Jednak ekonomiści przestrzegają przed przecenianiem możliwości Pekinu - chińska gospodarka od lat ma kłopoty, a obecny kryzys tylko je wzmacnia.

Reklama

Oczekiwania przywódców UE są ogromne. "Mam nadzieję, że Chiny pomogą znaleźć receptę na kryzys finansowy. To wspaniała okazja, by Pekin wykazał się odpowiedzialnością" - mówił wczoraj w chińskiej stolicy przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. "Sprawa jest bardzo prosta: razem utoniemy albo wspólnie utrzymamy się na powierzchni" - przestrzegał nie bez podstaw. Dobitnym przykładem wzajemnych zależności są bowiem choćby finansowe więzi między Pekinem a Waszyngtonem, które doprowadziły do tego, że amerykański sekretarz skarbu Henry Paulson niemal codziennie wydzwania do swoich partnerów zza Wielkiego Muru, by konsultować z nimi decyzje.

Tymczasem jednak chińska gospodarka sama przypomina papierowego smoka. Wzrost gospodarczy jest najniższy od pięciu lat. W ostatnich tygodniach, w ślad za Wall Street i europejskimi giełdami, chińskie akcje straciły 65 proc. wartości. Bezrobocie nieubłaganie rośnie, a w niektórych prosperujących dotąd branżach i regionach zamyka się dziesiątki fabryk. Na ulice wyszli pierwsi robotnicy, którzy protestują przeciw zamykaniu ich zakładów. Niemal całkowicie ustały zakupy na rynku nieruchomości. W tej sytuacji, żeby utrzymać spokój społeczny i w miarę stabilną gospodarkę, kraj potrzebuje wzrostu na poziomie 8 proc. W tym roku powinno się to jeszcze udać, ale wszystkie prognozy na 2009 r. zapowiadają spadek poniżej tego minimum. Rządząca krajem partia komunistyczna próbuje ratować tempo wzrostu, m.in. namawiając tradycyjnie oszczędnych rodaków do zwiększenia konsumpcji. Zdaniem władz w trudnych czasach Chińczycy powinni sięgnąć do kieszeni i ruszyć na zakupy, by w ten sposób choć trochę podkręcić koniunkturę.

Wszystko to w połączeniu z mocarstwowymi ambicjami Pekinu sprawia, że decydenci z ChRL są zainteresowani współpracą z Zachodem w obliczu recesji. Jednak nie za wszelką cenę. "Chiny chcą mieć realny wpływ na to, co uzgodnią zachodni przywódcy w sprawie kryzysu. Nie mają zamiaru ograniczyć się do wysłuchania rad liderów USA i UE" - mówi DZIENNIKOWI Douglas O. Walker, ekonomista z Regent University w Wirginii. Zwłaszcza że w obecnych warunkach, mimo własnych kłopotów, mają wiele do ugrania. Sugerował to zresztą sam Barroso. "Chiny mogą i powinny mieć większy wpływ na działalność międzynarodowych instytucji finansowych" - przekonywał podczas wczorajszego przemówienia w szkole dla urzędników państwowych w Pekinie. Państwo Środka uzyskało już w tym roku pewne zwiększenie siły głosu w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, ale jako czwarta gospodarka świata, która mimo kłopotów wciąż odnotowuje wzrost, liczy na znacznie więcej.

Jednak mimo że obie strony liczą na porozumienie, nie wiadomo, czy nad pragmatyzmem nie będzie górować ideologia. Atmosferę dzisiejszego szczytu jeszcze przed jego otwarciem bardzo popsuła bowiem informacja, iż Nagrodę na rzecz Wolności Myśli im. Andrieja Sacharowa Europejski Parlament przyznał chińskiemu dysydentowi Hu Jia.