„Zachodni przywódcy powinni maksymalizować siłę Polski, pomagając w szybkiej modernizacji jej wojska. Wzmocni to regionalną obronność NATO przeciwko Rosji. Jednym z natychmiastowych rozwiązań byłby, zaadaptowany do XXI wieku program Lend-Lease 2.0” – zaproponował w tym tygodniu analityk waszyngtońskiego think tanku - Center for European Policy Analysis płk Ray Wójcik (całość: https://cepa.org/help-poland-help-ukraine-and-the-nato-alliance/).

Reklama

Rosja już nie różni się od III Rzeszy

Były attaché wojskowy ambasady USA w Warszawie trafnie zauważył, iż: „Problem polega na tym, że budżet obronny Polski jest nadmiernym obciążeniem dla gospodarki tej wielkości. Na przykład populacja Niemiec jest około dwukrotnie większa niż w Polsce, dysponuje PKB ponad sześć razy większym. Niemcy dodatkowo cieszą się bezpiecznymi granicami i jak dotąd nie odczuwają pilnej potrzeby utrzymania gotowości, ani modernizacji swoich sił zbrojnych (choć wydaje się, że to się zmienia). Tymczasem granice Polski są coraz bardziej niestabilne”. Ta „niestabilność” może się pogłębiać, bo putinowska Rosja jedyny argument, który przyjmuje do wiadomości i zauważa, to argument siły militarnej. Niespecjalnie już różni się w tym od III Rzeszy.

Dla przypomnienia - po klęsce Francji administracja prezydenta Franklina D. Roosvelta uznała, że Niemcy pod rządami Adolfa Hitlera stały się zagrożeniem dla świata. Demokraci starali się jednak uniknąć bezpośredniego przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny. Jednocześnie chcieli wesprzeć w walce osamotnioną Wielką Brytanię oraz wszelkie inne państwa stawiające opór III Rzeszy i jej sojusznikom. Sprzedaż uzbrojenia nawet na preferencyjnych warunkach szybko stała się niemożliwa, bo Londynowi kończyły się zasoby finansowe. Rozwiązaniem okazał się Lend-Lease Act, podpisany przez prezydenta Roosvelta 11 marca 1941 r. Pozwalał on rządzącej w Waszyngtonie administracji: „sprzedawać, przenosić własność, wymieniać, wydzierżawiać, pożyczać i w jakikolwiek inny sposób udostępniać innym rządom dowolne produkty ze sfery obronności”.

Reklama

W następnych latach największym beneficjantem Lend-Lease Act stał się zaatakowany przez III Rzeszę Związek Radziecki (co radziecka, a następnie rosyjska historiografia starannie przemilczała i przemilcza). Jednak gdyby Amerykanie nie dostarczyli: 427 tys. samochodów terenowych i ciężarówek, 22 tys. samolotów, 13 tys. czołgów, a przede wszystkim 15 mln par butów dla żołnierzy, żadna wielka ofensywa Armii Czerwonej po 1941 r. nie byłaby możliwa. Ta wielka inwestycja szybko się zwróciła. USA wygrały wojnę z Niemcami, Japonią i ich sojusznikami, tracąc niecałe 420 tys. żołnierzy. Jeśli idzie o straty Armii Czerwonej to starannie je ukrywano. Wedle historyka Mikołaja Iwanowa kwerenda w zachowanych dokumentach będących w zasobach rosyjskiej Dumy pozwala oszacować rzeczywistą liczbę poległych podczas II wojny światowej czerwonoarmistów na ok. 19 milionów. Stalina zupełnie nie obchodziło, ilu obywateli ZSRR straci życie - liczyło się tylko zwycięstwo. Natomiast dla zachodnich przywódców przekazanie za darmo broni wrogowi Hitlera oznaczało, że: amerykańscy, brytyjscy, kanadyjscy, australijscy młodzi chłopcy nie będą masowo wracali do domu w trumnach.

Reklama

Obwód kaliningradzki

Obecna sytuacja prezentuje się inaczej. Polska jest częścią świata Zachodu i nikt w naszym kraju nie ma ochoty na to, żeby nasi żołnierze stali się „mięsem armatnim”. Jednak w obwodzie kaliningradzkim i na Białorusi stacjonują rosyjskie wojska. Niezależnie od tego jakim wynikiem zakończy się inwazja na Ukrainę, już tam pozostaną. Dziś w mediach i politycznym dyskursie (nie tylko w III RP) trwa nieprzerwany festiwal „pobożnych życzeń”. Na Twitterze i Facebooku Ukraina już wygrała wojnę, choć przecież to rosyjskie rakiety i pociski dewastują ukraińskie miasta i niosą śmierć tysiącom cywili. To rosyjska armia rabuje i pustoszy zajęte tereny oraz szykuje się do nowej ofensywy w rejonie Donbasu. Ukraińcy walczą bohatersko, lecz zachodnie kraje nie dostarczają im sprzętu niezbędnego do działań ofensywnych: samolotów, czołgów, zestawów przeciwlotniczych dalekiego zasięgu. Przekazywana broń pozwala skutecznie stawiać opór, ale też powoli wykrwawiać się. Natomiast nie pomoże wyprzeć najeźdźcę poza granice ojczyzny. Nadal więc nic nie jest ostatecznie rozstrzygnięte.

Co gorsza, nawet gdyby inwazja putinowskiej Rosji została przez Ukrainę odparta i nastąpiło zawieszenie broni, Polska wcale nie znajdzie się w bezpieczniejszym położeniu. W festiwalu „pobożnych życzeń” kreślone są scenariusze, jak to otocznie Putina definitywnie pozbywa się tyrana, najlepiej jeszcze przed Bożym Narodzeniem. W jeszcze „pobożniejszej” wersji kolejnym prezydentem zostaje ktoś ze środowisk liberalny i przywraca w Rosji demokrację oraz odnawia dobre relacje z Zachodem. Tyle tylko, że na dziś dużo prawdopodobniejszy scenariuszem staje się powrót do czasów stalinowski, a nawet upodobnienia się wielkiego kraju do Korei Północnej. Zachodnie sankcje zwiastują Rosjanom głęboką zapaść gospodarczą. Przemysł umiera, a eksploatowane obecnie złoża ropy i gazu powoli się wyczerpują.

Rosja - państwo zbójeckie

Owszem na terytorium Rosji znajdują się inne, lecz są to albo złoża zlokalizowane w Arktyce, albo ropa i gaz zgromadzona w łupkach bitumicznych. Na dziś rosyjskie firmy wydobywcze bez zachodnich technologii i maszyn nie posiadają możliwości dobrania się do tychże zasobów. To oznacza sukcesywny spadek wydobycia i pogłębianie się kryzysu. Odizolowana od świata Korea Północna nauczyła się zdobywać żywność, pieniądze i maszyny, grożąc nieustannie wojną i bronią atomową. Staczającej się po równi pochyłej Rosji może nie pozostać nic innego. W końcu i tak już jest państwem zbójeckim, a groźba użycia broni atomowej zabezpiecza ją przed przeniesieniem się działań militarnych na rosyjskie terytorium. Agresywna, wściekle kąsająca wszystkich wokoło Moskwa, to bardzo prawdopodobne opcja na najbliższą przyszłość. Niestety, przy użyciu „pobożnych życzeń” jakich mamy pod dostatkiem, nie da się zestrzeliwać samolotów i pocisków samosterujących. Nawet łatwo wybuchające czołgi T-72 okazują się na nie odporne. Jedynie ci, którzy posiadają potężne siły zbrojne, mają szansę unikać bolesnych ukąszeń.

Czego potrzebuje polska armia? Antyrosyjska wolta Berlina nie musi trać wiecznie

Czego dokładnie potrzebuje na już polska armia bardzo obrazowo ujął Maciej Miłosz w artykule: „Miliardy na wojsko. Jak powinna dozbroić się Polska”. CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ>>>. Acz nasze potrzeby da się ująć dwoma słowami – potrzebujemy wszystkiego. To oznacza wydatek minimum 150 mld złotych. Co gorsza znacząca poprawa stanu uzbrojenia sił zbrojnych nastąpi za kilka lat. Tymczasem oszalałą Rosję za naszą wschodnią granicą mamy dziś.

„Niebezpieczeństwo konfliktu wkraczającego na wschodnią flankę NATO jest realne. Musimy zająć się tymi zagrożeniami bezpieczeństwa już teraz” – zauważył w swej analizie płk Ray Wójcik. Owszem, amerykańscy żołnierze przerzuceni na wschodnie ziemie Polski, systemy antyrakietowe i lotnictwo NATO, to znaczące gwarancje bezpieczeństwa. Jednakże Warszawa musi wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik. Nikt nie potrafi przewidzieć, kto będzie rządził w Waszyngtonie za dwa lata, ani tym bardziej za sześć. Ameryka za czasów Trumpa już obierała kurs na izolacjonizm i całkowite skupienie się na rozgrywce z Chinami. Podobnie się rzecz ma z Berlinem. Antyrosyjska volta wymuszona brutalnym złamaniem przez Putina wszelkich reguł, nie musi trwać tam wiecznie. Tymczasem i za 10 lat rosyjskie wojska nadal mogą stać u granic III RP. W takich okolicznościach rezygnacja z budowania jak najsilniejszych, własnych sił zbrojnych nosi znamiona ulegania instynktom samobójczym. Jednak za jedynie własne środki Polska szybko ich nie zbuduje.

Polska nie jest petentem

Dlatego należy chwytać takie opinie jak ta Raya Wójcika i przekuwać na własne żądania wobec sojuszników z NATO. Nie prośby, lecz właśnie żądania, ponieważ Polska nie jest tu petentem, lecz swym istnieniem daje Europie Zachodniej gwarancję na przyszłość. Szansę, iż ta nadal żyć będzie spokojnie i dostatnio. Tak jak teraz ofiary ponoszone przez Ukraińców sprawiają, że Władimir Putin nie może pozwolić sobie na militarny szantaż wobec Unii Europejskiej. Gdyby w tydzień wygrał wojnę trudno mieć złudzenia, iż odmówiłby sobie tej przyjemności.

Przy czym ideę Lend-Lease 2.0 Warszawa nie powinna propagować sama, lecz zachęcić do wspólnego udziału w niej też inne, najbardziej zagrożone kraje. Czyli państwa bałtyckie, Słowację, Rumunię. To daje szansę na większych oddźwięk.

„Podczas II wojny światowej prekursorska ustawa Roosevelta Lend-Lease Act pomogła uratować wolny świat. Jest to dokładnie ten rodzaj przedsięwzięcia, który jest potrzebny do wypełnienia luk w bezpieczeństwie Polski i wschodniej flanki NATO” – zauważa Ray Wójcik, utrafiając w sedno. Polska zaś musi zdobyć się na jak najdalej idącą postawę roszczeniową wobec sojuszników i być w tym konsekwentna. Bez oglądania się na niesmak, jaki tym wzbudzi. Przejmujących się konwenansami należy uświadamiać, iż na przestrzeganie zasad savoir-vivre przez rosyjskich żołnierzy raczej nie mogą liczyć.