Na razie inwestycyjne zaległości zaczynają odrabiać samorządowcy. W ciągu dziewięciu miesięcy tego roku zwiększyli nakłady o jedną trzecią, a w samym trzecim kwartale – aż o 45 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku. Nieco poprawiają się też wydatki inwestycyjne finansowane z budżetu państwa. Chociaż wciąż wykonanie planu rocznego jest mniejsze niż w ubiegłych latach, to w okresie styczeń–wrzesień nakłady są nominalnie o 8 proc. wyższe rok do roku, a w trzecim kwartale zwiększyły się o więcej niż jedną piątą.
Już tradycyjnie wielkiego wydawania można się spodziewać w ostatnich miesiącach roku. Nie zmienia to tego, że o solidnym odbiciu inwestycji w tym roku nie ma mowy, bo piętą achillesową gospodarki wciąż pozostaje zachowanie sektora prywatnego. Dlatego w relacji do PKB nasze inwestycje w 2016 r. spadły do 18,1 proc. – najniższego poziomu od przeszło dwóch dekad. W tym roku będzie jeszcze gorzej. Z obliczeń DGP – na podstawie jesiennych prognoz Komisji Europejskiej – wynika, że udział nakładów na środki trwałe w naszym PKB w 2017 r. obniży się do 17,9 proc. Usytuuje nas to w ogonie Unii. Gorsze wskaźniki będzie miało tylko pięć krajów: Grecja, Portugalia, Wielka Brytania, Włochy i Luksemburg.
Przyszły rok powinien nieco poprawić oblicze inwestycji w Polscez przewidywań KE wynika, że odbiją do 18,6 proc. PKB. Wciąż jednak w unijnym zestawieniu będziemy lepsi tylko od sześciu gospodarek, a uda nam się wyprzedzić tylko Bułgarię.
Reklama
To, że biznes wstrzemięźliwie podchodzi do inwestycji, widać wyraźnie po podmiotach dużych, których nakłady na środki trwałe w ciągu trzech kwartałów tego roku realnie spadły o 1 proc. – Z drugiej strony warto odnotować zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi branżami. Głębokie spadki inwestycji dotyczyły głownie górnictwa, wytwarzania i zaopatrywania w energię elektryczną, gaz i wodę, podczas gdy silne zwyżki odnotowano w handlu i transporcie – zwraca uwagę Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego. Jego zdaniem trudno ocenić, jak wygląda inwestycyjna aktywność małych firm. Więcej światła na sytuację rzucą czwartkowe dane GUS. Optymiści przewidują, że inwestycje w całej gospodarce urosły o ok. 5 proc. rok do roku w trzecim kwartale, po dwóch wcześniejszych kwartałach stagnacji. Pesymiści wskazują, że odbicie będzie tylko symboliczne i nie przekroczy 3 proc.
Dowody na to, że aktywność inwestycyjna rośnie, zdaniem ekonomistów Banku Millennium można znaleźć w sektorze budowlanym. Tam produkcja w październiku zwiększyła się o jedną piątą. Najlepsze statystyki pokazują zaś firmy wyspecjalizowane we wznoszeniu obiektów inżynierii lądowej i wodnej (wzrost o 24,6 proc. rok do roku). To zaś powinno odzwierciedlać ożywienie w inwestycjach infrastrukturalnych, które są współfinansowane ze środków unijnych.
Lepiej wyglądają inwestycje u beneficjentów unijnego budżetu w regionie. Prymusem są Czechy, w których nakłady na środki trwałe stanowią ponad 25 proc. PKB i są drugie pod tym względem w całej "28". Lepiej wyglądają także Słowacy z inwestycjami, które w tym roku mają sięgnąć 20,6 proc. PKB, i Węgrzy z 21,2 proc. PKB. Skąd zatem tak słabe wyniki w Polsce na tle UE?
Częściowo dlatego, że publiczne wydatki jeszcze mocno nie odbiły, a prywatne są bardzo niskie i ciągną w dół stopę inwestycji ogółem – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Podkreśla, że o ile te pierwsze będą w kolejnych kwartałach rosły coraz szybciej, o tyle powodem do zmartwień wciąż są nakłady prywatnego biznesu. Powinno je wzmagać rekordowo wysokie wykorzystanie mocy wytwórczych – najwyższe od 2008 r. Ponadto pojawiają się nowe i nieznane do tej pory bariery dla działalności. Jedną z nich jest problem z pracownikami o odpowiednich kwalifikacjach.
– Teoretycznie, jeśli nie ma ludzi, to firmy powinny inwestować w bardziej kapitałochłonne niż pracochłonne techniki produkcji. Częściowo to robią, ale w wielu przypadkach już mają odpowiedni know-how, co nie daje im po tej stronie przestrzeni do zwiększenia wydajności – podkreśla Borowski. Jego zdaniem także wysoki popyt krajowy, szczególnie konsumpcja prywatna, nie wymuszają na firmach zwiększania konkurencyjności czy wychodzenia z produktami na rynki zagraniczne.
Firmom może także doskwierać niepewność prawno-fiskalna. Z jednej strony pojawia się rynkowa presja płacowa, która zwiększa koszty pracy, a z drugiej działania rządu, jak zniesienie limitu składek na ZUS. – Trudno powiedzieć, w jakim stopniu to ogranicza inwestycje, ale w jakimś na pewno. Mamy więc splot kilku czynników, które działają na niekorzyść – uważa ekonomista Credit Agricole.