Firma jest państwowa, jeśli Skarb Państwa posiada w niej kontrolny pakiet udziałów. To jasne. Jednak w istocie firmy państwowe są jednocześnie… prywatne. Wbrew oficjalnej retoryce nie służą one bowiem „interesowi publicznemu”, tylko interesowi klasy rządzącej – składającej się z konkretnych ludzi z ich konkretnymi osobistymi celami. „Spółki państwowe” to w praktyce spółki prywatne przyodziane w lśniący kostium interesu narodowego. Tak być nie musi (a przynajmniej nie w każdym wypadku), ale tak jest. A w Polsce takich firm przybywa (tę tzw. repolonizację opisałem w tekście „Oby im nie odbiło”, DGP nr 205/22 z 21 października 2022 r.)
Weszliśmy w okres przedwyborczy i coraz częściej pojawiają się nawoływania do odwrócenia tego trendu. Kojarzony z liberalną opozycją ekonomista Bogusław Grabowski (w 1997 r. współzakładał RS AWS) przekonywał w Radiu ZET, że nie ma powodu, by w długim okresie istniały jakiekolwiek państwowe firmy. To słuszny postulat. Prywatyzacja oznaczałaby zerwanie z hipokryzją i przysłużyłaby się wszystkim. O ile zostałaby przeprowadzona z głową.
Mission: Impossible
Nie zazdroszczę szefom firm państwowych. Poważnie. Nie tylko dlatego, że zazdrość to rzecz brzydka. Przede wszystkim dlatego, że są rozdarci pomiędzy realizacją różnych interesów: biznesowego, politycznego i społecznego. I nie są w stanie zadowolić nikogo z „interesariuszy”.
Nie bądźmy naiwni. Firma państwowa nie może być apolityczna i skoncentrowana wyłącznie na tym, by rozwijać się i przynosić zyski. Głównym powodem, dla którego istnieje, jest to, że może jakoś służyć państwu (czyt. politykom). Jeśli nieźle prosperuje, to może dzielić się dywidendą ze Skarbem Państwa albo – co ma już bezpośredni cel wyborczy – prowadzić sprzyjające rządzącym działania, np. podnosić bądź obniżać ceny w zależności od potrzeb albo subsydiować przyjazne rządowi redakcje. Jako że grupę głównych politycznych interesariuszy firmy państwowej stanowią członkowie partii rządzącej, z jej poczynań nigdy nie będą zadowoleni członkowie opozycji. Aż dojdą do władzy. Wtedy firma, robiąc to samo, co wcześniej, zyska ich przychylność.
Autor jest wiceprezesem Warsaw Enterprise Institute