Przedsiębiorcy po raz kolejny łapią się za głowę i portfele myśląc o tym, jaka czeka ich przyszłość. Ponosząc ciężary związane z opłatami stałymi, zaległymi składkami ZUS. Jednak to nie przedsiębiorcy podejmują decyzję w swojej sprawie, niestety

ta spoczywa w rękach rządzących. Przed nami dwa ciężkie tygodnie. To czas który powinien być wykorzystany na przedstawienie przedsiębiorcom jasnego planu pomocy w przetrwaniu kolejnego zamrożenia gospodarki. Już raz przez to przechodziliśmy, wyciągnijmy więc z tej lekcji jak najwięcej.

Reklama

Państwo wydało już na lockdowny, zgodnie z tym, co mówi rząd, 200 mld zł, co daje 5 tys. zł na jednego mieszkańca kraju, a kolejne ograniczenia te koszty powiększą. Licznik strat lockdownowych stworzony przez Związek Pracodawców i Przedsiębiorców oraz Warsaw Enterprise Institute pędzi jak szalony i zapewne po przeczytaniu tego tekstu strata powiększy się o kolejne kilkadziesiąt tysięcy złotych!

Wielokrotnie powtarzałem, żeby nie wprowadzać totalnego zamknięcia branż, ale pozwolić im działać choćby w najostrzejszym reżimie. To lepsze rozwiązanie, niż brak możliwości działania. Każdy, kto nie zarabia, wie, że traci podwójnie, bo nie ma zysków, a generuje straty. Przedsiębiorcy są gotowi dostosować się, do najcięższych obostrzeń byle zachować ciągłość działania swoich firm. Wiele branż takich jak: eventowa, turystyka, hotelarstwo, fitness, gastronomia - od roku nie zarabia nawet

na pokrycie kosztów.

Rozmowy z biznesem są niezbędne

Niezbędne jest więc podjęcie rozmów rządu z zainteresowanymi prowadzących do wspólnej diagnozy sytuacji i ustalenia koniecznych środków wsparcia. Przede wszystkim sugeruję zlikwidować arbitralne tzw. kryterium PKD i skierować pomoc do wszystkich, którzy wykażą, co najmniej 70 proc. spadek przychodów w stosunku do wyniku miesiąca poprzedniego, lub w stosunku do wyniku wypracowanego w miesiącu analogicznym w roku poprzednim. Jeśli rząd zamyka wszystkie branże - wszystkie powinny być także objęte pomocą. To pomoże zapobiec bankructwom, masowym zwolnieniom i zamknięciom biznesów. Przecież wiemy, że to cały łańcuch naczyń powiązanych i jeśli jedna branża się zamyka, razem z nią problemów przybywa podwykonawcom, współpracownikom, dostawcom.

Kolejnym krokiem jest zwrócenie uwagi na to, że dana branża nie jest ogniskiem zachorowań i może realizować swoją działalność. Np. w siłowni czy klubie fitness pracujący trenerzy mogą na bieżąco monitorować sprzęt do dezynfekcji, restauracje za chwilę wystawią ogródki na świeżym powietrzu, u fryzjerów czy kosmetyczek higiena i dezynfekcja są naturalne. Podchodźmy do restrykcji bardzo poważnie, ale też równie rozważnie. Po roku zmagania się z pandemią koronawirusa liczymy straty i znając już pewne scenariusze, przygotujmy się na to, żeby nie była to czeska komedia, a produkcja z happy endem.