Przeszkoda nr 1: polityka

Po pierwsze, polityka. Jak zawsze w ramach procedury Foreign Military Sales – czyli sprzedaży uzbrojenia przez rząd USA, to że złożyliśmy zapytanie na 96 sztuk tych śmigłowców nie oznacza, że tyle ich faktycznie kupimy. Ba, w ekstremalnym wypadku można sobie wyobrazić, że nie kupimy ich w ogóle. Oczywiście Waszyngton nie będzie miał nic przeciw, ale to rząd w Warszawie może uznać, że coś jest nie tak – czas dostaw, warunki korzystania czy choćby cena. Zupełny brak zakupu to scenariusz bardzo mało prawdopodobny. Ale to że kupimy np. 32 śmigłowce, a nie 96 już jak najbardziej mogę sobie wyobrazić – zakupy zbrojeniowe nie jedną woltę polityków widziały (wystarczy przypomnieć przypadek niedoszłego zakupu Caracali czy zakupu dwóch zamiast ośmiu baterii systemu Patriot). Podobnie jest zresztą z deklaracją ministra o zakupie 500 sztuk systemu HIMARS. Jest to mało prawdopodobne, co zresztą pośrednio potwierdza resort obrony komunikując, że w tej kwestii rozmawiamy także z Koreą Płd.. Na liczbę kupowanych maszyn może też wpłynąć termin podpisania umowy – wcale nie jest oczywistym, że nowy rząd, nawet jeśli utworzony przez Prawo i Sprawiedliwość, nie będzie chciał tego zmienić.

Reklama

Przeszkoda nr 2: pieniądze

Reklama

Po drugie, czynnikiem który może uziemić ten zakup może być cena. O liczbie 96 sztuk marzyli do tej pory tylko najwięksi optymiści z tej prostej przyczyny, że jest to śmigłowiec bardzo dobry, ale też bardzo drogi. Na początku maja Australia ogłosiła, że kupi 29 maszyn AH-64 Apache za prawie 4 mld dolarów amerykańskich (zakup obejmuje też przystosowanie infrastruktury na Antypodach). Oczywiście w takich transakcjach cena jest zawsze zależna od specyfikacji danych statków, pakietu szkoleniowego, logistycznego, itd., ale wydaje się, że możemy bezpiecznie założyć, że wartość polskiego kontraktu na prawie 100 śmigłowców wynosiłaby co najmniej 12 mld dolarów, co przy dzisiejszym kursie daje, bagatela, prawie 60 mld zł. Byłby to najdroższy zakup w dotychczasowej historii Wojska Polskiego. Wart nawet więcej niż ten samolotów F – 35 czy czołgów Abrams. I choć na łamach DGP główny ekonomista ministerstwa finansów właśnie zapowiedział, że w przyszłym roku na obronność mamy wydać nawet 147 mld zł, to biorąc pod uwagę liczbę podpisywanych kontraktów (m.in. czołgi Abrams, K2, armatohaubice Krab, K9, fregaty Miecznik czy program obrony powietrznej) i tak budżet jest bardzo napięty. Przy kwestii ceny warto również pamiętać, że sam zakup to tylko ok. 30 proc. kosztów jakie użytkownik, czyli Wojsko Polskie finansowane przez polskiego podatnika, poniesie przez cały „cykl życia” produktu. Jeśli więc teraz wydamy na zakup 60 mld zł, to przez kolejne 40 lat eksploatowania tych maszyn wydamy kolejne 120 mld zł. Wychodzi po 3 mld zł rocznie. Tylko na śmigłowce.

Przeszkoda nr 3: ludzie

Reklama

Wreszcie po trzecie, do obsługi tych śmigłowców potrzebni są wyszkoleni piloci i technicy. Zakładając i tak niski współczynnik liczby załóg na statek powietrzny na poziomie 1,5, to potrzeba nam 300 wyszkolonych pilotów (w Apaczach jest ich dwóch) i co najmniej 200 techników. To jest pół tysiąca od podstaw wyszkolonych osób. Nie „zwyczajnych” szeregowych, ale wysokiej klasy specjalistów. Tylko dla śmigłowców. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w podobnym czasie będziemy tworzyć zaplecze dla samolotów F – 35, rozbudowywać program obrony przeciwlotniczej, który „zassie” dobrze ponad 5 tys. żołnierzy, będziemy musieli przeszkolić załogi na setki nowoczesnych czołgów to jasnym jest, że resort obrony będzie się musiał zmierzyć z problemem pozyskania roztropnych ludzi. A z tym już teraz są problemy. Bo choć minister Błaszczak powtarza bajki o 300-tysięcznej armii (250 tys. zawodowców + 50 tys. żołnierzy obrony terytorialnej) to fakty są takie, że na koniec lipca mieliśmy nieco ponad 111 tys. żołnierzy zawodowych. O prawie 300 mniej niż dokładnie rok wcześniej.

Mimo że deklaracja polityczna o stu Apaczach brzmi więc doskonale, a zdolności Wojska Polskiego by wówczas na pewno radykalnie się podniosły, to jednak wcale nie jest pewne, czy tyle tych maszyn nad Wisłą wyląduje.