Wicemarszałek Sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS był gościem radiowej Jedynki. Jak ocenił, miniony rok rzeczywiście był rokiem bardzo trudnym. Jednocześnie dodał, że w nowy patrzy z nadzieją ioptymizmem. W ocenie Terleckiego najważniejszą kwestią, budzącą emocje - także w PiS - były różne podejścia do walki z pandemią koronawirusa.
Terlecki był pytany, czy "największym sukcesem obecnej ekipy jest to, że przetrwała i wciąż - mimo znaczących spadków sondażowych jest liderem zaufania". Odpowiedział: - Spadki nie są takie duże, a - prawdę mówiąc - my się wewnętrznie, ale też w rozmowach opieramy przed tym pojęciem "przetrwaliśmy", no bo nie taki był nasz cel. Były takie chwile w minionym roku, że byliśmy na krawędzi rozchwiania, takiego jednak czarnowidztwa, że to wszystko nas - czyli oczywiście Polaków - doprowadzi do jakichś rozwiązań nadzwyczajnych, niebezpiecznych, krytycznych itd. - dodał.
Według niego w kolejnych kwartałach minionego roku pojawiały się różne zagrożenia, "było ich rzeczywiście dużo". - Nie chcemy trwać, nasz program to jednak były zmiany i to, co nas najbardziej bolało to to, że tych zmian nie można było planować, przeprowadzać tak, jak chcieliśmy, bo rozmaite przeszkody nam to utrudniały - mówił.
"Bywało to trochę krępujące i żenujące"
Pytany, czy wizja rozpadu Zjednoczonej Prawicy była realna, a jeśli tak - to na ile została odsunięta - odpowiedział: - Mieliśmy takie chwile, że rzeczywiście musieliśmy liczyć głosy w Sejmie i musieliśmy niepokoić się tym, czy nasz rząd, jego działalność nie będzie uniemożliwiona i czy nie będzie w takiej sytuacji konieczna decyzja o przyspieszonych wyborach. Dużo nas kosztowało utrzymanie większości, bo wizerunkowo traciliśmy przy różnych okazjach, ale szczęśliwie udało się i mam nadzieję, że ten rok będzie spokojniejszy - zaznaczył.
Zapytany, czy nie było to trochę żenujące i kłopotliwe, że rząd był oskarżany "o handlowanie stołkami" zaznaczył, że "bywało to rzeczywiście trochę takie krępujące i żenujące, ale to jest niestety normalna praktyka polityczna".
- To nie jest nasz wynalazek, to nie jest polski wynalazek, tak się dzieje we wszystkich parlamentach i tak się działo wielokrotnie przed 2015 rokiem - powiedział. - Niestety tak jest ze w polityce trzeba czasem zacisnąć zęby i podejmować decyzje niepopularne, niewygodne i nieprzyjemne. Tak jest, czasem tego wymaga sytuacja i tak bywało w tym roku który minął - mówił.
Najważniejszym problemem było to, że pandemia, która - mówił Terlecki - wciąż wywołuje ogromne emocje, wywoływała też"ogromne emocje" w klubie PiS. - Byli zwolennicy tego, aby zaostrzać przepisy, rygory funkcjonowania w okresie pandemii, przymuszać do szczepień, a byli tacy, którzy mówili, że to jest zamach na wolność. Nasza polityka trochę polegała na manewrowaniu między tymi dwoma opiniami i to rodziło często ogromne emocje wewnątrz naszej partii. One w jakimś sensie jeszcze trwają, ale myślę, że przyjęliśmy taki kurs balansowania miedzy tymi dwoma skrajnymi opiniami - powiedział.
Polityk podkreślił ponadto, że budżet na rok 2022 został przyjęty i "przejście ze starego roku w nowy rok udało się". - Jesteśmy bezpieczni pod tym względem, więc patrzymy teraz spokojniej - dodał.
Terlecki mówił, iż spodziewa się, że "zawirowania, z którymi mieliśmy do czynienia w klubie parlamentarnym i w naszym otoczeniu, naszej partii wygasną i że "nie będziemy już musieli mówić: 'najważniejsze jest przetrwać', a było tak, że takie głosy padały" - powiedział.
Skok cen "przyszedł z zewnątrz"
Wicemarszałek Sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS został też zapytany, dlaczego inflacja w Polsce jest wyższa niż w innych krajach oraz o to, czy rząd i Narodowy Bank Polski nie dostrzegły tego problemu zbyt późno. - Byliśmy w bardzo dobrej sytuacji gospodarczej mniej więcej rok temu, czy jeszcze na wiosnę, kiedy wychodziliśmy z kłopotów pandemicznych w gospodarce i mieliśmy niskie bezrobocie, dobre wyniki i prognozy zaskakująco dobre - mówił Terlecki. Dodał, że na to wszystko nałożył się skok cen, "który przyszedł jednak z zewnątrz". - I to - tak jak wojna na granicy - było trochę nie do przewidzenia - stwierdził.
- Można się było spodziewać, że na granicy, czy w ogóle na wschodzie od Polski dojdzie do problemów, które będą dla nas groźne, no ale trudno było przewidzieć, że to będzie miało taki kształt, jaki miało, znaczy tego szturmu na naszą granicę. Podobnie z inflacją. Wzrost cen, przede wszystkim energii, jednak wszystkich zaskoczył, nie tylko nas, a uderzył bardzo mocno. Ten wzrost cen wynika z różnych przyczyn i znów trudno go było przewidzieć jeszcze na początku minionego roku - zaznaczył wicemarszałek.
Na uwagę, że wielu ekspertów, m.in. za granicą podpowiadało w tej kwestii NBP, składając inne sugestie Terlecki odpowiedział, że, "nasz Narodowy Bank Polski przyjął strategię przetrwania tego zachwiania równowagi cen". - Potem, kiedy się okazało, że to jednak jest bardziej dokuczliwe, rząd zaczął stosować, przygotowywać i wdrażać rozmaite środki zaradcze, i one w gruncie rzeczy dopiero zaczną działać. W najbliższych tygodniach, miesiącach uda się tę inflację jakoś okiełznać - mówił.
"Opozycja zrobiłaby wszystko, żebyśmy stracili władzę"
- Opozycja zrobiłaby wszystko, żebyśmy stracili władzę; nawet nie chodzi o władzę, bo oni są gotowi w znacznej części zrezygnować z tej władzy na rzecz instytucji zagranicznych, chodzi o pozbycie się rządu Zjednoczonej Prawicy - powiedział wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. - Chodzi po prostu o to, żeby pozbyć się czegoś, co uważają za bardzo niewygodne, czyli rządu Zjednoczonej Prawicy i otworzyć z powrotem szeroką drogę do rozmaitych szemranych interesów i użyją do tego wszelkich środków, w każdej sprawie będą mieli zdanie inne, niż parlamentarna większość i rząd, bez względu na to, jakie to będzie zdanie - ocenił.
Jak zauważył, opozycja niegdyś wzywała, że należy wprowadzić obostrzenia pandemiczne, ale - jak zaznaczył - "gdybyśmy wprowadzili obostrzenia, to krzyczeliby, że ograniczamy wolność". - Teraz stają po stronie instytucji unijnych, które chcą ukarać Polskę i krzyczą, żeby UE nie uruchomiła tych funduszy, które się Polsce należą, bo to jest nadzieja, że jeżeli w Polsce kłopoty gospodarcze narosną, to jest szansa obalić rząd PiS - dodał wicemarszałek.
- Zauważmy, że opozycja nie ma programu, ani gospodarczego, ani społecznego, że miota się tylko w takich kwestiach, w których wywrzaskuje inne zdanie. To jest coś, z czym od dłuższego czasu mamy do czynienia i co będzie trwało - powiedział Terlecki.
Dodał, że nie widzi po stronie opozycji "ani koncepcji, ani ludzi, którzy te koncepcje mogliby tworzyć". - To jest po prostu grupa interesu, która marzy o tym, żeby te interesy wróciły i żeby można je było bezkarnie i z przyzwoleniem państwa realizować - zaznaczył szef klubu PiS.
- Uważamy, że ani nie ma takiej potrzeby, ani nie jest to w interesie Polski, aby skracać w tej chwili kadencję. Chcemy ją doprowadzić do końca, przeprowadzić wybory w terminie konstytucyjnym i je oczywiście wygrać, najlepiej tak wysoko, żeby nadal rządzić bez potrzeby szukania koalicjantów - mówił Terlecki.
Przypomniał, że częścią Zjednoczonej Prawicy jest środowisko Solidarnej Polski. - Jest partią obok nas, z nami w sojuszu. Pozostajemy w koalicji, która jest o tyle łatwiejsza, niż inne możliwe do przewidzenia, że to jest koalicja środowisk o bardzo podobnych poglądach - podkreślił Terlecki. Jak zapewnił, choć są "różnice zdań i różnie rozłożone akcenty, jak relacje z UE, czy postawa bardziej ideologiczna, ale to nie znaczy byśmy byli na progu rozejścia się".
- Generalnie jestem optymistą życiowym. Myślę, że sprawy na początku roku nabiorą nowej perspektywy, bo wisiało nad nami uchwalenie budżetu, wiele spraw się piętrzyło, ten koniec roku rzeczywiście wyglądał jakoś tak posępnie, natomiast wydaje mi się, że teraz będzie łatwiej - mówił wicemarszałek.
Jak dodał, ma nadzieję, że "bardziej optymistyczne prognozy w sprawie pandemii sprawdzą się, daj Boże nie stanie się nic strasznego za naszą wschodnią granicą, i że Rosja tylko straszy i tak wystraszoną UE, Zachodnią Europę i Amerykę i, że jednak zdusimy inflację, przyhamujemy drożyznę i będzie to widać w pierwszych miesiącach tego roku".
Terlecki przypomniał, że prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział odejście z rządu i zajęcie się przygotowaniem partii do wyborów za dwa lata. Jak ocenił, wpłynie to "stabilizująco na klub parlamentarny i niektórych naszych posłów, którzy poczuli się za bardzo swobodnie". - Wydaje mi się, że nastąpi pewne uspokojenie, większa spójność naszych kadr i środowiska i odzyskamy te parę punktów procentowych, które nam w ostatnich miesiącach ubyły, i optymistycznie pójdziemy do wyborów - powiedział szef klubu PiS.
Lex TVN "swego rodzaju demonstracją siły"? "Tak, coś takiego"
Prezydent Andrzej Duda zawetował nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji zmierzającą m.in. do tego, by podmioty spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego mogły posiadać w spółkach medialnych działających na podstawie polskich koncesji, udziały nieprzekraczające 49 proc. Pytany o to Ryszard Terlecki odrzekł: - Nie chcę się wdawać w prawne polemiki, ale prawdę mówiąc przewidywałem taki rozwój wydarzeń i tak sądziłem, że prezydent zawetuje ustawę, choć w naszym środowisku przeważała opinia, czy może nadzieja, że raczej skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego - powiedział Terlecki w radiowej Jedynce.
Jak zaznaczył "opozycja wciąż jęczała na korytarzach sejmowych wobec dziennikarzy, wobec mediów, że my nie mamy większości, że już lada chwila przejmą kontrolę nad Sejmem, a potem nad państwem, że PiS się pokłócił, rozsypuje, jest coraz słabszy i już nic nie może zrobić w Sejmie". - No więc pokazaliśmy, że właśnie możemy i, że to opozycja jest bezradna, podzielona, pokłócona, wystraszona- dodał wicemarszałek.
Dopytywany w kontekście nowelizacji ustawy medialnej, czy była to "swego rodzaju demonstracja siły", Terlecki odpowiedział, że "tak, coś takiego". - Pokazaliśmy, że spokojnie wtedy, gdy będziemy tego potrzebowali, to wygramy głosowanie w Sejmie - podkreślił wicemarszałek.
"Splot kilku zdarzeń" ws. Turowa. "Jestem za tym, żeby nie płacić"
- Jestem za tym, żeby nie płacić nałożonych kar - powiedział Ryszard Terlecki, odnosząc się do sprawy kopalni Turów. Jego zdaniem TSUE i instytucje unijne naruszyły w tej sprawie "wszystkie standardy" zachowania. - Naruszone zostały wszystkie standardy zachowania Trybunału, instytucji unijnych. Inne podobne kopalnie działają kawałek dalej i nikt się ich nie czepia - dodał Terlecki.
Jak mówił, Polska była gotowa była wydać pieniądze, "żeby mieszkańcy tego pogranicza po stronie czeskiej mieli większy komfort życia, mniej obaw, że ta woda wyschnie w studniach, czy będzie większe zanieczyszczenie powietrza". - Za te pieniądze mogliśmy znacznie więcej zrobić i chcieliśmy - mówił szef klubu PiS.
W jego ocenie w kwestii Turowa doszło do splotu kilku zdarzeń. Wymienił m.in. wybory w Czechach i to, iż mieszkańcy pogranicza mieli - według niego - nadzieję, że z Polski "wyciśnie się ogromne pieniądze".
- Porozumienia nie ma, ale pamiętajmy, że nowy rząd czeski to są zaledwie tygodnie, więc on też musi ogarnąć jakoś tę sytuację - mówił Terlecki. Jak dodał, jeśli chodzi o inne sprawy Czesi w sporach unijnych zachowywali się "solidarnie z nami". - Więc myślę, że i tą sprawę w końcu uda się rozwiązać pomyślnie - zaznaczył.