Funkcjonująca od trzech miesięcy Rada ds. spółek ma za zadanie opiniować kandydatów do rad nadzorczych zgłaszanych przez Skarb Państwa. W jej skład wchodzi dziewięć osób – po trzy mianowane przez prezesa Rady Ministrów, ministra ds. gospodarki i ministra energii. Pierwszym przewodniczącym został Łukasz Popławski, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. W składzie nie ma znanych postaci, z wyjątkiem Marka Chrzanowskiego, przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.

Reklama
W uzasadnieniu do ustawy powołującej radę napisano: „W nowym modelu nadzoru właścicielskiego nad majątkiem państwowym utworzenie rady jest rozumiane jako stworzenie centralnego ośrodka kompetencji i informacji, przede wszystkim w celu wsparcia prezesa Rady Ministrów, a także pozostałych organów administracji publicznej wykonujących prawa z akcji”.

Rada ma pełne ręce roboty

W lutym Rada ds. spółek dała zielone światło 16 osobom, w marcu kolejnym 20, w kwietniu wymaganą zgodę uzyskało już 55 kandydatów. To przyspieszenie dyktuje terminarz, bo z dniem odbycia walnych zgromadzeń podsumowujących działalność spółek w 2016 r. (najpóźniej 30 czerwca) kończy się kadencja obecnych rad nadzorczych w niektórych kontrolowanych przez państwo firmach. Żeby nadal pracować, ich członkowie wskazani przez Skarb Państwa także muszą uzyskać pozwolenie od Rady ds. spółek.
Tak będzie na przykład w działającym w branży energetycznej Tauronie. Dotychczas na liście osób uprawnionych do zasiadania w organach nadzoru nie ma Pauli Ziemieckiej-Księżak, przewodniczącej rady, i Zbigniewa Wtulicha, jej zastępcy. Obydwoje od lat 90. pracują w administracji państwowej. W radzie Energi spędzili pełną kadencję (od 2014 r.), wskazani przez Włodzimierza Karpińskiego, ministra skarbu państwa w rządzie PO. Przetrzymali kadrową zawieruchę, która w spółkach kontrolowanych przez państwo trwa od wyborów parlamentarnych, ale można mieć obawy, czy utrzymają swoje stanowiska i nie ustąpią miejsca osobom zbliżonym do rządu PiS, o niższych kompetencjach.
Jednym z przykładów takich nominacji było powołanie Janiny Goss, bliskiej przyjaciółki Jarosława Kaczyńskiego, do rady nadzorczej PGE, największej firmy energetycznej w Polsce. Goss, uznawana za szarą eminencję w PiS, zasiada także w organie nadzoru BOŚ Banku.

Z „Misia” na GPW

Wyeliminowanie takich sytuacji było jednym z powodów powołania Rady ds. spółek. Oceniając kandydata, rada bierze pod uwagę jego wiedzę, umiejętności i doświadczenie, stara się także oszacować, czy wskazana osoba daje rękojmię należytego wypełniania swojej funkcji. Spółek, w których państwo ma udziały, jest ponad 400. Niektóre z nich to duże grupy kapitałowe, liczące kilkadziesiąt podmiotów. Pozytywnej opinii rady wymagają także kandydaci do rad nadzorczych w spółkach zależnych.

Powołanie rady nic nie zmieniło, jedynie rozmyło odpowiedzialność za nominacje. Do organów nadzoru i tak trafią te osoby, które politycy chcą tam widzieć. Kompetencje nie mają decydującego znaczenia – ocenia zastrzegający sobie anonimowość ekspert.

Kontrowersje wzbudziły już pierwsze decyzje Rady ds. spółek, która się zgodziła, żeby w radzie nadzorczej PZU zasiadała Agata Górnicka, dyrektorka gabinetu politycznego w Ministerstwie Rozwoju, i Łukasz Świerżewski, rzecznik prasowy ministra finansów. Tak obsadzić radę największej w kraju firmy ubezpieczeniowej życzył sobie wicepremier Mateusz Morawiecki. Kiedy władzą w spółce musiał się podzielić z premier Beatą Szydło, do rady trafił m.in. Robert Śnitko, doktor ekonomii bez wcześniejszego doświadczenia w organach nadzoru.
Wymóg otrzymania zgody rady można też w prosty sposób ominąć. Kandydatury Grzegorza Kowalczyka i Eugeniusza Szumiejko do rady nadzorczej Giełdy Papierów Wartościowych nie zgłosiło nadzorujące spółkę Ministerstwo Rozwoju, ale PKO BP. Wzbudziło to kontrowersje ekspertów, bo żadna z tych osób nie miała doświadczenia w pracy na rynku kapitałowym. Kowalczyk jest z wykształcenia prawnikiem, zasiadał m.in. w radzie nadzorczej firmy cukierniczej „Miś”. Szumiejko, absolwent wydziału matematyki, fizyki i chemii, nie sprawował funkcji nadzorczych.

Rząd jest zadowolony

Generalizowanie, że rady nadzorcze spółek kontrolowanych przez państwo funkcjonują nieprawidłowo, a w firmach prywatnych jest wszystko w porządku, moim zdaniem jest nieuprawnione. W sektorze prywatnym możemy bez trudu znaleźć firmy, gdzie prezesem i głównym udziałowcem jest jej założyciel, a w radzie nadzorczej zasiada jego rodzina. Z drugiej strony, w firmach państwowych wiele rad działa na normalnych zasadach – zwraca uwagę Raimondo Eggink, doradca inwestycyjny.
Z działania Rady ds. spółek zadowolony jest rząd.
Opinie rady pozwalają dokonać weryfikacji oceny umiejętności i przygotowania zawodowego osób kandydujących na członków rad nadzorczych w spółkach z udziałem Skarbu Państwa lub państwowej osoby prawnej. W związku z tym prace rady należy ocenić pozytywnie w kontekście jej wkładu w podnoszenie jakość nadzoru nad spółkami z udziałem Skarbu Państwa – napisało w odpowiedzi na nasze pytania Centrum Informacyjne Rządu.