Sprawa Krajowego Planu Odbudowy ciągnie się ponad rok. Nie macie politycznego kaca z powodu przeciągania tej sprawy?
Nie. Decyzje w sprawie mechanizmów blokowania funduszy mają charakter bardzo polityczny. Komisja Europejska z tego prawa ochoczo korzysta, nawet wykraczając poza przyjęte akty prawne.
Może to błąd tej ekipy, że dała KE pretekst, by spróbowała rozbudowywać swoje kompetencje?
Zarzuty dotyczące polskiej praworządności są fałszywe. Realizowany jest scenariusz, przed którym przestrzegaliśmy. Ale nie wystarczy mówić, że mieliśmy rację, i załamywać ręce. Dlatego intensywnie współpracowaliśmy nad ustawą o Sądzie Najwyższym, by rozwiązania, które finalnie znalazły się w tej ustawie, zachowały konstytucyjność. I żeby nie było wątpliwości, że nasze działania lub bierność stoją na przeszkodzie uzyskania dostępu do środków unijnych. I to jest prawdziwy test dla KE - czy jest w stanie dotrzymać umów. Czy nie jest tak, że operacja szantażowania Polski nie służy temu, by podnosić standardy sądownictwa w Polsce, tylko by Polska nie dostała pieniędzy i by dawać paliwo polityczne opozycji.
Reklama
Jesteście pewni, że rozwiązania w prezydenckiej ustawie spełniają warunki porozumienia z KE?
Tak. Przygotowywaliśmy poprawki, mając świadomość ram, w jakich się obracamy. Musieliśmy znaleźć rozwiązania, które nie będą przeczyć wyrokom Trybunału Konstytucyjnego, a jednocześnie nie będą stanowiły pretekstu, by obarczyć Solidarną Polskę winą za to, że nie ma pieniędzy. I tu przyszedł nam w sukurs TSUE. W marcu wyraźnie doprecyzował swoją linię orzeczniczą, orzekając, że jakiekolwiek wątpliwości w sprawie postępowania sędziego nie mogą dotykać jego statusu, tylko możliwości orzekania w konkretnej sprawie. To fundament. I o to nam chodziło w tym sporze.