W tamtym czasie posłowie do Parlamentu Europejskiego negocjowali z Radą nowy rodzaj mechanizmu praworządności. "Miał on umożliwić UE zawieszenie płatności na rzecz krajów, które sprzyjają korupcji lub ograniczają niezawisłość sądownictwa. (…) Parlament chciał surowych regulacji, Rada bagatelizowała sprawę" - przypomina „Spiegel”.

Reklama

"Socjaldemokraci i konserwatywna EPL byli gotowi zgodzić się na kompromisową propozycję", decyzja leżała w rękach Zielonych i liberałów. Niemiecki polityk Zielonych Daniel Freund uznał, że „propozycja nie idzie wystarczająco daleko”, tego samego zdania był Moritz Koerner (FDP).

Jak podkreśla „Spiegel”, walka obydwu posłów „o więcej rządów prawa” zmusiła szefową KE von der Leyen „by w końcu zmierzyła się z Polską i Węgrami”. "To, że Komisja wstrzymuje teraz miliardowe fundusze unijne dla obydwu krajów, to między innymi skutek wytrwałości tego duetu (posłów). Von der Leyen była nimi bardzo zirytowana, ale nie mogła już ich ignorować" – opisuje „Spiegel”.

Natomiast spór z Komisją sprawił, że 38-letni Freund i 32-letni Koerner (dla obydwu jest to pierwsza kadencja w europarlamencie) „stali się najbardziej znanymi niemieckimi posłami w Brukseli”. "Niewielu parlamentarzystów jest tak silnie związanych z daną kwestią, jak ta dwójka" – podkreśla „Spiegel”.

Jak zauważa „Spiegel”, mimo że Zieloni i FDP walczą ze sobą w rodzimym Bundestagu, pomimo wspólnego rządzenia w ramach koalicji, to "w Brukseli jest przeciwnie, przynajmniej jeśli chodzi o tę dwójkę: Koerner i Freund ściśle ze sobą współpracują, mimo że ich frakcje należą do różnych obozów w zakresie polityki ochrony środowiska, finansów UE czy wolnego handlu".

"Okazało się, że mamy takie samo stanowisko w sprawie praworządności. A także w kwestiach takich jak prawa podstawowe, prawa człowieka, tożsamość seksualna" – przyznali zgodnie w rozmowie ze „Spieglem” Koerner i Freund, którzy „wydają się bardzo zgrani”.

Obydwaj niemieccy posłowie „odegrali kluczową rolę w sprowadzeniu parlamentu na twardy kurs konfrontacyjny” – podkreśla „Spiegel”, przypominając, że „von der Leyen nie spieszyła się z zastosowaniem mechanizmu praworządności wobec Węgrów i Polaków”. "Szefowa KE nie chciała konfliktu. Ciągle znajdowała nowe powody do zwłoki. Według urzędników Komisji, chciałaby wypłacić miliardy euro z funduszu odbudowy po pandemii dla Warszawy i Budapesztu. Większość państw członkowskich również była początkowo za tym" – zauważa „Spiegel”.

Reklama

Jednak „Koerner i Freund nie odpuszczali. (…) Od samego początku obaj nalegali na użycie nowego mechanizmu. (…) Im dłużej von der Leyen odmawiała podjęcia działań, tym ostrzejsze stawały się ataki”. Freund zagroził nawet „pozwaniem KE” – pisze „Spiegel”.

"W październiku 2021 roku Parlament postanowił pozwać KE za brak działań. Taki krok został podjęty tylko raz w historii UE. Zostało to poprzedzone intensywnymi negocjacjami, ponieważ EPL początkowo nie chciała podejmować kroków prawnych przeciwko własnej przewodniczącej Komisji" – przypomina „Spiegel”.

Ostatecznie dwóm niemieckim posłom udało się. "Po długich negocjacjach przekonaliśmy konserwatystów, by pozostali częścią praworządnej większości" – stwierdził Freund w rozmowie ze „Spieglem”.

Von der Leyen ostatecznie zmieniła kurs – KE najpierw wszczęła postępowanie przeciwko Węgrom, a następnie zamroziła miliardowe wypłaty dla Polski. "Obydwa te kraje wciąż czekają również na środki z KPO. Bez nacisków ze strony Parlamentu ten zwrot raczej nie miałby miejsca" – zauważa „Spiegel”.

Inni członkowie europarlamentu, na przykład była niemiecka minister sprawiedliwości Katarina Barley (SPD) również wzywali von der Leyen do podjęcia działań. "Ale to sojusz między Zielonymi a liberałami był kluczowym czynnikiem, wpływającym na postawę PE" – podsumował „Spiegel”.