DGP: Porozmawiajmy o najważniejszej profesji świata.

Michael C. Munger: Czyli?

O ekonomistach.

No, dobrze. (śmiech)

Reklama

Można odnieść wrażenie, że dzisiaj główną aspiracją ekonomistów jest wpływanie na politykę gospodarczą. Nie chcą już Nobla, wolą doradzać premierom. Dlaczego?

Powszechnie znani są tylko ci ekonomiści, którzy chcą być znani. Większość przedstawicieli tej profesji wciąż woli pracę naukową. Siedzą w gabinetach, zapisują te swoje równania i publikują w „żurnalach”. Mówię tu o ekonomistach w wieku podobnym do mojego, ponad 60-letnich. Oni w większości nie używają Twittera. Młodsze pokolenie przejawia większą chęć uczestnictwa w życiu publicznym. No i z przyczyn czysto biologicznych wypiera starsze. Stąd to rosnące i pewnie trafne wrażenie, że ekonomistom coraz bardziej zależy na wpływach politycznych. W efekcie zaciera się różnica między akademikiem a politykiem.

A tak chyba nie powinno być?

Reklama

Cóż mogę powiedzieć? Na usprawiedliwienie ekonomistów można pewnie wskazać, że to uczelnie coraz silniej popychają akademików do wyrażania zdania publicznie. Uniwersytety chcą profilować się jako ważne dla rozwoju kraju instytucje, a posiadanie znanych profesorów w tym pomaga. Renoma wpływowej uczelni ułatwia pozyskiwanie studentów, których w obliczu niżu demograficznego jest coraz mniej.

A może chęć wpływu na rzeczywistość jest w przypadku ekonomistów przejawem także zawiści względem innych nauk? Gdy jesteś fizykiem, masz nadzieję, że twoje badania zaowocują praktycznymi wynalazkami. Gdy jesteś neurobiologiem, liczysz, że dzięki tobie powstanie lek na demencję. A jak jesteś ekonomistą, próbujesz wpływać na reformy w swoim kraju, by uczynić go bogatszym. W ten sposób ekonomia staje się nauką stosowaną…

Myślę, że jest pan zdecydowanie zbyt życzliwy dla ekonomistów. W naukach, które pan wymienił, istnieją pewne standardy oceny prawdziwości. W ekonomii ta ocena jest bardzo trudna. Ekonomiści, ci aktywni w debacie publicznej, zwykle sprzedają nam ideologię ubraną w język matematyki. I rzadko przyznają się do błędu. Rzadko słyszy się, jak ekonomista mówi: „Cholera, myliłem się!”. Częściej mówią: „Nie myliłem się. Po prostu zrobiliście za mało z tego, co proponowałem!”. A w fizyce, jak eksperyment pójdzie źle, trudno się upierać, że było inaczej.

CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRONICZNYM WYDANIU MAGAZYNU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>