Pół miliarda dolarów - to wartość towaru, który został w kraju po wprowadzeniu rosyjskiego embarga. Tak przynajmniej szacuje Ministerstwo Gospodarki, które przesłało nam szczegółowe wyliczenia wpływu na polski eksport rosyjskiego zamknięcia granic dla towarów rolno-spożywczych w 2014 r. Resort podaje, że embargo objęło prawie 68 proc. polskiego eksportu tego typu produktów do Federacji Rosyjskiej.
Pierwszy, bezpośredni skutek dotyczył tych dóbr, które Rosja przestała wpuszczać. Ich sprzedaż do tego kraju w całym roku wyniosła ok. 623 mln dolarów. To głównie transakcje, które zostały przeprowadzone w pierwszym półroczu (embargo wprowadzono na początku sierpnia). W sumie wynik za cały rok jest gorszy o 44,9 proc. w porównaniu z 2013 r.
ZOBACZ TAKŻE:Mniej jabłek, więcej mleka. Jak zmienił się polski eksport po rosyjskim embargu? >>>
To z kolei postawiło przed polskimi przedsiębiorcami wyzwanie: musieli szybko znaleźć nowych odbiorców. I znaleźli. Towary, których nie chciała Rosja, sprzedano na innych rynkach - w sumie ich eksport wart był 12 mld dolarów, czyli o 3,2 proc. więcej niż w 2013 r. Firmy wcześniej handlujące ze Wschodem przerzuciły się na zachodnie rynki, głównie krajów Unii Europejskiej. Eksport do UE towarów rolno-spożywczych objętych rosyjskim zakazem wyniósł bowiem 9,3 mld dolarów i był o 7 proc. większy niż rok wcześniej. A głównymi kupującymi byli: Niemcy, Wielka Brytania, Włochy i Francja.
W danych zebranych przez resort gospodarki widać także bardzo duży wzrost wartości sprzedaży do krajów bałkańskich (spoza UE) i państw pozaeuropejskich. W sumie eksport towarów, przed którymi Rosja zamknęła granice, do tych krajów wzrósł o prawie 31 proc. i wyniósł 1,49 mld dolarów. Według analityków MG to szybka zmiana kierunku eksportu przez polskie firmy była jednym z głównych czynników łagodzących skutki ograniczeń w handlu z Rosją.
W tym kontekście wspomniane na początku pół miliarda dolarów nie jest więc dużą kwotą. Nie widać też jakiejś zapaści w finansach eksporterów. Być może dlatego, że wymusili oni większą dyscyplinę płatniczą na swoich zagranicznych kontrahentach. Krajowy Rejestr Długów zbadał, jaki odsetek polskich firm miał pod koniec 2014 r. problem z uzyskaniem na czas zapłaty od swoich odbiorców zza granicy. Żadnych problemów nie miało prawie 71 proc. eksporterów. To więcej niż kwartał wcześniej, bo wtedy było to 63,1 proc. Spadła też wartość niezapłaconych faktur eksportowych - do 3,9 proc. wszystkich należności eksportowych. Dla porównania: na koniec trzeciego kwartału faktury niezapłacone przez zagranicę stanowiły 5,2 proc. portfela wszystkich należności eksportowych.
Adam Łącki, prezes KRD uważa, że poprawa moralności płatniczej zagranicznych kontrahentów niekoniecznie musi oznaczać, że stali się oni nagle uczciwsi. To raczej zasługa samych eksporterów, którzy wzięli odbiorców pod lupę.
– Zagraniczne długi trudniej odzyskać, dlatego polscy przedsiębiorcy, aby uniknąć strat pieniędzy i czasu na dochodzenie roszczeń, bardziej skrupulatnie weryfikują kontrahentów spoza kraju – mówi Łącki.
Jak duże mogą być kłopoty z uzyskaniem zapłaty, gdy już doszło do przeterminowania, wskazują inne dane KRD. Wynika z nich, że w grupie firm, które trafiły na nierzetelnego odbiorcę z zagranicy, coraz więcej przedsiębiorców wskazuje na to, że uzyskać zapłatę jest coraz trudniej. O ile w trzecim kwartale 2014 r. było to 6,3 proc. w badanej grupie, o tyle pod koniec roku już 8,7 proc.
Dokładne weryfikowanie odbiorców wcale nie było takie oczywiste po tym, gdy Rosjanie wprowadzili na początku sierpnia zakaz sprowadzania z Polski niektórych towarów spożywczych. Ubezpieczyciele należności i wywiadownie gospodarcze obawiały się, że polscy przedsiębiorcy – próbując powetować straty – będą przywiązywali mniejszą wagę do weryfikowania nowych kontrahentów. Zakładano, że dla eksporterów najważniejsze będzie szybkie pozyskanie odbiorców w miejsce tych utraconych na Wschodzie.