Rosja wstrzyma obowiązywanie głównego dziecka resetu relacji z USA z czasów Baracka Obamy i Dmitrija Miedwiediewa, czyli traktatu Nowy START o redukcji strategicznej broni jądrowej. To główny wniosek po wczorajszym orędziu Władimira Putina wygłoszonym przed połączonymi izbami parlamentu. Poza tym prezydent nie powiedział wiele poza znanymi już tezami o konfrontacji z Zachodem, za którą według Kremla winę ponoszą Stany Zjednoczone.
Mowa Putina
Umowa, poza ustaleniem limitów liczby głowic, przewidywała wzajemne inspekcje infrastruktury, z czego w sierpniu 2022 r. Moskwa się wycofała. NATO 3 lutego wezwało do ich wznowienia. To jakiś teatr absurdu. Wiemy, że Zachód był zamieszany w próby kijowskiego reżimu, by wyprowadzać uderzenia w bazy naszego lotnictwa strategicznego – przekonywał Putin. Dodał też, że przyszłe umowy dotyczące redukcji atomu nie powinny być dwustronne, a uwzględniać potencjał całego Sojuszu, a zatem także Francji i Wielkiej Brytanii. W ten sposób Rosja zyskałaby – jako pojedynczy kraj – prawo do posiadania największych zasobów strategicznej broni jądrowej na świecie. Nowy START został zawarty w 2010 r. na 10 lat. Prezydent Donald Trump żądał za jego przedłużenie spełnienia dodatkowych warunków, z czego Joe Biden zrezygnował tydzień po objęciu rządów. W styczniu 2021 r. obowiązywanie traktatu przedłużono o pięć lat. Wkrótce Putin zaczął żądać kolejnych ustępstw, na czele z ultimatum z grudnia 2021 r., w którym postulował trwałą neutralizację Ukrainy i wycofanie obcych instalacji wojskowych z państw wschodniej flanki NATO, w tym Polski.
Poza zawieszeniem traktatu rozbrojeniowego mowa Putina opierała się na powtórkach. Ludzie, którzy choć trochę zagłębią się w historię, wiedzą znakomicie: projekt (Ukrainy jako anty-Rosji – red.) ma swoje korzenie jeszcze w XIX w., gdy hodowali go w Cesarstwie Austro-Węgier, w Polsce i innych krajach w celu oderwania od naszego kraju historycznych terytoriów, które dziś nazywają się Ukrainą – przekonywał, podważając prawo zaatakowanego przez Rosję państwa do istnienia. Rosja odpowie na każde wyzwanie, ponieważ jesteśmy jednym, skonsolidowanym narodem. Jesteśmy pewni swoich sił. Prawda jest po naszej stronie – zakończył orędzie, które ogólnie zapowiadało długą wojnę i dalszą militaryzację państwa. – Rosji nie da się pokonać na polu walki – dowodził. Zachód określa zboczenia, w tym pedofilię, jako normę życia, burzy własne wartości, nakazuje duchownym błogosławić małżeństwa jednopłciowe – uzasadniał konflikt od strony ideologicznej. Zagroził też „zgodną z prawem odpowiedzialnością” „tym, którzy stanęli na drodze zdrady Rosji”.
Treść posłania przewidział zawczasu prokremlowski politolog Siergiej Markow. Sensacji nie będzie. To nie w stylu Putina. Kiedy wszyscy na coś czekają, on tego nie robi. Taki styl wywiadowcy. Polityka jako operacja specjalna – pisał. Po wszystkim uznał: Putin udzielił odpowiedzi na główne pytanie obecne w głowach obywateli Rosji: kiedy zakończy się to, co nazywamy specjalną operacją wojskową. Na razie się nie zakończy. To nasze nowe życie. Uczcie się nim żyć. Putin niczego nowego nie mówi, ale wszystkie stare idee są prezentowane w znacznie bardziej zradykalizowanej formie – dodawała analityczka Tatjana Stanowa. Mowa nie przypadła do gustu ultranacjonalistom. W armii wszystko pięknie, a będzie jeszcze lepiej. Ani słowa o porażkach, niepowodzeniach, trudnościach. W wojskowej gospodarce – też wspaniale, nieprzerwany wzrost. Ani słowa o zmianie statusu specjalnej operacji wojskowej, choćby na operację kontrterrorystyczną (nie mówiąc już o wojnie) – pisał Igor Striełkow, były funkcjonariusz Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który w 2014 r. dowodził oddziałem interwentów na Donbasie, od czego rozpoczęła się rosyjska agresja. Zachwyceni byli za to obecni na sali politycy, którzy 53-krotnie przerywali przemówienie oklaskami.
Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell określił zawieszenie udziału w Nowym START mianem „burzenia systemu bezpieczeństwa międzynarodowego”. Diabeł tkwi w szczegółach, ale jeśli Rosja faktycznie wstrzyma wymianę informacji i notyfikacji, fundamentalnie zmieni to nasze relacje nuklearne. USA i Rosja utrzymują jakąś formę kontroli broni strategicznej od 1972 r. – przypomniał Jon Wolfsthal, były doradca Obamy ds. rozbrojenia. Równolegle do orędzia rosyjskie MSZ wezwało nową ambasadorkę Stanów Zjednoczonych Lynne Tracy, by wręczyć jej protest – jak czytamy w komunikacie resortu Siergieja Ławrowa – „w związku z rosnącym zaangażowaniem USA w działania wojenne” i zażądać rezygnacji z pomocy udzielanej Ukrainie. Z kolei przedstawiciele rosyjskiej opozycji ogłosili, że uczestniczyli w ataku DDoS na portale państwowych mediów transmitujące przemówienie Putina. ©℗
Oczy regionu skupione na Warszawie
Prezydent Rumunii Klaus Iohannis, który dziś pojawi się na szczycie Bukareszteńskiej Dziewiątki w Warszawie, wsparł pomysł pociągania Rosjan do odpowiedzialności za zbrodnie za pomocą instrumentów prawa międzynarodowego. Iohannis zapewnił, że szczególna uwaga w czasie szczytu zostanie zwrócona na partnerów znajdujących się w trudnej sytuacji, takich jak Mołdawia. Jej prezydent Maia Sandu także przyjedzie do Polski.
Prezydent Gitanas Nausėda wezwał Zachód do „przekraczania czerwonych linii w naszych głowach” i udzielenia jak najszerszego wsparcia walczącej Ukrainie, zaś prezydent elekt Czech Petr Pavel powiedział w rozmowie z „Deníkiem N”, że Kijów jest gotowy do członkostwa w NATO. W jego opinii Ukraińcy będą mieli najbardziej doświadczoną armię ze wszystkich sprzymierzonych sił. Z kolei szef czeskiego Sztabu Generalnego Karel Řehka stwierdził, że „niezależnie od wyniku wojny, musimy liczyć się z tym, że Rosja będzie dla nas zagrożeniem”. – Czy nam się to podoba, czy nie, musimy przygotować się na ewentualne starcie między Rosją a NATO – mówił wojskowy. W jego opinii „kryzys w Europie nie jest nie do pomyślenia i nie będziemy mieli czasu, aby się do niego przygotować, jeśli nie przygotujemy się na dłuższą metę już w pokoju”. Duża część naszej armii pójdzie do walki zgodnie z planami obronnymi Sojuszu. Nasze terytorium stanie się ważną strefą tranzytową i bazą, a od nas, żołnierzy, zależy, czy ta strefa będzie bezpieczna i zdolna do funkcjonowania – przekonywał. Zasoby długotrwale niedofinansowanej armii zawodowej i czynnych rezerw z pewnością nie wystarczyłyby do obrony. Państwo musiałoby przystąpić do jakiejś formy mobilizacji materialnej i osobowej – zapowiedział.
Dominik Héjj