Marek Chądzyński: Co dalej z podatkiem handlowym? Skoro najnowsza wersja z liniową stawką 1,2 proc. budzi tak liczne kontrowersje handlowców, to czy warto nad nią dalej pracować?
Adam Abramowicz: Mieliśmy przeprowadzić konsultacje ze środowiskiem handlowców i zrobiliśmy to. Uwagi zostały przekazane wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu z sugestią, że może warto zastanowić się nad obniżeniem stawki z 1,2 proc. obrotu do 1 proc. albo i niżej. Co dalej z podatkiem w tej wersji – to już jest decyzja wicepremiera Morawieckiego.
Ale czy gra w ogóle jest warta świeczki? Opinie handlowców są tak jednoznacznie negatywne, że to się skończy protestem pod Sejmem. Już raz to przerabialiśmy, przy pierwszej wersji ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej.
Tym razem protest nie miałby żadnych podstaw. Wówczas, na początku roku, miał on uzasadnienie, ale teraz? Jak można uzasadnić protest kogoś, kto po prostu stwierdza, że nie chce płacić podatków i już. Przecież konstrukcja tej daniny jest taka, jakiej handlowcy się domagali: można ją odliczyć od podatku dochodowego. A stawka jest wyliczona na podstawie średniego obciążenia obrotu podatkiem dochodowym. Według danych Ministerstwa Finansów w średnich i małych sklepach prowadzonych w formie jednoosobowej działalności gospodarczej, gdzie właściciele odprowadzają liniowy 19-proc. PIT, takie obciążenie to 1,46 proc.
A skoro tak, to dla nich przecież obciążenie nie wzrośnie. Jeśli jeszcze stawka zostałaby obniżona do 1 proc., to większość płacących PIT powinna się zmieścić w zwolnieniu. Symptomatyczne jest to, jak w całej sprawie zachowują się przedstawiciele największych sieci zrzeszonych w Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
No właśnie, oni tego podatku nie krytykują tak gwałtownie. Może to prawda, że w nich liniowy podatek handlowy nie uderzy aż tak bardzo?
Oni przy tej konstrukcji zapłacą dużo więcej niż przy poprzedniej, przy zakwestionowanym przez Komisję Europejską podatku progresywnym. Tam była wysoka kwota wolna, a obrót do 170 mln zł miesięcznie rozliczany był według stawki 0,8 proc. Przy proponowanym podatku linowym spełniamy więc też postulat, by duże sieci płaciły więcej. Zwłaszcza te, które dziś nie płacą w ogóle podatków dochodowych.
Po co jednak ryzykować konflikt ze środowiskiem handlowców, skoro podatek liniowy w takiej formie ma obowiązywać tylko przez rok? Organizacje takie jak Polska Izba Handlu już zapowiadają, że na takie opodatkowanie się nie zgodzą.
To niech przyjadą pod Sejm, a ja do nich wyjdę i spytam, czy występują w imieniu tych, którzy w Polsce unikają podatków, a przeciwko tym, którzy są zdania, że należy je płacić. Bo jeszcze niedawno deklarowali, że reprezentują tych drugich. Mówili przy tym, że podatków unikają duże sieci dyskontów i coś trzeba z tym zrobić. Sam znam polskie sieci, które świetnie konkurują z dużymi sieciami i uzyskują obciążenie obrotu podatkiem dochodowym na poziomie 1,5 proc.
Nie sądzę, że dojdzie do protestów, że oni tu przyjadą. Bo jeśli to zrobią, to się ośmieszą. Wicepremier Morawiecki jest poinformowany o opiniach handlowców, o tym, że zdecydowana większość jest przeciw. Wicepremier wie również na podstawie danych z Ministerstwa Finansów, jak wygląda obciążenie obrotów podatkiem dochodowym w poszczególnych typach sklepów. Ja osobiście jestem zwolennikiem nowego rozwiązania.
Nie rozumiem jednak, po co się upierać przy rozwiązaniu tymczasowym, które na 99 proc. skończy się awanturą. Jaki jest dziś główny powód tej determinacji?
Wiem pan, rozwiązania tymczasowe są najbardziej trwałe [śmiech]. A poważnie: to jest kwestia wyrównywania szans w handlu, o czym mówiliśmy jeszcze w kampanii wyborczej, odpowiadając na postulaty polskich kupców. Podatek linowy, z jedną stawką liczoną od obrotu dla wszystkich, wypełnia tę obietnicę. Według MF gdyby zastosować stawkę 1 proc., to największy udział w dochodach z podatku miałyby właśnie duże hipermarkety.
A co z dochodami do budżetu? Może to o nie przede wszystkim chodzi? W przyszłym roku budżet będzie bardzo napięty
Oczywiście też. Mówimy o kwocie 1,5 mld zl, czyli przecież niemałej. Ale to nie jest główny powód.
Dlaczego podatek jest wprowadzany niejako waszymi rękami, a nie jest to projekt rządowy?
Dlatego, że chcieliśmy najpierw przeprowadzić konsultacje ze środowiskiem handlowców. Ale decyzja, czy nad projektem będziemy pracować dalej, czy nie – jak już mówiłem – nie należy do mnie.
Kiedy nowa danina miałaby wejść w życie?
Optymalnie byłoby, gdyby nastąpiło to 1 stycznia 2017 r. Wtedy ma to sens. Gdyby miała ona zostać wprowadzona np. w połowie przyszłego roku, to wówczas należałoby się zastanowić, czy dalej to forsować. Bo przecież od początku 2018 r. czeka nas wielka reforma podatkowa i nie wiadomo, czy taki podatek sektorowy jak ten od handlu w ogóle będzie miał rację bytu.