Czy już niedługo stocznie w Gdyni i Szczecinie przestaną produkować statki? To całkiem możliwe, bo według europejskiej komisarz Neelie Kroes tylko tak mogą przestać powiększać swoje długi. Bruksela ma swój plan dla polskich stoczni i po przedstawieniu go polskiemu rządowi czeka na jego odpowiedź.
>>>Zobacz, kto pogrzebał polskie stocznie
Co chce zrobić komisarz? "Chodzi o pogrupowanie majątku dwóch stoczni i wystawienie go na sprzedaż. W ten sposób zostałaby firma-wydmuszka, która za uzyskane ze sprzedaży pieniądze spłaciłaby długi wobec państwa i w końcu została zlikwidowana" - mówi Kroes "Gazecie Wyborczej".
Na gruzach stoczni powstałyby wtedy nowe firmy. "Nabywcy majątku mogliby dalej prowadzić na miejscu stoczni działalność gospodarczą bez gigantycznego obciążenia, jakim byłaby konieczność zwrócenia pomocy publicznej, którą stocznie dostały przez lata. Te firmy mogłyby swobodnie rozpocząć nową działalność i zatrudnić więcej ludzi, niż przewidywały plany restrukturyzacyjne, które otrzymaliśmy 12 września. To byłby dla stoczni i pracowników nowy początek" - tłumaczy komisarz.
Ale tak naprawdę w myśl tego planu stocznie przestałyby być stoczniami. "Można produkować coś innego. To same firmy o tym zdecydują. Umiejętności pracowników wszystkich trzech stoczni mogą zostać wykorzystane nie tylko do budowy statków, lecz także konstrukcji stalowych i w innych zbliżonych dziedzinach. Zważywszy na zbliżającą się recesję, być może trzeba będzie angażować się w branże, które mają nieco większe szanse na zyski niż przemysł stoczniowy" - mówi komisarz.
W przypadku Gdańska sytuacja jest inna, bo stocznia została sprywatyzowana i ma nowego właściciela. Dlatego Bruksela nadal czeka na osobny plan dla tego zakładu.