Trzy dni. Tyle według rosyjskich planistów miała trwać „operacja specjalna” w Ukrainie. Osiem miesięcy i kilkadziesiąt tysięcy poległych Rosjan później możemy podziwiać wirtuozerię, z jaką bronią się Ukraińcy, i zastanawiać się, czy uda im się odbić Chersoń przed zimą. Ale tak długotrwała i skuteczna kampania obronna nie byłaby możliwa bez wsparcia Zachodu, w szczególności USA. Oprócz tego politycznego widać je na co najmniej trzech poziomach.
Pierwszy, podstawowy, to pomoc finansowa, która przekłada się na dostawy broni. Do tej pory USA zadeklarowały wsparcie o wartości ponad 50 mld dol. To znacznie więcej, jak wskazują dane Instytutu Badań Gospodarki Światowej w Kilonii, niż wszystkie kraje UE łącznie. Lista przekazanego uzbrojenia jest długa, to przede wszystkim wyrzutnie artylerii rakietowej HIMARS, artyleria lufowa i amunicja do niej, tysiące przeciwpancernych javelinów oraz różnego rodzaju pojazdy opancerzone.
Drugi, o którym mówi się znacznie mniej, to rozpoznanie. Bez cienia przesady można powiedzieć, że za pomocą samolotów oraz satelitów amerykańscy wojskowi na bieżąco monitorują zdecydowaną większość ruchów jednostek wojsk rosyjskich. To, że obrońcy wiedzą, gdzie uderzyć, przekłada się na ich sukcesy. – Ukraińcy finezyjnie wybierają miejsca, w których atakują. Tak było na Charkowszczyźnie, tak teraz jest w okolicach Chersonia. Uderzają tam, gdzie jest słabsza obrona Rosjan i gdzie nie mają linii wsparcia. I dlatego te wyłomy są często na kilkadziesiąt kilometrów – tłumaczył na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.
Reklama
Reklama
Trzeci obszar, w którym wsparcie Amerykanów jest szczególnie istotne, to wspólne opracowywanie planów. Tak było m.in. w przypadku spektakularnej ofensywy w rejonie Charkowa. – Zrobiliśmy trochę modelowania i kilka ćwiczeń na stole – mówił Colin Kahl z Pentagonu w wywiadzie dla „The New York Times”. – Ten zestaw ćwiczeń sugerował, że niektóre sposoby kontrofensywy mogą być bardziej skuteczne niż inne. Udzieliliśmy rady, a Ukraińcy ją przyjęli – dodał. Choć brzmi to niewinnie, wcześniej CNN sugerowało, że to w dużej mierze dzięki planistycznej pomocy Amerykanów ta ofensywa się udała, a niemały udział w pracy koncepcyjnej mieli też Brytyjczycy.
Oczywiście trzeba podkreślić, że podstawą tak długiej i dobrej obrony jest bohaterska postawa Ukraińców. Gdyby nie ich duch walki oraz czasami szaleńcza wręcz odwaga i niesamowita kreatywność przy wykorzystywaniu uzbrojenia, rozważania o pomocy USA nie miałyby sensu, bo dziś w Kijowie rządziłaby rosyjska marionetka. To dzięki dobrej mieszance polityki oraz zdolności wojskowych jasnym jest, że Ukraina może wygrać wojnę. Z jednej strony ma to pozytywny wpływ na morale jej żołnierzy, z drugiej – pozwala wywierać większą presję na Zachód, by przysyłał kolejne transze pomocy. Dziś głosy, by tego nie robić, bo w ten sposób wojna szybciej się skończy, słyszy się już znacznie rzadziej niż kilka miesięcy temu.

Nic o was bez was

Jednak by odpowiedzieć na pytanie, czy Amerykanie będą pomagać Ukrainie aż do wygranej, trzeba zdefiniować, czym to zwycięstwo może być. Czy to będzie odbicie jedynie terenów zajętych po 24 lutego? Czy również odzyskanie Krymu oraz Donbasu okupowanych od 2014 r.? Tutaj nie ma jasnej odpowiedzi, a punkt widzenia zależy od geograficznego punktu siedzenia. Dla niektórych na Zachodzie wojna objawia się tym, że rosną ceny energii i dlatego należy ją jak najszybciej zakończyć, nie licząc się przy tym ze stratami Kijowa. Tymczasem dla Ukrainy to wojna egzystencjalna, jej przegranie oznacza utratę niepodległości i państwowości.
– Ujmę to tak: Amerykanie na pewno nie pozwolą, by Ukraina przegrała. Ale w USA jest przekonanie, że na pewnym etapie dojdzie do rozmów i Ukraina z Rosją będą się musiały jakoś porozumieć. Waszyngton chce więc, by Kijów miał w tych negocjacjach jak najsilniejszą pozycję. Ale nikt nie będzie go zmuszał do ich rozpoczęcia. Polityka administracji prezydenta Bidena jest jasna: nic o Ukrainie bez Ukrainy – ocenia Michał Baranowski, szef German Marshall Fund w Warszawie. – Ale będąc ostatnio w Kijowie, nie odniosłem wrażenia, by Ukraińcy chcieli szybko siąść do stołu rokowań. U nich panuje przekonanie o możliwości odbicia całego zajętego przez Rosję terytorium – dodaje. I wyjaśnia, że Amerykanie skalą swojej pomocy umiejętnie sterują tak, by wojna nie eskalowała. Tu nie chodzi o niechęć do poniżenia Putina, lecz o ryzyko rozszerzenia konfliktu na inne kraje regionu. Zapewne dlatego ukraińscy obrońcy nie doczekali się jeszcze pocisków do HIMARS mających zasięg aż 300 km.
– Wsparcie USA dla Kijowa jest duże. Ale jeśli spojrzeć na to, jakie koszty Amerykanie ponosili, walcząc w Afganistanie i Iraku, widać, że jest to inna skala – stwierdza jeden z polskich urzędników zajmujących się bezpieczeństwem. Magazyn „Forbes” podaje, że przez 20 lat po zamachach 11 września tylko zaangażowanie w Afganistanie było na poziomie ok. 2 mld dol. każdego tygodnia. Teraz jest to zaledwie nieco więcej niż połowa tej sumy tygodniowo, ale mówimy o zadeklarowanych kwotach wsparcia, nie tych już wydanych. One są znacznie mniejsze.

Zdecydują wyborcy, ale…

Na razie problemu ewentualnego zawieszenia pomocy przez Waszyngton nie ma. Ten stan będzie trwał, dopóki prezydentem jest Joe Biden, a w Kongresie większość mają demokraci. O ile to pierwsze nie zmieni się jeszcze co najmniej przez dwa lata, to podczas wyborów uzupełniających zaplanowanych na 8 listopada republikanie mogą odebrać demokratom większość w Kongresie. O tym, co w kontekście Ukrainy zapowiadają kandydaci przed wyborami, można przeczytać w „Foreign Policy”. Laura Thornton przeanalizowała ich wypowiedzi w mediach społecznościowych. „Niektórzy krytykują wysokie koszty pomocy. Ale hałaśliwa mniejszość – w większości republikanie – również papuguje najbardziej skandaliczną propagandę Kremla. Gdyby ci kandydaci zostali wybrani, mogliby naciskać na zmianę polityki USA wobec Ukrainy”. Dobrym przykładem takiego powielania przekazów rosyjskich są także ostatnie popisy miliardera Elona Muska, który sugerował, by Ukraina zrzekła się Krymu na rzecz Rosji.
– Obecnie poparcie dla Ukrainy jest z dwóch stron sceny politycznej. Ale obawiam się, że po ewentualnej zmianie większości republikański Kongres będzie chciał utrudniać życie prezydentowi i może na tym ucierpieć właśnie taka ponadpartyjna inicjatywa – prognozuje Baranowski. O tym, jak mocno może taka kohabitacja wpływać na zdolność rządzenia, mógł się przekonać m.in. prezydent Donald Trump, którego inicjatywy często starał się blokować Kongres.
Oczywiście, by ziścił się taki scenariusz, w którym USA ograniczą pomoc Ukrainie, ci najgłośniejsi krytycy takiej polityki muszą najpierw wygrać wybory, później chcieć realizować obietnice i wreszcie ograć administrację prezydenta Bidena. Wszystkie te trzy rzeczy są możliwe, lecz nieprzesądzone. Ukraińcy pokazali, że z polityką agresywnej Rosji radzą sobie całkiem nieźle. Otwartym pozostaje pytanie, czy równie dobrze poradzą sobie z wewnętrznymi uwarunkowaniami polityki Stanów Zjednoczonych.