Pod koniec stycznia lokalna telewizja w San Francisco pokazała nagranie z przydomowej kamery. Na 10-sekundowym filmie widać, jak rozpędzony napastnik z impetem powala na chodnik sędziwego spacerowicza o azjatyckim wyglądzie, po czym wydając z siebie wściekły okrzyk, odwraca się plecami i odchodzi. Ofiarą okazał się 84-letni obywatel Tajlandii Vicha Ratanapakdee, który z powodu pandemii musiał o kilka miesięcy przedłużyć swoje odwiedziny u mieszkającej w Kalifornii córki. Zmarł po przewiezieniu do szpitala na skutek wylewu krwi do mózgu. 19-latkowi, którego policja zidentyfikowała jako domniemanego sprawcę, postawiono zarzuty zabójstwa i znęcania się nad osobą starszą. Jego obrońca zaprzecza, jakoby działał on z pobudek rasistowskich.
Atak przyciągnął uwagę mainstreamowych mediów, a internet obiegły obrazy z kolejnych incydentów. Kilka dni po tragedii w San Francisco w społecznościówkach zaczęło krążyć nagranie z ulicznego monitoringu w kalifornijskim Oakland. Kamera zarejestrowała tam, jak młody mężczyzna w maseczce i kapturze zachodzi od tyłu starszego przechodnia i popycha go, jakby usuwał z drogi zawadzający mu przedmiot. Pokrzywdzony – 91-latek chińskiego pochodzenia – trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami. Mniej więcej w tym samym czasie w sieci ukazało się też wideo z zajścia przed bankiem w Oakland, gdzie dwóch mężczyzn powaliło na ziemię i obrabowało 70-letnią Azjatkę. W wielu miastach rejonu zatoki San Francisco regularnie informowano o podobnych incydentach.
W Kalifornii mieszka ok. 7 mln z ponad 22-milionej społeczności imigrantów i obywateli amerykańskich pochodzących z Azji i wysp Pacyfiku (AAPI – Asian Americans and Pacific Islanders). To 15,5 proc. populacji stanu. W dużych ośrodkach, jak San Francisco i San Jose, nawet jedna trzecia mieszkańców ma azjatyckie korzenie. W reakcji na falę przemocy policja zwiększyła w tamtejszych Chinatowns liczbę patroli. Przedsiębiorcy z Oakland stwierdzili, że to nie wystarczy i uzbierali przez platformę GoFundMe ponad 100 tys. dol. na małą prywatną armię ochroniarzy.
Reklama
Również w Nowym Jorku, gdzie według szacunków mieszka ponad 1 mln Azjatów, od początku roku zanotowano co najmniej kilkanaście napaści. Jeden z najdrastyczniejszych incydentów wydarzył się w lutym w wagonie metra na Manhattanie: nieznany sprawca pociął nożem do papieru twarz 61-letniego Filipińczyka. Rany były tak głębokie, że lekarze musieli założyć mężczyźnie prawie 100 szwów na nosie i policzkach. W tym samym miesiącu prokuratura odmówiła oskarżenia o przestępstwo z nienawiści 23-letniego mężczyzny z Jemenu, który zamordował Amerykanina o chińskich korzeniach, wbijając mu nóż w plecy. Śledczy uznali, że nie mają dowodów na to, iż była to zbrodnia na tle rasowym, bo sprawca nie widział twarzy swojej ofiary.

Z wirusem w tle

Nie jest jasne, czy ostatnia seria doniesień o atakach – fizycznych i werbalnych – na osoby o azjatyckim wyglądzie to bardziej efekt gwałtownego skoku liczby takich przypadków, częstszego ich zgłaszania czy wzmożonego zainteresowania mediów tematem. Najprawdopodobniej kumulacji wszystkich trzech czynników. Nie ma natomiast wątpliwości, że zjawisko nie pojawiło się w tym roku – w całych Stanach jest obserwowane od początku pandemii. Od ponad roku służby miejskie i organizacje amerykańsko-azjatyckie regularnie dostają sygnały o pasażerach metra, którym ktoś ostentacyjnie kaszlał w twarz; opluwanych przechodniach czy klientach sklepów, którym kazano „wracać skąd pochodzą” bądź rugano za „roznoszenie kung flu”. Zdarzały się przypadki spoliczkowania i pobicia, a nawet podpalenia i oblania żrącą substancją. W rozmowach z dziennikarzami Azjaci przyznawali, że boją się wychodzić z domu.
W sierpniu 2020 r. nowojorska policja sformowała nawet specjalną jednostkę do prowadzenia śledztw w sprawie przestępstw z nienawiści wymierzonych w społeczność AAPI. „Walczymy nie tylko z globalną pandemią, lecz także z rasizmem. Amerykanie azjatyckiego pochodzenia są dziś przerażeni, wzburzeni i zdruzgotani” – mówiła „New York Daily News” Jo-Ann Yoo, szefowa sieci organizacji non profit Asian American Federation. Wielu obarczało winą za podsycanie nienawiści byłego prezydenta Donalda Trumpa, który SARS-CoV-2 nazywał „chińskim wirusem”. Taka retoryka nie tylko wzmocniła przekonanie, że mieszkańcy Państwa Środka są roznosicielami patogenu, lecz także nadała chorobie podtekst rasowy.