Podczas pierwszego lockdownu praktycznie nie było podziemia. – 94 proc. salonów samo zamknęło się na dwa tygodnie przed ogłoszeniem lockdownu w obawie przed zakażeniem. Po nim nielegalnie działało może 4 proc. Dziś przyznaje się do tego niemal 40 proc. – tłumaczy Michał Łenczyński, założyciel grupy wsparcia Beauty Razem. Ale to niejedyna różnica.

Klienci nie boją się korzystać z usług

O ile wówczas, w obawie przed kontrolą i mandatem, zwykle świadczono usługi w domach klientów, dziś firmy działają w swoich własnych lokalach. Dotyczy to zwłaszcza salonów mających lokalizację nie przy ruchliwych ulicach, lecz na uboczu, w wewnętrznych podwórkach. Wśród fryzjerów stało się popularne prowadzenie działalności w wynajętych lokalach mieszkalnych. Inne jest też podejście klientów - rok temu wielu z nich bało się korzystać z usług kosmetycznych. Teraz restrykcje nieco osłabiły popyt, ale nie odstraszyły wszystkich i nadal obserwuje się w branży tradycyjne przedświąteczne wzmożenie.
Reklama