Dlaczego o tym piszę? Dziś rano Sekretarz Stanu w KPRM, minister Janusz Cieszyński umieścił na Twitterze zrzut ekranu z mojego dzisiejszego tekstu. Można zobaczyć tam: tytuł, lead, moje nazwisko i nazwę gazety. A na tym wszystkim wielki, czerwony napis FAKE NEWS.

Reklama

W tekście opisuję przebieg przetargu o wartości około miliarda złotych, który organizuje właśnie Centrum Obsługi Administracji Rządowej. Chodzi o słynne 370 tys. laptopów dla czwartoklasistów. Jak twierdzi sam minister Cieszyński, to „prawdopodobnie największy przetarg na laptopy na świecie”.

W artykule piszę o samych faktach: przytaczam treść uwag, które do określonych w przetargu warunkach zamówienia mają firmy chcące wziąć w nim udział. Do zarzutów odnosi się w materiale sam minister Cieszyński, z którym rozmawiałam telefonicznie tego samego dnia. Całość podsumowuję konkluzją, że spór – zgodnie z prawem – rozstrzygnie Krajowa Izba Odwoławcza.

W czasach, kiedy tak ważna jest walka z dezinformacją, urzędnik sprawujący funkcję pełnomocnika rządu ds. cyberbezpieczeństwa oznacza jako fake news rzetelny, oparty na faktach i dokumentach artykuł. W dyskusji pod postem przyznaje w dodatku, że etykietka odnosi się do zarzutów firm, a nie do mojego tekstu. Grafiki – która sama jest fake newsem - jednak nie usunął.

Jestem zawiedziona. Zwłaszcza, że ledwie kilka dni wcześniej sam minister znalazł się w podobnym do mojego położeniu – w wywiadzie, jakiego udzielił Gazecie Wyborczej prezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego, padło stwierdzenie, że laptopy rozdane przez samorządy dzieciom z rodzin popegeerowskich trafiły do lombardów. Za swoje nieuprawnione stwierdzenia Wiesław Paluszyński jednak publicznie przeprosił. Chciałabym, żeby także minister Cieszyński umiał wykazać się taką klasą.