W stosunku do osób, które brały udział w zagranicznych grach hazardowych, w 2015 r. wszczęto 3593 postępowania, w 695 sprawach przedstawiono zarzuty podejrzanym – czytamy w opublikowanym właśnie przez resort finansów raporcie dotyczącym rynku bukmacherskiego w Polsce. Skierowane przez funkcjonariuszy do sądów sprawy zakończyły się wydaniem 345 wyroków skazujących. Innymi słowy, 345 obywateli poniosło konsekwencje za to, że grali u przedsiębiorców, którzy nie uzyskali zezwolenia na prowadzenie biznesu w Polsce.
Najsłabsi na celowniku
Danych za 2015 r. nie można jednak interpretować w oderwaniu od liczb za rok poprzedni. A gdy już statystyki na siebie nałożymy, wniosek jest jednoznaczny – służby sposobu na walkę z nielegalną bukmacherką szukają poprzez ściganie graczy, a nie firm.
W 2014 r. skierowano do sądów w tych sprawach zaledwie 24 akty oskarżenia. Liczba wyroków skazujących? Cztery. Czyli 1,15 proc. liczby ukaranych w 2015 r.
– O ile w przypadku automatów do gier działania organów ścigania skierowane są przede wszystkim przeciwko firmom zajmującym się urządzaniem gier, o tyle w przypadku zakładów wzajemnych Służba Celna skupia się na graczach – potwierdza Dawid Korczyński, adwokat prowadzący kilka spraw z zakresu przestrzegania przepisów hazardowych.
Marta Kostka ze Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich (w którego skład wchodzą przedsiębiorcy działający w Polsce w pełni legalnie) wskazuje zaś, że podejmowane działania organów państwa nie są w stanie skutecznie zażegnać problemu. Jej zdaniem, skoro z dostępnych badań wynika, że firmy działające nielegalnie mają 90 proc. rynku gier online w Polsce, potrzebna jest zmiana systemowa, a nie walka z pojedynczymi graczami. W ten sposób nie uda się wyeliminować procederu, lecz co najwyżej nieznacznie go ograniczyć.
Konsekwencje dla większości graczy są zaś opłakane. Sądy na ogół nie wymierzają dotkliwych grzywien, lecz dla wielu osób kary rzędu 3–5 tys. zł są i tak wystarczająco bolesne. Ponadto istotny jest wątek, o którym wspomina mec. Dawid Korczyński. Otóż graczom oprócz kary grozi też przepadek wygranych, który jest obligatoryjny i który może się okazać najdotkliwszą sankcją.
– Należy bowiem zwrócić uwagę, że przepadkowi podlega wygrana, a nie zysk, czyli różnica między kwotami wpłaconymi a otrzymanymi – zaznacza mec. Korczyński. Jeśli więc gracz łącznie wpłacił bukmacherowi 80 tys. zł, a wygrał 30 tys. zł, to na samej grze stracił 50 tys. zł, zaś 30 tys. zł straci w wyniku orzeczonego przepadku. W większości spraw rzeczywiście to najbardziej uderza w portfele graczy.
Nadzieja na niewinność
Eksperci jednocześnie podkreślają, że gracze, którzy zgadzają się na dobrowolne poddanie się karze, często mogą popełniać błąd. Tak jak bowiem wiele sądów uznaje obywateli za winnych, tak odpowiednia linia obrony może skutkować uniewinnieniem. Na co się powoływać?
Artur Górczyński, były poseł i ekspert branży hazardowej, zwraca uwagę, że mówienie o nielegalnych bukmacherach, a co za tym idzie – nielegalnych grach, jest dużym uproszczeniem.
– Praktycznie wszystkie firmy korzystają z licencji pozwalającej na sprzedaż swoich usług na terenie UE. Nie mają jedynie polskiej licencji. Jednak z tego, co mi wiadomo, Polska nadal jest krajem członkowskim UE. A zgodnie z motywem 55 sprawy C-243/01 przed TS UE „swobodne świadczenie usług obejmuje nie tylko swobodę usługodawcy w oferowaniu i wykonywaniu usług, lecz także swobodę przyjmowania usług lub korzystania z usług oferowanych przez usługodawcę mającego siedzibę w innym kraju członkowskim – wyjaśnia Artur Górczyński. Jego zdaniem więc setki spraw wytaczanych graczom przez polskich funkcjonariuszy są wątpliwe, gdy spojrzymy na nie przez pryzmat przepisów unijnych.
O tym, że odpowiedzialność graczy nie jest przesądzona, mówi także mec. Dawid Korczyński. Podkreśla on, że coraz częściej pojawiają się wyroki uniewinniające. W przypadku uczestnictwa w zakładach wzajemnych organizowanych przez zarejestrowanego za granicą bukmachera co najmniej kilka sądów uniewinniło graczy z uwagi na zasadę terytorialności.
– Sądy przyjęły, że ich czyny nie zostały popełnione na terenie RP, bowiem umowa przy ofercie składanej elektronicznie jest uznawana za zawartą w miejscu, w którym siedzibę ma oferent (art. 70 par. 2 k.c.), w tym przypadku bukmacher, a zatem za granicą, a w konsekwencji zgodnie z zasadą terytorialności (art. 3 par. 2 k.k.s.) nie ma możliwości pociągnięcia gracza do odpowiedzialności – wyjaśnia mec. Korczyński.
Nadzieja na lepsze
Nie ulega jednak wątpliwości, że na razie pozycja graczy, w stosunku do których działania podejmują celnicy, nie jest najlepsza. I niemal wszyscy zaznaczają, że trzeba to zmienić, gdyż niedopuszczalna jest sytuacja, gdy w związku z patologiczną sytuacją na rynku cierpią przede wszystkim najsłabsi uczestnicy, których po prostu najłatwiej złapać.
Marta Kostka ma nadzieję, że sytuację poprawią przepisy projektowane w nowelizacji ustawy o grach hazardowych, nad którą toczą się właśnie prace w Sejmie. – Konieczne jest wprowadzenie rozwiązań systemowych, które wymagają także skutecznej egzekucji, a w efekcie doprowadzą do likwidacji czarnego rynku zakładów wzajemnych – podkreśla Marta Kostka.
Obecnie jednak – mimo wielu zapowiedzi – po stronie organów państwa nie widać zbyt intensywnej woli walki z firmami, które nie respektują przepisów. Świadczyć o tym może porównanie danych z poprzednich dwóch lat dotyczących kontroli prawidłowości urządzania gier hazardowych przez przedsiębiorców. W 2014 r. przeprowadzono ich 274. W 2015 r. jednak już tylko 135. I zaledwie w pięciu przypadkach stwierdzono nieprawidłowości.
Konieczne jest wprowadzenie rozwiązań systemowych, które wymagają także skutecznej egzekucji, a w efekcie doprowadzą do likwidacji czarnego rynku zakładów wzajemnych