p
"W tej chwili takie ubezpieczenia proponuje prawie połowa banków na polskim rynku" – mówi Katarzyna Siwek z firmy doradztwa finansowego Expander.
Teoretycznie są to ubezpieczenia dobrowolne, ale w praktyce często zdarza się, że osoba, która chce uzyskać kredyt hipoteczny, musi wykupić ubezpieczenie od utraty pracy.
"Jeśli potencjalny kredytobiorca ma u nas mniejszy udział własny w kupowanej nieruchomości niż 20 proc., musi wykupić ubezpieczenie" – potwierdza Wojciech Kaczorowski z banku Millennium.
Podobne zasady obowiązują w mBanku i MultiBanku. Doradcy kredytowi potwierdzają, że aby otrzymać w tych bankach pożyczkę koniecznie trzeba wykupić ubezpieczenie od utraty pracy. Czasem bank zgadza się udzielić kredytu bez ubezpieczenia, ale wówczas podnosi np. marżę o 0,5 pkt proc. Oficjalnie ubezpieczenie jest oczywiście dobrowolne.
>>>Verheugen: UE chroni małe firmy przed recesją
"Ale oznacza dla nas mniejsze ryzyko kredytowe" – mówi Wojciech Kaczorowski.
"Z jednej strony, rzeczywiście taka polisa zmniejsza ryzyko, ale z drugiej ubezpieczyciel dzieli się z bankiem swoją marżą, więc jest to dla banku dodatkowy dochód" – dodaje Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego.
Kredytobiorcy niechętnie jednak decydują się na dodatkowe ubezpieczenia. Podnosi ono całkowity koszt kredytu.
"Nasi klienci rzadko wykupują takie ubezpieczenia. Jeden na 20 decyduje się na ubezpieczenie od utraty pracy" – potwierdza Katarzyna Siwek.
Nic dziwnego, bo to ubezpieczenie nie jest tanie. Przy przeciętnym kredycie w wysokości 300 tys. zł kosztuje od 200 do 250 zł miesięcznie. W skali dwóch lat to wydatek rzędu 5–6 tys. zł. A w niektórych bankach składka pobierana jest z góry, np. w mBanku, gdzie trzeba ją opłacić za dwa lata.
Niektóre banki stosują dodatkowe zachęty, by klienci jednak kupowali ubezpieczenie od utraty pracy. W Dominet Banku klient może liczyć na niższą marżę i prowizję. Podobnie jest w mBanku i Millennium.
>>>Wojna na depozyty wykańcza banki
Trzeba jednak dokładnie sprawdzić i skalkulować, czy takie ubezpieczenie jest opłacalne. Nie należy spodziewać się, że w przypadku utraty pracy otrzymamy z firmy ubezpieczeniowej gotówkę do ręki. Najczęściej ubezpieczyciel pokryje tylko miesięczną ratę kredytu. Tylko w nielicznych bankach ubezpieczenie pokrywa też bieżące opłaty eksploatacyjne – tak jest w Dominet Banku, ING BSK i Millennium (w tym ostatnim banku ta miesięczna kwota jest ograniczona do 500 zł). Ubezpieczenie jest najczęściej wypłacane tylko przez 12 miesięcy. To jest dla kredytobiorcy czas na znalezienie nowej pracy, a dla banku na zastanowienie się, co dalej z kredytem.
Wypłata ubezpieczenia nie następuje automatycznie. Zwykle trzeba dostarczyć z urzędu pracy zaświadczenie o zarejestrowaniu się jako bezrobotny, a czasem trzeba się też wykazać się prawem do zasiłku (tak jest w mBanku). Jeśli to małżeństwo wykupiło dodatkowe ubezpieczenie i jedno z nich utraci pracę, to wypłacane jest tylko ubezpieczenie proporcjonalne do wysokości odpowiadającej dochodom małżonka, który stracił zatrudnienie. Ubezpieczyciel może więc w takiej sytuacji pokrywać tylko 40 proc. raty kredytu. Nie będzie jednak żadnego odszkodowanie, jeśli zwolnienie z pracy odbyło się za porozumieniem stron lub z winy pracownika.