Ruch jest prywatnym przedsiębiorstwem. Należy do spółki Lurena Investment, a ta obecnie do Igora Chalupca, byłego prezesa Orlenu, wiceministra finansów, maklera giełdowego. Lurena zainwestowała w firmę w pewnej mierze za jej własne pieniądze. W uproszczeniu: wyemitowała obligacje, które objął Ruch (wtedy miał jeszcze nadwyżki). Teoretycznie gdyby spłaciła dług, Ruch miałby mnóstwo gotówki. Zapewne dosyć, by mógł uregulować przynajmniej przeterminowane zobowiązania wobec swoich kontrahentów. Tyle że Lurena nie może tego zrobić. Nie stać jej. Założenie było takie, że będzie spłacać obligacje, czyli zobowiązania wobec Ruchu, z… dywidendy, którą ten będzie jej płacił jako swojemu akcjonariuszowi. Ponieważ nie płaci, bo nie ma z czego, wykup obligacji jest przesuwany. Upadek Ruchu oznaczałby, że w opałach znalazłby się także jego właściciel i dłużnik w jednej osobie (Lurena). Miałby akcje, które nie byłyby wiele warte, i obligacje, których zapewne nie miałby z czego uregulować. Igor Chalupec jest prezesem Ruchu, a także właścicielem spółki Icentis. Icentis inkasuje co roku miliony za zarządzanie Ruchem, choć ten płaci wynagrodzenie również zarządowi. Kłopoty kolportera są więc przede wszystkim kłopotami jego dostawców, zwłaszcza wydawców. Ruch żyje na ich koszt.
Upadek Ruchu
– W przeszłości zdarzały się już wnioski o upadłość firm, które w istocie były formą wywierania nacisku na dłużnika. Gdyby, mimo braku faktycznych przesłanek, pojawił się taki wobec Ruchu, traktowałbym to w kategoriach biznesowego szantażu – mówi prezes Igor Chalupec. Chalupec związany jest z firmą od ponad siedmiu lat. Jej właścicielem stał się w zeszłym roku. Od czasu gdy były szef PKN Orlen, a wcześniej m.in. wiceminister finansów i wiceprezes banku Pekao, pojawił się w spółce, na swojej podstawowej działalności Ruch stracił łącznie ponad 0,5 mld zł. Wyprzedał większość zgromadzonego w nieruchomościach majątku i jest zależny od wierzycieli. W zeszłym roku wyniki znów się pogorszyły – strata na podstawowej działalności sięgnęła 54 mln zł. Niemal identycznie wyglądał ostateczny wynik finansowy (netto) i był najgorszy od czterech lat.
„Kluczowym wyzwaniem Ruch SA jest ustabilizowanie sytuacji w segmencie prasy. Utrzymujący się systematyczny spadek wolumenów sprzedaży, przy rosnących kosztach obsługi systemu dystrybucji, bardzo niekorzystnie wpływa na efektywność tego segmentu, który pogłębia stratę na wyniku. Prowadzi to też do dalszego wzrostu zobowiązań względem wydawców” – napisał zarząd spółki w sprawozdaniu z działalności za 2017 r.
Na koniec grudnia łączne zobowiązania i rezerwy na zobowiązania Ruchu wynosiły 685 mln zł, z czego najbardziej kłopotliwe dla spółki są 462 mln zł, które firma powinna spłacić do końca tego roku. Na tę kwotę składały się 82 mln zł pożyczone w Alior Banku oraz 380 mln zł zobowiązań handlowych, przede wszystkim wobec wydawców prasy. Chalupec nie ukrywa, że część z nich jest już przeterminowana, ale nie ujawnia, o jaką kwotę chodzi.
Kierowany przez niego zarząd dostrzegł „zagrożenie dla płynności finansowej spółki, która uległa pogorszeniu w 2017 roku”. Menedżerowie podjęli także „szereg działań mających na celu jej poprawę.”
Aktywa, których nie ma
Ten fragment zeszłorocznego raportu mógłby się nigdy nie ukazać, gdyby Igor Chalupec był w stanie nakłonić spółkę Lurena Investment, żeby wykupiła obligacje, w których Ruch ma zamrożone 237 mln zł. Teoretycznie nie powinno to być trudne – od lipca zeszłego roku Chalupec kontroluje Lurenę, która z kolei jest właścicielem 100 proc. akcji Ruchu. Problem w tym, że Lurena nie ma pieniędzy. Choć obligacje są oprocentowane, to Ruch nie otrzymuje odsetek w gotówce. Co roku są one dopisywane do wartości wierzytelności. Wprawdzie firmie nie przybywa od tego gotówki, ale przynajmniej rosną jej aktywa. I dzięki temu lepiej wygląda bilans.
W obligacje Lureny Ruch zainwestował już siedem lat temu. To był ostatni rok, kiedy jedna z potęg PRL-owskiej gospodarki, w której miała monopol na dystrybucję prasy, opływała w gotówkę. Po zmianie ustroju, mimo powtarzających się ofert kupna, kolejne rządy długo nie chciały sprywatyzować firmy. W 2006 r. Ruch trafił na warszawską giełdę. Z nowej emisji spółka pozyskała 250 mln zł, Skarb Państwa zachował ponad połowę akcji.
– Witamy 37. spółkę debiutującą na GPW w tym roku, co jest najlepszym rezultatem od roku 1998. Jednak wśród tej mnogości ważnych rzeczy ciągle nam czegoś brakowało. I wreszcie mamy pierwszą w tym roku spółkę Skarbu Państwa. I to spółkę niezwykłą, dużą, powszechnie znaną, można powiedzieć „kultową”. Naszym celem jest budowa w Warszawie regionalnego centrum obrotu. Takie firmy jak Ruch są nam niezwykle potrzebne – mówił podczas debiutu Ludwik Sobolewski, ówczesny prezes GPW.
Relatywnie krótką giełdową przygodę Ruch zaczął nieźle – ostatnia prawdziwa hossa na warszawskiej giełdzie wyniosła kurs akcji do 38,8 zł w maju 2007 r. W stosunku do ceny emisyjnej notowania wzrosły o 143 proc. Niecałe dwa lata po apogeum trendu wzrostowego kurs nieznacznie już tylko przekraczał 5 zł. Na co wpływ miała nie tylko giełdowa dekoniunktura, ale również pogarszające się wyniki finansowe – w 2009 r. Ruch zanotował 73 mln zł straty. Rok później Skarb Państwa zdecydował się sprzedać posiadane akcje. Kupującym został amerykański fundusz Eton Park Capital, którego w transakcji wspierała firma doradcza Icentis. Chalupec założył ją wspólnie z Pawłem Szymańskim i Janem Maciejewiczem, także byłymi menedżerami PKN Orlen. Ostatecznie Lurena, stworzony na potrzeby transakcji wehikuł inwestycyjny, zapłaciła 10,7 zł za akcję. Kupiła nie tylko ponad połowę udziałów Ruchu znajdujących się w rękach państwa, ale także wszystkie pozostałe akcje znajdujące się w posiadaniu mniejszościowych akcjonariuszy. Łącznie zapłaciła 630 mln zł i wycofała spółkę z giełdy.
– Nie spodziewałem się, że w 2010 r. można było jeszcze spotkać tak zaniedbaną spółkę – z ogromnym przerostem zatrudnienia, masą zbędnego majątku, bez systemów informatycznych i profesjonalnej sprawozdawczości finansowej – mówi Igor Chalupec.
Według niego brak bieżącej informacji o wynikach poszczególnych segmentów działalności spowodował, że nowi właściciele i powołani przez nich menedżerowie przez pewien czas mieli kłopoty z rozeznaniem, na czym Ruch zarabia, a na czym traci. To już na starcie nie ułatwiło zadania. Chalupec został szefem rady nadzorczej kolportera, Wojciech Domański jej członkiem, a Paweł Szymański dyrektorem finansowym. Przy projekcie pracowali też inni współpracownicy firmy.
Jednorazowe zyski
Mimo trudności, rok po zmianie właściciela wyniki radykalnie się poprawiły – 82 mln zł straty w 2010 r. spółka zamieniła na 216 mln zł zysku w kolejnym roku. Nawet w sporządzonym po raz pierwszy raporcie skonsolidowanym Ruch był 21 mln zł na plusie. Zwykle to właśnie sprawozdania finansowe grupy kapitałowej lepiej oddają sytuację spółki. Jednak działalność firm zależnych dla podstawowej działalności Ruchu nie miała znaczenia. Najlepiej obrazuje to wynik właśnie na podstawowej działalności zanotowany w 2011 r. – zarówno w raporcie jednostkowym, jak i skonsolidowanym spółka straciła 100 mln zł.
W miarę jak analizując rezultaty firmy, przesuwamy się w dół rachunku wyników, zaczynamy uwzględniać zdarzenia jednorazowe. W 2011 r. Ruch dokonał przeszacowania wartości niektórych aktywów, przede wszystkich znaków towarowych. Wcześniej wyceniał je na niecały milion, ale po wniesieniu do spółki zależnej Ruch Marketing ich wartość podniesiono do 223 mln zł. Wycenę potwierdziła firma doradcza Deloitte. Dzięki tej operacji z jednej strony w bilansie Ruchu pojawiły się aktywa o wartości 248 mln zł w postaci udziałów w spółce Ruch Marketing. Jednocześnie zysk osiągnięty na operacji był jedną z głównych przyczyn, dla których kapitały spółki podskoczyły z 317 do 530 mln zł. Z tej sumy Ruch pokrywał straty z kolejnych lat. Na koniec 2017 r. kapitały firmy stopniały do 117 mln zł – gdyby nie przeprowadzona sześć lat wcześniej operacja, miałyby wartość ujemną. A to nie jest okoliczność sprzyjająca, na przykład jeśli spółka stara się o kredyt.
Z wniesienia znaków do spółki zależnej Ruch miał zysk, ale nie gotówkę. Pieniądze pojawiły się dzięki sprzedaży nieruchomości. W 2011 r. spółka zainkasowała z tego tytułu 182 mln zł, a łącznie w ciągu siedmiu lat – ok. 400 mln zł. Zarobiła na tym 250 mln zł. Jednak Igor Chalupec protestuje przed określaniem tych zysków jako jednorazowe i tym samym wyłączaniu ich z analizy wyników Ruchu.
– Przejmowaliśmy spółkę, która miała ponad 70 mln zł straty. Wyprzedaż nieruchomości była częścią planu restrukturyzacji – pochodzące z tego źródła pieniądze miały pomóc firmie przetrwać i sfinansować inwestycje do czasu, kiedy jej podstawowa działalność będzie przynosiła zyski – wyjaśnia menedżer.
Spółka skorzystała też z niewykorzystywanej wcześniej linii kredytowej w Pekao. Zadłużyła się na 112 mln zł. Dzięki temu w firmie w 2011 r. pojawiło się 300 mln zł gotówki spoza jej podstawowej działalności. Dwie trzecie tej kwoty – dokładnie 204 mln zł – przeznaczone zostało na zakup obligacji Lureny.
– To nie była i nie jest klasyczna inwestycja, ale specyficzny rodzaj instrumentu finansowego. Obligacje miały być skompensowane z dywidendą, którą Ruch będzie wypłacał swojemu właścicielowi. Obligacjom wielokrotnie przyglądał się audytor i kredytujący nas bank i nie zgłaszali do nich zastrzeżeń – zaznacza Chalupec. Dodaje, że 120 mln zł wróciło do spółki, bo w kolejnych latach Lurena wykupiła papiery o wartości 6o mln zł, udzieliła Ruchowi pożyczki na 10 mln zł, która została umorzona, a na nowe emisje akcji wydała 50 mln zł.
Chalupec utrzymuje, że założenie wypłaty dywidendy przez Ruch nie było nierealne, bo nowi właściciele mieli dobry plan restrukturyzacji i mocne przeświadczenie, że spółka szybko zacznie przynosić zyski.
Spłatę pozostałych zobowiązań Lureny z tytułu obligacji w zeszłym roku przedłużono po raz kolejny, tym razem do 2022 r. Założenie jest to samo: Lurena wykupi je z przyszłych dywidend Ruchu. Chalupec twierdzi, że jeśli do tego czasu Ruch nie zacznie przynosić zysków, to dług właściciela po raz kolejny zostanie zrolowany.
Audytor pisze: żyjecie na kredyt Aliora
Twierdzenie Chalupca, że nie pojawiły się żadne zastrzeżenia do tej inwestycji, nie jest do końca prawdziwe. Oceniając sprawozdanie finansowe za 2012 r., firma Misters Audytor napisała, że „niskie poziomy wskaźników płynności związane są z zamrożeniem do 2014 roku środków pieniężnych w formie obligacji oraz spadającymi wpływami ze sprzedaży. Spółka zachowuje płynność dzięki podpisanej umowie kredytowej z Alior Bankiem”.
Alior zajął miejsce Pekao (obecnie obydwa banki wchodzą w skład grupy kapitałowej PZU i planują się połączyć) w roli banku kredytującego Ruch w 2012 r. Igor Chalupec zdecydowanie zaprzecza sugestiom, że jednym z celów operacji, które przeprowadzono w Ruchu rok wcześniej (np. radykalne zwiększenie wyceny znaków towarowych), było podniesienie wiarygodności finansowej spółki i uzyskanie tym samym kredytu. Od zarządzanej wówczas przez Wojciecha Sobieraja instytucji Ruch dostał do wykorzystania limit w wysokości 154 mln zł, podwyższony w kolejnym roku do 168 mln zł.
Kredyt był później kilkukrotnie odnawiany. Zapytaliśmy Alior, jakie przesłanki stały za udzieleniem wsparcia przynoszącej regularne straty spółce, a także czy wpływ na decyzję mogło mieć dołączenie do rady nadzorczej banku Pawła Szymańskiego. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Współpracownik Chalupca (prezes Ruchu zaznacza, że sam był zaskoczony nową funkcją Szymańskiego i prosi, żeby w żaden sposób nie łączyć go z tą sprawą) wszedł do nadzoru banku w maju 2016 r. (pod koniec czerwca tego roku zrezygnował). Do listopada był także wiceprzewodniczącym rady nadzorczej Ruchu. Po rezygnacji z nadzorowania spółki sprzedał również udziały w firmie Icentis Capital. Igor Chalupec wykupił także pozostałe udziały i stał się jedynym wspólnikiem tej spółki.
Trudna sytuacja finansowa nie przeszkadza Ruchowi dobrze wynagradzać swoich menedżerów i utrzymywać dość specyficzny system. Z jednej strony spółka ma zarząd, z drugiej płaci za usługi zarządzania firmie Icentis. W latach 2010–2016 (danych za 2017 r. jeszcze nie ma) Icentis zainkasował od Ruchu 34,5 mln zł. Jednocześnie zarząd dystrybutora prasy – z wyłączeniem osób zasiadających w nim ze strony Icentis – otrzymał w tym czasie około 30 mln zł. Łącznie na opłacenie usług Icentis i wynagrodzenie swojego zarządu Ruch wydaje ok. 10 mln zł rocznie. W rekordowym 2015 r. było to 12 mln zł, co związane było z wypłatą premii za poprzednie 12 miesięcy.
– Pracownicy Icentis, nawet jeśli zasiadali w zarządzie Ruchu, nie pobierali od niego dodatkowego wynagrodzenia. Otrzymywali wynagrodzenie tylko od Icentis. O wynagrodzeniu Icentis Capital decydował fundusz Eton Park i kontrolowana przez niego rada nadzorcza Ruchu – komentuje Chalupec.
Kolejna decyzja jesienią
Ruch regularnie spłaca swoje zadłużenie wobec Aliora. Z drugiej strony bank ogranicza limit, z którego może korzystać spółka. Na koniec 2017 r. wynosił on 89 mln zł, z czego Ruch wykorzystał 82 mln zł. Pięć lat wcześniej był w Aliorze zadłużony na 143 mln zł.
– Bank stale monitoruje naszą sytuację, co miesiąc wysyłamy raporty – wyjaśnia Igor Chalupec.
Limit kredytowy przyznany spółce obowiązuje do października. Czy znów zostanie przedłużony? Analiza raportów Ruchu pokazuje, że obecna formuła regulowania zobowiązań jest na wyczerpaniu. Kierowana przez Chalupca spółka spłacała kredyt dzięki przychodom ze sprzedaży nieruchomości. Te jednak istotnie w zeszłym roku spadły – z 29 do 4,2 mln zł. Aktywa firmy przeszły rewolucję za czasów Igora Chalupca – w 2010 r. ponad 40 proc. z niemal 800 mln zł stanowiły rzeczowe aktywa trwałe (przede wszystkim nieruchomości) oraz gotówka. Na koniec grudnia 2017 r. aktywa również wyceniane były na 800 mln zł. Z tej kwoty połowa to udziały w Ruchu Marketing i należności od tej spółki oraz obligacje Lureny. Przed ośmioma laty wartość aktywów spółki była niedoszacowana (o czym świadczą zyski realizowane na sprzedaży nieruchomości), natomiast wiele wskazuje na to, że na koniec grudnia 2017 r. były przeszacowane. Nieruchomości na sprzedaż niemal już w nich nie ma i trudno przypuszczać, żeby uzbierało się z nich 80 mln zł, żeby rozliczyć się z Aliorem. Zależność spółki od banku zwiększa linia gwarancyjna w wysokości 83,5 mln zł, stanowiąca zabezpieczenie rozliczeń Ruchu z niektórymi dostawcami.
Zamiast w banku, kredyt u wydawców
Sytuacja wierzycieli Ruchu nie jest łatwa, bo trudno wskazać powody, dla których kondycja finansowa spółki miałaby się poprawić. Firma skarlała. W ciągu siedmiu lat jej przychody spadły o dwie trzecie, do 1,34 mld zł. Mimo tego zeszłoroczna strata na podstawowej działalności była wyższa niż w 2010 r.
Igor Chalupec, poza trudną sytuacją firmy na starcie restrukturyzacji, wymienia kilka innych przyczyn niepowodzenia dotychczasowych działań. Jedną z podstawowych jest szybsze od zakładanego tempo spadku sprzedaży prasy papierowej. Ruch zakładał, że będzie to ok. 5 proc., w rzeczywistości rynek kurczy się o 8–9 proc. rocznie. Dodatkowo spółka traci w nim udziały. Dopiero w 2017 r. ten trend udało się utrzymać – według zeszłorocznego sprawozdania finansowego Ruch dostarczył 28,6 proc. sprzedawanej w kraju prasy. Firma zaopatruje w dzienniki i czasopisma 16,6 tys. punktów – 2,3 tys. własnych kiosków i 14,3 tys. punktów sieci partnerskiej. W zeszłym roku wygrała przetarg na dostarczanie prasy do sieci Biedronka. Siedem lat wcześniej udział Ruchu w rynku sięgał 40 proc.
– W zależności od tytułu sprzedaje się zaledwie 20–50 proc. dostarczanej prasy. Niesprzedane egzemplarze musimy odebrać. Relatywnie niewiele punktów, do których dostarczamy prasę, jest zlokalizowanych w centrach dużych miast. Nie ma nas też w większości dużych sieci sklepów. To wszystko wpływa na koszty kolportażu, które dodatkowo rosną w wyniku dynamicznie spadającego rynku prasy oraz dużego wzrostu cen paliw i kosztów pracy rok do roku – wylicza Chalupec.
Sprzedaż prasy odpowiada za 45 proc. przychodów Ruchu i choć przynosi straty, to jej udział w obrotach firmy nie maleje. W zeszłym roku zobowiązania handlowe Ruchu wzrosły o 54 mln zł. Dotyczą przede wszystkim wydawców prasy, bo za sprzedawane w kioskach artykuły pierwszej potrzeby (odpowiadają za połowę przychodów firmy), takie jak papierosy, Ruch musi płacić. Z informacji uzyskanych od kilku dostawców tego rodzaju produktów wynika, że firma rozlicza się terminowo. Inaczej nie dostałaby nowego towaru. Z wydawcami jest inaczej – dla nich Ruch w dalszym ciągu jest znaczącym dystrybutorem, a gazety są produktem specyficznym. Mają ograniczony termin, w którym można je sprzedać. Dla dzienników to ledwie kilka porannych godzin, później nadają się na makulaturę. Więc wydawcy dostarczają Ruchowi prasę, nawet jeśli ten za nią nie płaci. Z naszych informacji wynika, że Chalupec najpierw obiecał wydawcom, że nie będzie już zwiększał zaległości, ale ze zobowiązania się nie wywiązał. Teraz domaga się renegocjacji zawartych umów. Próbuje zawierać z nimi indywidualne porozumienia. Chce większych upustów i rozłożenia spłaty zobowiązań na kilka lat. Ma też plan, skąd wziąć pieniądze, których spółce tak bardzo brakuje.
Kioski na sprzedaż
Ruch szuka inwestora dla swojej sieci kiosków. Restrukturyzacja tej części biznesu była dla ekipy Igora Chalupca priorytetem po prywatyzacji. Nieprzynoszące dochodu kioski stopniowo zamykano, dużą część wymieniono na nowe. Zostały tylko te w najlepszych lokalizacjach. Według prezesa sprzedaż detaliczna przynosi spółce rocznie ok. 25 mln zł zysku operacyjnego powiększonego o amortyzację (EBITDA). Działania już ruszyły – do życia powołana została spółka Ruch Detal, do której w tym roku wniesione mają być kioski i znak towarowy Ruch. W przeprowadzeniu operacji spółkę wspiera konsorcjum mBanku i firmy doradczej Central Europe Trust. Ruch Detal może zostać sprzedany w całości lub w części. Ruch chce w ten sposób pozyskać nie tylko pieniądze na spłatę zobowiązań, ale także środki na rozwój nowej sieci sprzedaży detalicznej.
– Mamy bardzo dobre relacje z samorządami i unikalne kompetencje w budowaniu sieci detalicznej. Wiemy, jaki będzie format i liczba nowych punktów, mamy wytypowane lokalizacje, wybraliśmy nazwę. Wszystko jest przygotowane – zapewnia Chalupec.
To ma być drugie podejście Ruchu do budowy alternatywnej wobec kiosków sieci sprzedaży detalicznej. Plany zbudowania ogólnopolskiej sieci sklepów convenience (to placówki do 150 metrów kwadratowych z ofertą produktów do natychmiastowej konsumpcji; np. takie sieci, jak Żabka lub ABC) firma opracowała już w pierwszej połowie dekady, amerykański właściciel nie zdecydował się wyłożyć pieniędzy na tę inwestycję.
Plan ruszy pod warunkiem, że znajdzie się nabywca, który zdecyduje się za Ruch Detal zapłacić odpowiednią cenę. Lub kupi większość udziałów i zostanie partnerem Ruchu w nowym przedsięwzięciu. Problem w tym, że na całą transakcję zgodę wyrazić musi Alior. Bank jest zabezpieczony na majątku spółki, w tym na znaku Ruch. Instytucja zdaje sobie sprawę, że jeśli Ruch pozbędzie się sieci detalicznej, to w firmie nie zostanie już niemal żaden majątek. Dlatego pieniądze w pierwszej kolejności trafią na spłatę kredytu. Dopiero nadwyżka będzie mogła być przeznaczona na uregulowanie zobowiązań wobec wydawców. Ruch najpierw spłaci zaległości, później stopniowo zamierza regulować pozostałe, jeszcze nieprzeterminowane, zobowiązania. I jednocześnie chce inwestować w rozwój nowej sieci.
Paczki, logistyka, a może interwencja państwa?
Zadanie wydaje się trudne, nawet gdyby podjęła się go spółka w dobrej kondycji finansowej. Pierwszy problem, być może najważniejszy – znalezienie nabywcy na kioski. Amerykański właściciel Ruchu bezskutecznie próbował sprzedać firmę – z tą różnicą, że w całości – od kilku lat. W zeszłym roku stanął pod ścianą, bo ze względu na słabe wyniki (Ruch był tylko jedną z nieudanych inwestycji) inwestorzy zażądali jego likwidacji. W ten sposób Ruch trafił pod kontrolę Igora Chalupca. Prezes zaznacza, że gdyby nie zdecydował się na transakcję, to firma prawdopodobnie już by nie istniała. Nie zdradza, ile zapłacił, ale można przypuszczać, że niewiele.
Jaki jest plan B, jeśli kiosków nikt nie kupi? Spółka rozwija usługi kurierskie i logistyczne. W zeszłym roku w ramach usługi Paczka w Ruchu, umożliwiającej odbiór zakupów dokonanych za pośrednictwem internetu w jednym z 2,5 tys. punktów, liczba obsłużonych paczek wzrosła o 122 proc., do 5,4 mln zł. Firma podpisała umowę z Allegro, najpopularniejszym serwisem aukcyjnym, i planuje obsłużyć w tym roku już ponad 10 mln paczek. Jednak łączne przychody z usług logistycznych i kurierskich wyniosły w zeszłym roku 38 mln zł. Spółka dopiero zaczyna na nich zarabiać.
– Gdyby udało się wypracować model współpracy z wydawcami uwzględniający zmiany rynkowe, czyli stały spadek sprzedaży prasy, wystarczyłoby to do utrzymania rentowności Ruchu w długiej perspektywie. Ponieważ o ile prasa jest dziedziną schyłkową, o tyle usługi logistyczne i obsługa sklepów e-commerce rośnie bardzo dynamicznie – ocenia Igor Chalupec.
Prezes Ruchu deklaruje, że na obecnych warunkach jego firma nie jest w stanie dalej kolportować prasy.
– Jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że sprzedaż prasy spadła o około 35 proc. w ciągu ostatnich kilku lat i o ponad 9 proc. w ciągu roku, jednocześnie koszty paliwa wzrosły o 20 proc., a koszt pracy poszedł w górę około 8 proc., to widać, że dalsze kontynuowanie kolportażu, na zasadach ustalonych przed laty, nie jest możliwe. Rozmawiamy o tym z wydawcami i uzgodniliśmy – na nasz wniosek zresztą – że pomoże nam w tym procesie KPMG. Być może temat wymaga interwencji państwa, gdyż dalsze funkcjonowanie tego modelu w tej formie rodzi ryzyko wykluczenia poważnej części społeczeństwa z dostępu do prasy, zwłaszcza codziennej – wyjaśnia Chalupec.
Co ciekawe, plan sprzedaży kiosków miał kilka lat temu także konkurent Ruchu – Kolporter. Teraz zapewnia, że nie ma takich zamiarów, ponieważ sieć saloników udało mu się zrestrukturyzować.
– Jesteśmy liderem na rynku dystrybucji prasy, a saloniki są integralną częścią Kolportera i stanowią kluczowy kanał kolportażu. W związku z tym nie planujemy sprzedaży naszej sieci. Mamy stabilną sytuację finansową – mówi Dariusz Materek, rzecznik Kolportera. – Dystrybucja prasy cały czas stanowi podstawę naszej działalności i główne źródło przychodów. Oczywiście jest dla nas działalnością zyskowną – dodaje.