"Wnioskodawca nie wykazał żadnego majątku (...). Skarżący posiada jedynie na rachunku w biurze maklerskim 2110 sztuk akcji Elektrimu nienotowanych na giełdzie o wartości 0 zł" - to fragment uzasadnienia dla ubiegłorocznej decyzji kieleckiego sądu o zwolnieniu z kosztów w pewnej sprawie. Jest szansa, że w najbliższych miesiącach sytuacja wnioskującego trochę się poprawi. Akcjonariusze Elektrimu właśnie uchwalili emisję akcji, która może doprowadzić do wykupienia drobnych udziałowców przez Zygmunta Solorza-Żaka.
Inwestorzy znów mają nadzieję na zarobek na akcjach tej firmy. W najgorszym wypadku liczą na zwrot części zamrożonego od niemal dziewięciu lat kapitału
Inwestorzy liczą na to, że po 8 latach akcje Elektrimu wrócą do obrotu giełdowego (spółka cały czas ma status publicznej). Na to jednak są małe szanse. Dotychczasowi udziałowcy zostali pozbawieni prawa pierwszeństwa do objęcia nowych akcji. Nabywców wskaże zarząd. Według scenariusza kreślonego przez inwestorów mniejszościowych akcje obejmie przede wszystkim Solorz-Żak. Właściciel telewizji Polsat i sieci telefonii komórkowej Plus, drugi na liście najbogatszych Polaków, kontroluje 78 proc. akcji Elektrimu. Jeśli po emisji przekroczy próg 90 proc. głosów na walnym zgromadzeniu, będzie mógł zmusić pozostałych udziałowców do odsprzedaży akcji i wycofania spółki z publicznego obrotu.
Wtedy kluczowa będzie cena, jaką zaoferuje Solorz-Żak. Drobni posiadacze chcieliby, żeby wynikała ona np. z różnicy między wartością aktywów i zobowiązań spółki. Według raportu za 2015 r., ostatniego dostępnego, było to 900 mln zł. W przeliczeniu na jedną akcję wychodzi 10,7 zł. Kiedy Elektrim opuszczał giełdę, Solorz-Żak ogłosił wezwanie, oferując 7,82 zł. Część akcjonariuszy nie zgodziła się, licząc, że warszawski holding przezwycięży problemy i wróci na giełdowy parkiet. A na jego akcjach znów będzie można zarobić. Tak jak w latach 90.
Elektrim, w PRL centrala handlu zagranicznego, specjalizował się w energetyce. Był jedną z pierwszych spółek notowanych na giełdzie. Na pierwszej sesji, w marcu 1992 r., jej akcjami handlowano po 43 grosze (po denominacji). Po ośmiu latach, w szczycie hossy, kurs sięgał 74,6 zł. Artykuły o spółce regularnie pojawiały się w zagranicznej prasie finansowej. Jak pisał Daniel Michaels, korespondent „The Wall Street Journal”, Elektrim „zawsze był oczkiem w głowie międzynarodowych inwestorów, którzy traktowali firmę jako sposób szybkiego skorzystania na gospodarczej transformacji Polski”.
W latach 90. na giełdzie nie było wielkiego wyboru. Inwestorzy zagraniczni, których interesowały spółki o relatywnie dużej wartości rynkowej, mogli kupić akcje banków albo Elektrimu - mówi Raimondo Eggink, doradca inwestycyjny.
Po co kupować akcje banków, skoro Elektrim miał udziały w sześciu? W portfelu holdingu były spółki budowlane i ubezpieczeniowe. Elektrim był czołowym producentem kabli, silników elektrycznych i żarówek, miał cementownię w podwarszawskim Ożarowie. W 1995 r. nabył upadający kombinat rolny Szestno w woj. olsztyńskim i stał się właścicielem 6 tys. ha ziemi oraz najnowszej w kraju olejarni. Pod Toruniem miał fabrykę jogurtów. Zarządzał hotelami. Pod koniec lat 90. grupa kapitałowa liczyła 140 spółek, swoje aktywa firma wyceniała na 16 mld zł. Dla porównania Orlen, największa firma paliwowa w Europie Środkowo-Wschodniej, miała aktywa warte 11 mld zł.
Konglomerat przypominający południowokoreańskie czebole zbudował Andrzej Skowroński, który szefem firmy został jeszcze w starym systemie, w 1987 r. Elektrim oczkiem w głowie zagranicznego kapitału stał się głównie dlatego, że Skowroński trafił na żyłę złota. Spółka stanęła na czele konsorcjum, które w styczniu 1996 r. dostało koncesję na budowę sieci telefonii komórkowej. Osiem miesięcy później wystartowała Era GSM. Biznes rósł błyskawicznie - po niecałych dwóch latach 6,5 proc. udziałów w Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatorze sieci, wyceniane było przez ekspertów na 100 mln dol. Inwestorzy dowiedzieli się o tym, kiedy wyszło na jaw, że dokładnie taki pakiet udziałów w PTC Skowroński obiecał sprzedać Janowi Kulczykowi, i to po cenie sprzed dwóch lat. Kulczyk był już wtedy jednym z najbogatszych Polaków i jednocześnie przyjacielem Skowrońskiego. Od umowy kupna PTC odstąpił za 25 mln dol.
Skowroński za umowę z Kulczykiem, o której nie poinformował nie tylko inwestorów, lecz także pozostałych członków zarządu Elektrimu, zapłacił pod koniec 1998 r. posadą. W firmie rządzili już wówczas inwestorzy zagraniczni. Ich napływ do spółki przyspieszył sam prezes, emitując obligacje, które można było wymienić na akcje. Rosnący kurs giełdowy sprawiał, że taka operacja była opłacalna i w ten sposób wierzyciele Elektrimu stawali się jego udziałowcami.
Na prezesa zagraniczni inwestorzy wybrali Barbarę Lundberg. Pod kierownictwem Amerykanki, która do Polski przyjechała w 1990 r., Elektrim skoncentrował się na czterech branżach, w których czuł się najmocniejszy: przemyśle elektromaszynowym, produkcji kabli, energetyce i telekomunikacji. Ponad 70 zależnych spółek zostało sprzedanych. Ale też kupowano. Niemal 700 mln dol. kosztowało odkupienie 15-procentowego pakietu akcji PTC od Kulczyka i BRE Banku, dzięki czemu Elektrim stał się większościowym udziałowcem operatora Era. Ambicje nowej prezes sięgały stworzenia konkurencji dla Telekomunikacji Polskiej. Jeszcze za Skowrońskiego Elektrim zapłacił 245 mln dol. za koncesję na świadczenie usług telefonii stacjonarnej na Mazowszu, Lundberg dołączała kolejne firmy i województwa. Chciała stworzyć ogólnopolską sieć. Pomysł nie wypalił, z niektórych umów Elektrim wycofał się, płacąc odszkodowania liczone w dziesiątkach milionów dolarów. Niemal 330 mln euro kosztowała telewizja kablowa Aster City. Po dwóch latach Elektrim pozbył się Aster i kilku mniejszych kablówek za 110 mln euro.
Na globalnych rynkach pod koniec lat 90. trwała technologiczna hossa. W centrum zainteresowania były spółki internetowe. Elektrim wkroczył do licytacji z przytupem, stając się za 53 mln dol. właścicielem sklepu internetowego Empik.com. Kolejne 10 mln dol. wydał na 55 proc. akcji portalu Poland.com. Pierwszy po 2 latach upadł, drugi sprzedano za 90 tys. zł.
Zobowiązania Elektrimu urosły do 10 mld zł. Aktywa były większe, ale nie przynosiły zysków. Wierzyciele i inwestorzy akceptowali to do czasu, aż w marcu 2000 r. na globalnych rynkach pękła spekulacyjna bańka. Telekomunikacyjne i internetowe aktywa przestały być tak atrakcyjne, kurs Elektrimu zanurkował. Lundberg zdążyła sprzedać kolejną porcję obligacji zamiennych na akcje za 440 mln euro, wyznaczając cenę konwersji na 64 zł. Kiedy jesienią 2001 r. opadł kurz po giełdowym krachu, akcje Elektrimu kosztowały niecałe 10 zł. Stało się jasne, że dług trzeba będzie spłacić.
Gwarancją, że Elektrim będzie miał na to pieniądze, były udziały w PTC. Tyle że już od dwóch lat toczył się o nie spór. Deutsche Telekom, wspólnik Elektrimu w Erze, uważał, że przejmując w 1999 r. większościowe udziały w PTC, Elektrim podeptał prawo pierwokupu, które należało się DT. Po drugiej stronie było Vivendi – wspólnik Elektrimu w spółce Elektrim Telekomunikacja. Na 51 proc. udziałów Francuzi wydali ponad 2 mld euro. Elektrim wniósł do ET swoje telekomunikacyjne aktywa, w tym 48 proc. udziałów w PTC (pozostałe 3 proc. należało do innych spółek z grupy).
To wtedy narodziła się legenda "cesarza spekulacji". Kurs akcji falował w rytm wyroków, które zapadały przed trybunałami w Wiedniu, Londynie czy w sądach w Amsterdamie lub Warszawie. Jeśli wydawało się, że w wyniku orzeczeń Elektrim traci kontrolę nad PTC albo bankrutuje (obligacje stały się wymagalne pod koniec 2001 r.), notowania z dnia na dzień spadały o połowę. Rozstrzygnięcia po myśli warszawskiej firmy sprawiały, że kurs akcji podwajał się na pojedynczej sesji. Kto pierwszy dowiadywał się o wyroku, mógł zbić fortunę.
Wtedy do gry o kontrolę nad firmą włączył się Zygmunt Solorz-Żak. W 2003 r. odkupił ponad 30 proc. akcji od BRE Banku (dziś mBank) i Multico kontrolowanego przez Zbigniewa Jakubasa. Rozplątanie powiązań Elektrimu ze wspólnikami w telekomunikacyjnych biznesach i wierzycielami zajęło siedem lat. Spółka znalazła się w upadłości, którą zakończyło porozumienie zawarte w 2010 r. PTC trafiła do Niemców, Francuzi dostali odszkodowanie, Elektrim - pieniądze na spłatę zobowiązań. Firma wyszła z upadłości.
W dalszym ciągu ma cenne aktywa - 51 proc. elektrowni PAK, a jedna ze spółek zależnych posiada 9 proc. Cyfrowego Polsatu. Własnością Elektrimu jest warszawski Port Praski. To 38 ha gruntów na prawym brzegu Wisły na wysokości Śródmieścia, na którym powstają już apartamentowce. Ale Elektrim ma też kłopoty - fiskus żąda od spółki 1,3 mld zł zaległych podatków. Spory znajdują się na poziomie wojewódzkiego sądu administracyjnego, raczej na pewno trafią do NSA. Według zarządu Elektrimu to właśnie na zaspokojenie tych roszczeń spółka potrzebuje pieniędzy z nowej emisji. Udziałowcy mniejszościowi uważają jednak, że to tylko pretekst, by Solorz-Żak tanio wykupił od nich akcje.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama