"Rzeczpospolita" pisze, że z kodeksu pracy ma zniknąć "zakaz zastępowania umów o pracę umowami cywilnoprawnymi". Co to oznacza? To, że pracownik będzie mógł być podnajmowany, a nie zatrudniany na stałe. Pracodawcy będą mogli zawierać kontrakty na wykonywanie jakiś prac, ale gdy nie będą z tej pracy zadowoleni, nikt nie ukarze ich za zwolnienie pracownika z dnia na dzień. Tym bardziej, że nowy kodeks ma ograniczyć prawa Państwowej Inspekcji Pracy. Ponadto bez umowy o pracę nikt nie zapłaci za pracownika składek ZUS.
Nowe przepisy mają dotyczyć tylko małych firm - takich, które zatrudniają do dziewięciu osób. Jednak - jak zauważa "Gazeta Prawna" - jest ich w Polsce aż 3,5 miliona. Szefowie tych firm mogą już zacierać ręce, bo planowane przez rząd zmiany w kodeksie pracy dadzą biznesmenom wymierne korzyści. Do tej pory, gdy podwładny szedł na zwolnienie lekarskie, szef musiał płacić 80 procent wynagrodzenia pracownika przez 33 dni. Teraz ten okres zostanie skrócony do 14 dni, a po dwóch tygodniach pracownik będzie miał prawo do zasiłku chorobowego - pisze "Gazeta Prawna".
W najgorszej sytuacji znajdą się kobiety w ciąży i ludzie po 50. roku życia. Dziś obowiązuje zakaz zwalniania osób w wieku przedemerytalnym bez konsultacji z przedstawicielami załogi - na przykład ze związkami zawodowymi. Zakaz ma być zniesiony. Ponadto ciężarna, która została z byle powodu zwolniona, nie będzie mogła starać się o przywrócenie jej do pracy.