Zanim zarysuję mój pogląd na taki właśnie program gospodarczy, chciałbym usytuować tenże program w szerszym kontekście historycznym i geograficznym. Otóż według wiarygodnych przewidywań Eurostatu (AMECO) dług publiczny Polski ma w 2021 r. osiągnąć poziom 57,1 proc. PKB (z poziomu 45,6 proc. w 2019 r.). Ale w tym samym czasie dług publiczny krajów strefy euro ma wzrosnąć z 85,8 proc. PKB do 102,4 proc. Imponujący „wynik” Eurolandu nie wzbudza w UE żadnego niepokoju.
Przeciwnie, cała UE ma się właśnie dodatkowo zadłużyć na wielką skalę, by sfinansować unijny „program odbudowy”. Poglądy polityków i ekonomistów na dopuszczalność (bądź celowość) polityki zadłużania się zmieniły się radykalnie w trakcie ostatnich 8 lat. Faktu tego zdaje się nie dostrzegać premier Tusk. Zdaje się on wciąż wierzyć w nieodzowność „konsolidacji fiskalnej”, która, jak powszechnie wiadomo, doprowadziła strefę euro do powtórnej recesji w latach 2011–2013.
Nie od rzeczy będzie też przypomnieć, że rząd PO-PSL również nie zdołał utrzymać długu publicznego w ryzach. W latach 2007–2013 wzrósł on z 44,5 proc. do 56,4 proc.