieżkę dynamicznego wzrostu. Dlatego czas na nowy slogan: Europa wita hiszpańskiego hydraulika.