Według ekspertów z PKO BP deficyt wyniesie ok. 1,5 proc. PKB – czyli znacznie mniej, niż to szacuje rząd (2,1 proc. PKB w aktualizacji programu konwergencji) i poniżej rynkowego konsensusu. Według ankiety agencji Bloomberg przeprowadzonej wśród 30 instytucji finansowych deficyt w tym roku wyniesie ok. 1,8 proc. PKB.
Ekonomiści banku swoje przewidywania opierają na kilku przesłankach, z których najważniejsza to bardzo dobra bieżąca sytuacja budżetu państwa. W połowie roku miał on 9,5 mld zł nadwyżki. To świetny wynik, jeśli zestawić go z planem z ustawy budżetowej na cały rok: 41,5 mld zł deficytu. Według PKO BP ostateczny wynik będzie znacznie lepszy, o ok. 25–30 mld zł. Swoje prognozy bank opiera na przekonaniu, że tegoroczny wzrost gospodarczy będzie wyższy, niż się tego pierwotnie spodziewano, i sięgnie 5 proc. PKB. Na dodatek jego głównym motorem nadal ma być konsumpcja, której podłożem ma być utrzymująca się bardzo dobra sytuacja na rynku pracy. Oba te czynniki to mocne wsparcie dla podatkowych dochodów, a konkretnie wpływów z VAT (konsumpcja) i PIT (zatrudnienie).
Ale prognozy PKO BP nie są jedynymi tak optymistycznymi oczekiwaniami zmniejszenia deficytu. Jeszcze większymi optymistami są eksperci Banku ING. Ich zdaniem będzie to 1,3 proc. PKB. Gdyby ta prognoza się sprawdziła, ustanowiony zostałby absolutny rekord, bo jak do tej pory najlepszy wynik udało się uzyskać w 2017 r. Deficyt wyniósł wtedy 1,7 proc. PKB.
Reklama
Ekonomiści Banku ING na potrzeby swojej prognozy przyjęli bardzo podobne założenia do tych, które ma PKO BP. Choć oni nie są aż tak dużymi optymistami w kreśleniu perspektyw gospodarczego wzrostu – uważają, że wyniesie on 4,8 proc. PKB. Ale zgadzają się, że gospodarkę napędzać będzie podatkogenna konsumpcja.
Plan wpływów z VAT zapisany w ustawie budżetowej jest co najmniej bezpieczny, a dotychczas uzyskane dochody zdają się to potwierdzać. Może nie będzie tu dużej pozytywnej niespodzianki, takiej spodziewamy się we wpływach z PIT – mówi Karol Pogorzelski, ekonomista Banku ING. I dodaje, że to nie tylko skutek niskiego bezrobocia i wzrostu płac, ale również coraz większej liczby legalnie pracujących imigrantów, którzy odprowadzają podatki do polskiego budżetu.
Spadek deficytu do 1,3 proc. PKB może się udać nie tylko dzięki dobrej sytuacji w budżecie, ale również stabilnym finansom samorządów. Mają one duży udział we wpływach z PIT, co poprawia im wyniki. Na tyle, by – mimo rosnących wydatków inwestycyjnych – utrzymać swoje bilanse w ryzach. Bank ING ocenia, że na koniec roku samorządy będą co prawda na minusie, ale niewielkim, rzędu 4 mld zł. Na razie po I kwartale nadal miały nadwyżkę i to niemałą, wynosiła ona ponad 11 mld zł.
Według Pogorzelskiego napływ imigrantów ma jeszcze jeden pozytywny efekt dla finansów publicznych: to zwiększone wpływy ze składek na ubezpieczenie społeczne. Po pierwsze, zmniejsza to deficyt w tej części sektora finansów, bo dochody w znacznym stopniu pokrywają zwiększone – po obniżeniu wieku emerytalnego – wydatki na emerytury. Po drugie, znacząco odciąża to budżet, który może wypłacać znacznie mniejszą dotację do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, niż zaplanowano. Do końca czerwca wypłacono niespełna 8,3 mld zł dotacji do FUS, nieco ponad 28 proc. planu na cały rok. To o 5,6 mld zł mniej niż w pierwszej połowie 2017 r. Na ten sam czynnik zwracają uwagę również ekonomiści PKO BP. Ich zdaniem to strukturalne zwiększenie dochodów, czyli takie, które nie zależy od bieżącej koniunktury.
Ale w strukturalną poprawę w finansach publicznych nie wierzy Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. On również zakłada, że deficyt będzie w tym roku niski, choć wypowiada się o nim ostrożnie.
Nie będzie on wyższy od poziomu z ubiegłego roku – mówi. Jego wątpliwości co do poprawy strukturalnej wynikają stąd, że wraz z trwałym podwyższeniem dochodów dzięki większej ściągalności podatków i nowym źródłom dochodów ze składek pojawił się trwały wzrost wydatków. Głównie za sprawą programu „Rodzina 500 plus” i obniżenia wieku emerytalnego.
W tym roku może i nie pojawią się kolejne wydatki na taką skalę, ale też potencjał poprawy ściągalności podatków wydaje się wyczerpywać. Nisko wiszące jabłka zostały zerwane, czyli najbardziej szkodliwe nadużycia wyeliminowano już w ubiegłym roku – uważa Grzegorz Maliszewski.