Rosyjskie embargo to problem poszczególnych firm, a nie całego polskiego biznesu - przekonuje Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Dodaje, że wschodni rynek od dawna nie jest dla nas najważniejszy. Jeszcze przed wprowadzeniem obostrzeń eksportowych, więcej interesów robiliśmy z Czechami czy Włochami.
Prezes ZPP Cezary Kaźmierczak zauważa, że rola Rosji w polskim handlu jest przeceniana. Potwierdzać to mają statystyki. W ubiegłym roku handel z Rosją stanowił jedynie 4,3 procent wartości całego eksportu i wynosił niecałe 7 miliardów euro. Handel żywnością stanowił zaś jedną piątą tej kwoty. Z powodu obostrzeń najmocniej cierpią sadownicy oraz producenci serów.
Kaźmierczak dodaje, że embargo, oprócz strat, przynosi też korzyści. Rozwój zagranicznej współpracy firm powoduje ich większą stabilizację. Wiele przedsiębiorstw rynek rosyjski chce zastąpić chińskim. Według wyliczeń związku w Chinach jest około 300 milionów potencjalnych nabywców polskich produktów - 10 razy więcej niż w Rosji. To rozwijający się rynek, którego społeczeństwo stale się bogaci i dba o jakość spożywanych produktów - kończy Kaźmierczak. W ubiegłym roku największym importerem z Polski były Niemcy. Wysłaliśmy tam towary na ponad 42 miliardy euro. To prawie 6 razy więcej niż wartość handlu z Rosją.
ZOBACZ TAKŻE: Poradziliśmy sobie z rosyjskim embargiem, a nawet nieźle na nim wyszliśmy>>>