"Szczegółowe dochodzenie Komisji wykazało, że progresywny charakter stawek podatkowych w nieuzasadniony sposób działałby na korzyść niektórych przedsiębiorstw kosztem innych – w zależności od ich obrotów i wielkości. W takim systemie opartym na progresywnych stawkach podatkowych mniejsze przedsiębiorstwa albo w ogóle nie płaciłyby podatku od sprzedaży detalicznej (jeżeli ich obroty nie przekraczają 17 mln zł), albo płaciłyby niższą średnią stawkę niż ich więksi konkurenci. Dawałoby to przedsiębiorstwom o niższych obrotach nieuczciwą przewagę ekonomiczną" - podała w piątek KE.
Polskie władze od dłuższego czasu przekonują KE, że konstrukcja podatku (jego progresja) nie powoduje zróżnicowania pomiędzy podatnikami i nie może być mowy o pomocy publicznej. Polska może zaskarżyć piątkowe postanowienie Komisji.
KE poinformowała też w piątek, że nie kwestionuje prawa Polski do decydowania o swoim systemie podatkowym, ani o celach poszczególnych podatków i opłat. "Jednakże system ten musi być zgodny z prawem Unii, w tym z zasadami pomocy państwa, i nie może faworyzować w sposób nieuzasadniony wybranych przedsiębiorstw" - zaznaczyła.
Polska - zdaniem Brukseli - nie wykazała, że przedsiębiorstwa objęte wyższą stawką miałyby większą zdolność do zapłaty, ani że wprowadzenie progresywnych stawek podatkowych było uzasadnione celem osiągnięcia wyższych dochodów. Podjęta w piątek decyzja - jak podała Bruksela - nakłada na Polskę "obowiązek zlikwidowania nieuczciwej dyskryminacji przedsiębiorstw, wynikającej z przepisów o podatku od sprzedaży detalicznej i przywrócenia równego traktowania na rynku".
KE wszczęła postępowanie w tej sprawie we wrześniu ub.r., uznając, że konstrukcja podatku może faworyzować mniejsze sklepy, a to z kolei może być uznane za pomoc publiczną. Wydała też nakaz zobowiązujący Polskę do zawieszenia stosowania podatku do czasu zakończenia jego analizy przez urzędników w Brukseli. Polska zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu tę decyzję KE. Jednocześnie prowadziła z Komisją dialog, przekonując, że nasza ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej ma inny charakter, niż zakwestionowane przez Brukselę wcześniej węgierskie przepisy.
Ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej weszła w życie 1 września 2016 r. Wprowadza ona dwie stawki podatku od handlu - 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie. Kwota wolna od podatku w skali roku miała wynosić 204 mln zł.
Według założeń rządu, w ubiegłym roku podatek ten miał przynieść 1,6 miliarda złotych wpływów, jednak ze względu na zawieszenie jego stosowania nie przyniósł ani złotówki. Komisja uznała wcześniej za pomoc publiczną system progresji podatkowej, jaki chciał wprowadzić wobec handlowców rząd Węgier. W tym przypadku również zdecydowano się na zakaz stosowania podatku do czasu ostatecznej decyzji. Budapeszt wycofał się z tych rozwiązań.
Zgodnie z prawem unijnym to państwa członkowskie decydują o stawkach czy konstrukcji podatków, które nakładają na podmioty czy swoich obywateli. Regulacje te muszą mieścić się jednak w ramach prawnych UE, co wyklucza stosowanie selektywnej pomocy państwa.
"Warto zwrócić uwagę, że inicjatywa wprowadzenia podatku handlowego z czegoś wynikała"
"Takie rozwiązania funkcjonują w wielu krajach zachodniej Europy i to nie jest nic nadzwyczajnego, że taka ustawa została przygotowana" - podkreślił rzecznik rządu, Rafał Bochenek. Zwrócił uwagę, że podobne przepisy obowiązują np. we Francji.
Nie odpowiedział jednoznacznie, czy rząd nie rezygnuje z ustawy. Zamysł był taki, aby tę ustawę wprowadzić i chcielibyśmy podobne regulacje jakie obowiązują w krajach zachodniej Europy utrzymać - zaznaczył. Dodał zarazem, że jakie będą kolejne działania, co do tego nie ma jeszcze ostatecznej decyzji. Podatek, jak przypomniał, miał służyć temu, by wyrównać szanse rywalizacji między dużymi sieciami handlowymi a małymi przedsiębiorstwami.
Warto zwrócić uwagę, że inicjatywa wprowadzenia podatku handlowego z czegoś wynikała, była przede wszystkim motywowana tym, że chcieliśmy doprowadzić do wyrównywania szans między wielkimi koncernami zagranicznymi, które u nas lokują swoje biznesy, a tymi małymi, rodzinnymi polskimi firmami, które bardzo często nie mają równych, konkurencyjnych warunków do tego, aby się rozwijać - mówił Bochenek.