Jeśli dojdzie do Brexitu, to należy pytać nie o to, czy jego skutki będą negatywne, lecz jak bardzo. Tak przynajmniej wynika z ocen ekspertów i analityków, z którymi rozmawialiśmy.
Brexit umocni franka
W ostatnich dniach prawdopodobieństwo wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej maleje. Po kolejnych sondażach rynek wycenia je na około 20 proc. W poprzednim tygodniu było pod tym względem znacznie gorzej (około 40 proc.), a reakcje inwestorów były dużo bardziej nerwowe. To, co obserwujemy już od kilkunastu dni, to tzw. kupowanie bezpieczeństwa: po każdej informacji, że zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z UE zyskują przewagę, następowała ucieczka kapitału do bezpiecznych aktywów. Na rynku długu to niemieckie obligacje. Na walutowym – frank szwajcarski. Jego popularność w chwilach zagrożenia to efekt powszechnego przekonania, że helwecka gospodarka jest jedną z najbardziej zdrowych na świecie, a system finansowy Szwajcarii ma mocne fundamenty – i nawet w przypadku jakiejś katastrofy na rynkach nie powinien runąć.
Gdyby doszło do Brexitu, frank jeszcze by zyskał. Ile? Nikt nie jest w stanie tego dziś ocenić. Przemysław Kwiecień, analityk firmy XTB, zwraca uwagę, że przy zakładanym przez rynek tak niskim prawdopodobieństwie opuszczenia UE przez Wielką Brytanię, faktyczny Brexit byłby szokiem. – W takiej sytuacji reakcja rynku jest nieprzewidywalna – mówi Kwiecień.
Dla Polski umocnienie franka byłoby pierwszym pośrednim skutkiem Brexitu, i to wyjątkowo bolesnym ze względu na duże portfele kredytów denominowanych w szwajcarskiej walucie. Umocnienie franka to w przeliczeniu na złote wzrost wielkości aktywów. W takiej sytuacji zwiększa się ryzyko pogorszenia jakości portfela, bo przez wzrost wielkości raty kredytowej część kredytobiorców może mieć problem z obsługą zadłużenia. Do tego należy dołożyć plany rozwiązania problemu kredytów frankowych powstające w Kancelarii Prezydenta, sprowadzające się do „odwalutowania” kredytów po kursie innym niż rynkowy. Przy mocnym franku zamiana kredytów na złotowe po niższym kursie oznaczałaby duże straty w bankach.
– To jest bardzo ważny czynnik ryzyka, który dodatkowo pogłębia niepokój na rynku złotego. Mamy próby rozwiązania sprawy kredytów walutowych, można zakładać, że będzie to się wiązało z dużym obciążeniem dla sektora bankowego. Im droższy frank, tym większy problem – zwraca uwagę Kwiecień.
Jedyna pociecha w tym, że zbyt mocny frank jest nie w smak samym Szwajcarom, bo pogarsza im bilans handlowy. Thomas Jordan, prezes Narodowego Banku Szwajcarii (SNB), zapowiedział, że gdyby w wyniku Brexitu doszło do zbyt dużego umocnienia franka, SNB będzie interweniował. Niewykluczone też, że obniży stopę procentową, która już od ponad roku jest ujemna. Co może oznaczać, że mocny frank nie utrzyma się długo. – Możemy użyć obu tych instrumentów. W pierwszym etapie, w razie wystąpienia turbulencji na rynkach, będziemy starać się stabilizować sytuację – deklaruje.
Złoty w dół
W przypadku Brexitu złoty osłabi się nie tylko względem szwajcarskiej waluty. Polska dla dużej części inwestorów nadal jest rynkiem wschodzącym, gdzie inwestowanie jest obarczone dużym ryzykiem.
– Nie ma sensu pisanie dziś scenariusza dla złotego w przypadku Brexitu. To wróżenie z fusów. Wiele rynków może zareagować na wiele sposobów, duzi gracze mają swoje strategie, do tego dojdą emocje. Są wydarzenia, na które nie da się być do końca przygotowanym, bo mają indywidualny charakter – twierdzi Przemysław Kwiecień.
Jak bardzo nerwowa może być to reakcja, obserwowaliśmy w poprzednim tygodniu. Wystarczyły wyniki sondażu wskazującego, że zwolennicy Brexitu zyskali większość, by złoty w ciągu kilku dni osłabił się o 11 gr wobec euro i o 20 gr w stosunku do dolara.
Osłabienie złotego miałoby skutki dla całej gospodarki. Nie wszystkie negatywne. Eksporterzy mają większą szansę na utrzymanie swojej pozycji na zagranicznych rynkach, o ile tylko nie wyhamuje tam nadmiernie popyt. Z badań koniunktury w firmach, prowadzonych przez Narodowy Bank Polski, wynika, że już teraz udział nieopłacalnego eksportu w przychodach z eksportu oraz odsetek eksporterów informujących o nieopłacalnym eksporcie są najniższe w historii. To właśnie efekt słabego złotego: kurs euro, przy którym eksport staje się nieopłacalny, to obecnie około 3,93–3,95 zł. Na rynku euro wyceniane jest na około 4,4 zł.
Jeśli słaby złoty utrzymałby się przez dłuższy czas, odczujemy to w cenach towarów importowanych, na przykład paliw. Co prawda po kilkumiesięcznych spadkach na rynkach światowych obecny wzrost nie byłby zagrożeniem dla stabilności gospodarki (gwałtowny skok inflacji nam nie grozi), ale konsumenci mogą odczuć go na stacjach benzynowych.
Giełda w defensywie
Brexit zaszkodziłby też polskim obligacjom i akcjom. Małą próbkę mieliśmy w poprzednim tygodniu, gdy – podobnie jak na rynku walutowym – inwestorzy zaczęli przenosić swój kapitał do tzw. bezpiecznych przystani. Na rynku długu są nią obligacje niemieckie. Efekt? Wzrost rentowności dziesięcioletniej obligacji do około 3,30 proc. i rozszerzenie spreadu względem obligacji niemieckich do poziomów nienotowanych od wybuchu kryzysu finansowego.
– Nie ma prostej odpowiedzi, co się stanie, gdy dojdzie do Brexitu. Łatwo wskazać kierunki potencjalnych wydarzeń: ucieczka do bezpiecznych aktywów, osłabienie funta wobec innych walut, odwrót kapitału z emerging markets, w tym z Polski. Ale jak głęboka będzie skala osłabienia i jak długo ono potrwa, tego nie sposób przewidzieć. Wychodzenie Wielkiej Brytanii z UE mogłoby być procesem trwającym całe lata, a jego konsekwencje byłyby bardzo złożone – mówi Arkadiusz Urbański, analityk rynku obligacji w Banku Pekao.
Polskim obligacjom nie pomaga duży udział kapitału zagranicznego w strukturze inwestorów. Zagranica ma obecnie obligacje warte ponad 188 mld zł i jest drugą co do wielkości grupą posiadaczy obligacji po polskich bankach.
– W przypadku osłabienia krajowi gracze też będą próbowali sprzedawać, ale to zagranica pierwsza redukowałaby pozycje. Gorący pieniądz może reagować szybko i choć w strukturze inwestorów zwiększa się rola długoterminowych graczy, to kapitał portfelowy też jest obecny. Trudno będzie zneutralizować ten negatywny wpływ odpływu kapitału. Ale to nie dotyczy tylko nas, ale całego regionu. My się tu nie wyróżniamy ani na plus, ani na minus – mówi Urbański.
Ta sama zasada dotyczy warszawskiej giełdy. Polskie akcje już od miesięcy nie są popularnym sposobem lokowania kapitału, a rynkowy szok, jakim byłby Brexit, pogorszyłby tylko sprawę. Choćby dlatego, że duży udział w kapitalizacji giełdy mają banki, które pośrednio mogą stracić na wyjściu Wielkiej Brytanii przez wzmocnienie franka. WIG20, indeks największych spółek notowanych w Warszawie, w ubiegłym tygodniu na fali brexitowego niepokoju spadł o około 7 proc.
Zwalniająca gospodarka
Wyjście Wielkiej Brytanii z UE miałoby negatywny wpływ na nasz wzrost gospodarczy. – Na skutek Brexitu Wielka Brytania ucierpiałaby gospodarczo, co my także byśmy odczuli. Trudno sobie wyobrazić, by nie było żadnego wpływu Brexitu na handel i brytyjskie inwestycje, a to osłabi wzrost w Polsce – zauważa prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny firmy konsultingowej PwC. Wielka Brytania to trzeci kraj, jeśli chodzi o wielkość polskiego eksportu (po Niemczech i Czechach). W naszej wymianie handlowej cały czas notujemy duży wzrost. I sporą nadwyżkę: w zeszłym roku wyniosła ona ponad 7 mld zł.
O wyliczenia, jak Brexit może się odbić na gospodarkach w tej części Europy, pokusili się analitycy Credit Agricole Bank Polska. Ich zdaniem największy wpływ na osłabienie wzrostu gospodarczego w wyniku Brexitu będzie miał brak napływu nowych inwestycji zagranicznych oraz spowolnienie gospodarcze w UE. Przez to dynamika polskiego wzrostu spadnie o 0,5 pkt proc. W tych szacunkach jesteśmy pośrodku stawki: w razie Brexitu gospodarka Węgier spowolniłaby o 0,78 pkt proc., Czech o 0,35 pkt proc.
Finanse publiczne
Ta sfera najbardziej może odczuć Brexit, i to na dwa sposoby. Wzrost rentowności obligacji i osłabienie złotego oznaczałyby większe wydatki budżetu. – Jeśli Brexit dołoży 0,5 pkt proc. do rentowności naszych obligacji, to rocznie mamy o około 1 mld zł wyższe koszty obsługi długu – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
– Jeśli z powodu Brexitu nastąpi wzrost rentowności, będzie to zjawisko trwałe. Sama Polska tworzy tę niepewność, balansujemy na pograniczu obniżenia ratingu, więc trudno, by oprocentowanie naszych papierów później spadło – zauważa prof. Witold Orłowski.
Z kolei osłabienie wzrostu PKB oznaczałoby, jak szacuje Borowski, wpływy do budżetu mniejsze o około 5 mld zł w skali roku. – Do pewnego stopnia te negatywne efekty dla gospodarki będzie łagodził słabszy złoty czyniący ją bardziej konkurencyjną. Natomiast w długim okresie trudno przewidzieć wpływ ewentualnego Brexitu np. na dostęp do unijnych funduszy. Przy integracji części krajów Polska stojąca bokiem do Unii może istotnie stracić – podkreśla Borowski.
Składka Wielkiej Brytanii do unijnego budżetu to ponad 11 mld euro rocznie przy 13,5 mld euro Francji, 25 mld euro z Niemiec oraz 3,5 mld euro z Polski. To 8 proc. unijnego budżetu. Jeśli jej zabraknie, albo trzeba będzie ciąć wydatki, albo podwyższać składkę od pozostałych państw. I na jednym, i na drugim wyjściu Polska straci. Ale to proces, który może rozłożyć się na lata, bo samo powiedzenie UE „nie” w referendum będzie oznaczać dopiero rozpoczęcie negocjacji o warunkach opuszczenia Wspólnoty. Wielka Brytania zapewne będzie płacić składkę przez kilka lat, więc zmiany mogą dotyczyć dopiero przyszłego budżetu.
Rynek pracy
Zdaniem prof. Urszuli Kryńskiej z Uniwersytetu Łódzkiego na rynku pracy szybko nie zobaczymy wpływu ewentualnego opuszczenia UE przez Wielką Brytanię. – Brytyjczycy są zbyt pragmatyczni, by pozbywać się naszych dobrych pracowników, nie mówiąc już o kadrze wysoko kwalifikowanej – podkreśla ekonomistka. Jej zdaniem w ciągu dwóch, trzech lat zobaczylibyśmy powroty do kraju osób, które korzystają tylko z brytyjskiego „socjalu”. Miałoby to jednak korzystny wpływ. – Oznacza to wyższy popyt. A z pracą nie powinno być problemu, na to wskazują wskaźniki makroekonomiczne. Czyli efekt będzie korzystny – zauważa.