Ceny benzyny na stacjach przekraczają już 6 zł za litr, a klienci obawiają się, że przekroczona zostanie bariera 7 zł. Jakie są prognozy Orlenu? Będzie drożej czy taniej?
Jest wiele czynników wpływających na cenę paliw, bo to nie tylko kurs dolara i ceny baryłki. Niewiadomą są też dalsze decyzje OPEC dotyczące wydobycia. W normalnych warunkach letni okres największego zużycia paliw powinniśmy mieć już za sobą, ale widzimy, że obecnie się przedłuża – to efekt odbicia rynków po pandemii. Fakt, że ceny frachtów po rekordowych skokach minimalnie spadają, zdaje się dobrą wróżbą. Sytuacja powinna się stabilizować, bo skoro gospodarka na świecie studzi się, to i zapotrzebowanie na ropę będzie mniejsze, co sprawi, że ceny zaczną się normować.
Akurat w Polsce zrobiono wszystko, aby ceny były jednymi z najniższych w Europie. Gdyby nie działania polskiego rządu walczącego z mafiami paliwowymi i optymalizacje podejmowane przez Orlen, to ceny już dawno przekroczyłyby 7 zł za litr. Dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości oraz naszym decyzjom Polska ma dziś jedne z najniższych cen paliw w Europie. Wystarczy spojrzeć na zagranicę, nawet tam, gdzie mamy swoje rafinerie, żeby przekonać się, że taniej jest tylko w Bułgarii i Rumunii, a i tak niewiele. Drożej jest na Słowacji, w Czechach, na Litwie. Już nie mówiąc o Grecji czy Niemczech. Wszystkie koncerny naftowe kupują ropę na tym samym rynku ‒ niezależnie od tego, czy pochodzą z Polski, Francji czy Hiszpanii. A to my mamy jedne z najniższych cen paliw.
Reklama
Ważna jest też siła nabywcza.
Reklama
To prawda, dlatego dobrze odnieść obecną sytuację do tej sprzed niespełna dekady. W 2012 r. benzyna na stacjach również osiągała 6 zł. Wtedy cena baryłki ropy przekraczała ok. 100 dol., ale kurs dolara wynosił niewiele powyżej 3 zł. Teraz ropa jest tańsza i kosztuje ok. 85 dol. za baryłkę, ale dolar zbliża się do 4 zł. Trzeba pamiętać, że koszty to nie tylko baryłka ropy, lecz także przerób czy certyfikaty emisji CO2. To wszystko się liczy i jest droższe niż w 2012 r. Nasi pracownicy też zarabiają więcej niż kiedyś. Z perspektywy klienta widać jednak też korzystną różnicę ‒ jesteśmy bogatszym społeczeństwem niż w 2012 r. Wtedy minimalna stawka godzinowa wynosiła ok. 9 zł. Teraz wynosi ok. 18 zł. Najniższa ówczesna pensja to ok. 1600 zł, teraz 2800 zł, średnia wówczas to ok. 3700 zł, teraz ok. 6 tys. zł. Przeciętny Polak w porównaniu do 2010 r. za średnią pensję może kupić o ok. 60 proc. więcej benzyny. W Niemczech ten wynik to tylko 28 proc.