Młodzi nie liczą na pomoc państwa, bo podatkowa polityka prorodzinna nie odpowiada na ich potrzeby. Część przedsiębiorców, choć korzysta z ulg, bez większego żalu przeniosłaby firmy za granicę, bo biznes prowadzi się tam, gdzie to najbardziej opłacalne. Polskiej polityce podatkowej przyświeca jeden cel: zwiększenia wpływów budżetowych.
Widać to na każdym kroku: w zmianach prawa, w działaniach urzędników oraz w stanowiskach fiskusa. Trudno dostrzec w tym wszystkim spójne działania składające się na kompleksową i – co ważne – przemyślaną strategię. Zmiany są wprowadzane ad hoc jako reakcja na potrzeby nigdy niedomykającego się budżetu lub naciski (firm czy grup społecznych). Rzadko myśli się o podatkach w sposób inny niż fiskalny – że mają pobudzać rozwój gospodarki czy realizować cele społeczne.
Polityka prorodzinna
Pieniądze, bo w praktyce ich brak, są jedną z głównych przeszkód, które stoją na drodze do posiadania dziecka. Młodzi więc na chłodno kalkulują, czy będzie ich stać na utrzymanie i wychowanie potomka. Państwo zaś, ustami polityków i rządzących, przekonuje, że zależy mu na wspieraniu finansowym rodzin. Funkcjonują więc becikowe oraz ulga na dziecko, czyli możliwość odpisania od podatku dochodowego wydawałoby się niemałej kwoty – 1112,04 zł rocznie. Czy takie wsparcie wpływa na decyzję o posiadaniu dziecka?
Ola oraz Łukasz pracują w korporacjach, mają stałe umowy i stabilną sytuację finansową. Są małżeństwem, za chwilę urodzi im się pierwsze dziecko. – Trzeba liczyć na siebie – przekonuje Łukasz. Kolejne małżeństwo, Joanna i Paweł, mają już jedynaka. Oboje pracują: ona ma etat, on prowadzi własną działalność, bo wymusiła to na nim firma. Dopiero gdy dowiedzieli się, że zostaną rodzicami, zaczęli myśleć o wsparciu państwa. Skorzystali z becikowego, nawet podwójnego. – Gdy rodził się Bartek, gmina też je wypłacała. Niestety jednorazowo – opowiadają.
A przecież wszyscy w Polsce mówią o kryzysie demograficznym i o zapaści, także gospodarczej i finansowej, która czeka kraj. – Rządzący powinni robić wszystko, aby jak najwięcej osób decydowało się na dzieci. Wszelkiego rodzaju dofinansowania czy odliczenia od podatku są jak najbardziej wskazane – przekonuje Łukasz. Tymczasem po ostatniej zmianie przepisów, które będą promowały rodziny z co najmniej dwójką dzieci, Paweł z Joanną (oraz inne pary z jednym potomkiem) nie będą mogli skorzystać z ulgi podatkowej. – Takie rozwiązanie ma zachęcić do kolejnego dziecka, ale nie każdy chce czy może sobie na to pozwolić – przyznaje Paweł. Dodaje, że oczekiwałby od państwa większej pomocy w pierwszym okresie życia dziecka – opiekunki przecież sporo kosztują, żłobki również, bardzo pożyteczne byłyby darmowe szczepienia skojarzeniowe (jedno ukłucie dziecka zamiast kilku). O państwowym przedszkolu, które też jest odpłatne, małżeństwa z dzieckiem mogą w gruncie rzeczy zapomnieć. Przepisy wspierają rodziców żyjących w nieformalnych związkach, bo są oni traktowani jak osoby samotnie wychowujące dziecko. – Mamy więc mniejsze szanse w kolejce do przedszkola, co jest nie w porządku – stwierdza Paweł.
Mało tego, statystyki pokazują, że wsparcie w postaci ulgi podatkowej nie dociera do zainteresowanych. Jednym z powodów takiej sytuacji są wady obowiązującego prawa – część z rodziców nie jest w stanie z niej skorzystać, bo po prostu za mało zarabia. W takiej sytuacji jest 32 proc. uprawnionych podatników – wynika z raportu „Finansowe wsparcie rodzin z dziećmi w Polsce w 2013 roku” przygotowanego przez Centrum Analiz Ekonomicznych. Do tego dochodzi sytuacja, że im więcej dzieci, tym trudniej skorzystać z pełnej ulgi, bo zarobki muszą być odpowiednio wyższe. Wśród rodzin z jednym dzieckiem pełną kwotę przysługującej ulgi jest w stanie wykorzystać 76,1 proc. rodzin, jeśli dzieci jest dwójka – już tylko 67,6 proc., a w przypadku rodzin z większą liczbą dzieci – jedynie 30,8 proc.
Rodzice marzą o wsparciu, na jakie mogą liczyć rodziny w innych krajach. – W Niemczech wygląda to zupełnie inaczej – przekonuje Paweł. I wylicza: co miesiąc rodzice dostają na dziecko po kilkaset euro. Mają też darmową opiekę medyczną, zaś niektóre leki są nieodpłatne. Przykładem skutecznej polityki podatkowej wspierającej rodziny są także Francja oraz Wielka Brytania, co potwierdza raport Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej „Polityka prorodzinna w wybranych krajach Unii Europejskiej”. Jego autorzy wskazują, że Francja przeznacza na wsparcie rodzin z dziećmi (nie tylko podatkowe) najwięcej pieniędzy spośród wszystkich krajów UE (3,7 proc. PKB, średnia UE wynosi 2,2 proc.). Matka po urodzeniu dziecka dostaje ponad 900 euro becikowego, a gdy dziecko przekroczy 3. rok życia, dodatkowo przysługuje jej zasiłek w wysokości ponad 180 euro miesięcznie. Rodziny na drugie dziecko dostają ponad 120 euro, a na kolejne – ponad 160 euro. System rozliczenia podatkowego jest skomplikowany, ale rodzicom z dziećmi pozwala zmniejszyć podatek. Efekt? Wskaźnik dzietności rośnie od połowy lat 90. Z kolei w Wielkiej Brytanii, w której nie ma ulgi podatkowej na dzieci, rodzice otrzymują (po przeliczeniu z funtów na euro) 25 euro tygodniowo na pierwsze dziecko i 16 euro tygodniowo na kolejne. Państwo wspiera też pracujących rodziców, którzy niewiele zarabiają – dorzuca się do wynajęcia opiekunki czy opiekuna. W tym kraju także rośnie wskaźnik dzietności. Podobnie dzieje się w Szwecji (miesięczny zasiłek na każde dziecko wynosi ok. 95 euro) i Finlandii (roczne wydatki państwa na dziecko to ok. 6 tys. euro). Ciekawym przykładem, jak wskazuje raport Fundacji Republikańskiej, jest Estonia, w której preferencja podatkowa polegająca na zwiększeniu kwoty wolnej zależy od liczby dzieci. W efekcie dochody rodziny z trójką dzieci są opodatkowane dopiero po przekroczeniu niemal 7 tys. euro (ok. 28 tys. zł) rocznie.
Polityka wobec firm
Przedsiębiorstwa są ostoją gospodarki: tworzą miejsca pracy oraz płacą dużo więcej podatków niż osoby fizyczne. Tymczasem – jak mówi Józef Banach, radca prawny w kancelarii InCorpore Banach Szczepanik Partnerzy – polityka państwa wobec firm jest u nas źle prowadzona. Traktowanie przedsiębiorców jako potencjalnych oszustów oraz odcinanie się środowisk politycznych, w tym władz, od kontaktów ze światem biznesu jest tego przykładem. Gdy dodamy do tego to, że w okresie mocnego spowolnienia gospodarczego polityka rządu wobec przedsiębiorców w głównej mierze ogranicza się do zacieśniania polityki fiskalnej, mamy dość ponury obraz rzeczywistości.
Janusz Fiszer, doradca podatkowy i partner w PwC, dokłada do tego obrazu kolejne elementy: duże zbiurokratyzowanie procesów gospodarczych, długotrwałe i liczne kontrole, przewlekłość postępowań sądowych (potrafią trwać kilka, a nawet kilkanaście lat) oraz niestabilność prawa, szczególnie podatkowego. Brak też jest, w jego opinii, stabilnej polityki gospodarczej, kierowanej przez jeden ośrodek (np. ministerstwo), który wypracowuje wizję gospodarczego rozwoju kraju i ją konsekwentnie realizuje. – To, co obserwujemy, to cząstkowe, wycinkowe projekty, które nie są koordynowane. Zbyt wiele jest ośrodków podejmowania decyzji i finansowania – mówi Fiszer. Jego zdaniem nie ma też konsekwencji w realizacji przyjętych już koncepcji. Przykład: regulacje dotyczące podatkowych grup kapitałowych w ustawie o CIT. Zostały przyjęte w 1996 r. i pomimo kilku zmian mających zachęcać do tworzenia takich grup, formuła ta jest de facto prawie martwa, bo prawie nikt z niej nie korzysta.
Ekspert PwC dostrzega pewne pozytywne elementy polityki państwa wobec firm. Zalicza do nich dość dużą swobodę podejmowania działalności gospodarczej, możliwość relatywnie szybkiego zakładania firm, swobodę przepływu kapitału, możliwość uzyskania wiążących interpretacji prawa podatkowego i względnie niskie nominalne stawki podatku dochodowego. Jednak – jak przyznają przedsiębiorcy – to za mało. W ich odczuciu państwo odpowiada jedynie na bardzo niewielką część potrzeb. Oferuje np. ulgi podatkowe, ale tylko dla inwestujących np. w specjalnych strefach ekonomicznych.
Grzegorz, przedsiębiorca i współwłaściciel dużej firmy działającej w jednej z takich stref, przyznaje, że spółka korzysta z pomocy publicznej w dwóch formach: zwolnień z CIT i dotacji UE. – Pomoc publiczna w postaci zwolnienia z CIT była jednym z kluczowych parametrów podjęcia decyzji o budowie zakładów – stwierdza. Nie wszyscy na taką pomoc liczą, a większość firm z niej nie korzysta. Marek, członek rady nadzorczej jednej ze spółek notowanych na giełdzie, mówi, że preferencje podatkowe nie miały wpływu na decyzje o inwestycjach. Takich firm jest dużo, o czym przekonał się Kraków. Miasto przez lata stosowało politykę niskich stawek opłat od nieruchomości, co jednak nie przynosiło oczekiwanego efektu, jakim miało być ściągnięcie inwestorów. Przedsiębiorcy potwierdzają też, że państwo prowadzi błędną politykę ścigania oszustów podatkowych. Zamiast skupiać się na tych, którzy okradają państwo, nie płacąc VAT, przychodzi się do uczciwych firm i od nich żąda podatku. Dotyczy to zwłaszcza branż wrażliwych, jak złomowa czy stalowa. Tam oszustwa w ostatnich latach sięgały setek milionów, a nawet miliardów złotych. Pojawiały się podmioty słupy, które sprzedawały towar po niższej cenie firmie, a ta kolejnej, uczciwej. Słup miał obowiązek wpłaty VAT do urzędu skarbowego, ale tego nie robił i znikał. Oczywiście stał za nim faktyczny beneficjent. Najczęściej nie udało się go znaleźć, a słup był np. bezdomnym, więc nie można było od niego ściągnąć pieniędzy. Organy wpadały więc na genialny pomysł, aby iść do tego, który kupił towar, najlepiej dużego, uczciwego hurtownika, który nie wiedział, że gdzieś w łańcuchu dostawców był oszust. Urzędnicy pozbawiali go prawa do odliczenia VAT, co w praktyce oznaczało, że to on ma zapłacić podatek.
Konkurencja podatkowa
W dyskusji dotyczącej wsparcia dla przedsiębiorstw wspomina się o podatkach zwykle w związku z inwestycjami. Można spotkać reakcje dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, podnosi się, że wsparcie w innych krajach naszego regionu Europy jest większe, co powoduje, że np. koncerny międzynarodowe wybierają inne lokalizacje niż Polska (co nie zawsze jest prawdą, bo np. jesteśmy jedną z najlepszych lokalizacji dla inwestycji centrów biznesowych – Bussiness Process Outsourcing – które obsługują firmy z całego świata).
Z drugiej strony zwykli obywatele twierdzą, że rząd nie powinien udzielać wsparcia prywatnym firmom. To błędne myślenie. Państwo powinno pomagać przedsiębiorcom, aby nie uciekli oni do innych krajów, gdzie podatki są niższe, a regulacje mniej restrykcyjne. Jak przyznaje prof. Bogumił Brzeziński, kierownik Katedry Prawa Finansów Publicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Zakładu Prawa Finansowego Uniwersytetu Jagiellońskiego, przedsiębiorcy, zwłaszcza działający transgranicznie, przyzwyczaili się do tego, że strefy ekonomiczne stały się standardem. – Zlikwiduje się strefę w Nowym Targu, za miesiąc będzie w Popradzie – ocenia.
Małgorzata Samborska, doradca podatkowy i starszy menedżer z Grant Thornton, zwraca uwagę na strategię Holandii. Ten kraj od lat jest siedzibą wielu spółek holdingowych. Dlaczego? Bo np. menedżerowie oddelegowani do pracy w holenderskim oddziale mogą skorzystać z ulgi podatkowej. Jak tłumaczy, dzięki niej dochód specjalisty można pomniejszyć o wydatki związane z jego przeprowadzką do Holandii (np. koszt przeniesienia do nowego mieszkania, wydatki na podróże, rozmowy telefoniczne do rodzimego kraju, wydatki na wodę, gaz, elektryczność, hotele, naukę języka, szkołę dla dzieci itp.).
Niektóre państwa, jak np. USA, wspierają też wielkie koncerny, których roczne zyski przekraczają kilka miliardów dolarów. To one są największymi beneficjentami ulg podatkowych. Janusz Fiszer tłumaczy, że amerykańskie władze czynią tak, bo gigantyczne firmy to wielcy pracodawcy, a każdy rząd potrzebuje sukcesów w postaci stworzenia nowych albo przynajmniej utrzymania już istniejących miejsc pracy. Z dużym inwestorem władze, zarówno centralne, jak i szczególnie regionalne, muszą się liczyć. – Stąd też większa gotowość do przyznawania różnych ulg, subwencji i innych bodźców dla wielkich firm – przyznaje ekspert.
W Europie również wspiera się biznes. W wielu państwach funkcjonują rozwiązania podatkowe, które pomagają w tworzeniu i wykorzystywaniu własności intelektualnej. – Polega to na zwolnieniu od opodatkowania podatkiem dochodowym 80 proc. dochodów związanych z patentami, licencjami, znakami towarowymi, know-how itp. W efekcie opodatkowaniu podlega 20 proc. dochodów z tego tytułu, co jest niewątpliwie wielką zachętą do lokowania w danym państwie firm – wyjaśnia Janusz Fiszer. Przepisy tego typu obowiązują np. w Belgii, Luksemburgu i na Cyprze. W innych państwach (np. Rumunii) wspiera się podatkowo zakupy nowych środków trwałych (np. samochodów, nieruchomości, maszyn itp.) lub wydatki na badania i rozwój. Janusz Fiszer precyzuje, że w Czechach, na Węgrzech i w Irlandii nawet 200 proc. takich wydatków można zaliczyć do kosztów podatkowych, co znacznie obniża obciążenia podatkowe. W Wielkiej Brytanii duże spółki mogą potrącić do 130 proc., a małe spółki nawet do 175 proc. tego typu wydatków.
– Myślenie prawodawców jest więc następujące: rezygnujemy z części wpływów podatkowych z wydatków na badania i rozwój na początku procesu, ale weźmiemy więcej podatków wtedy, gdy tego typu wydatki zaowocują zwiększonymi wpływami w przyszłości – stwierdza ekspert PwC. Takie rozumowanie ma charakter długofalowy, a nie jedynie krótkoterminowy, czysto fiskalny, jak w Polsce.
Rozmyte cele
Bogumił Brzeziński zwraca uwagę, że ocenę polityki podatkowej utrudnia to, że nie zawsze jej cele są wyraźnie deklarowane, a nawet jeśli deklaracje są jasne, nie muszą być zgodne z rzeczywistością. Przykładowo – mówi – przez wiele lat uznawano za cel polityki podatkowej uproszczenie systemu opodatkowania małych przedsiębiorstw, a w tym samym czasie prowadzono prace nad poważną redukcją skali stosowania karty podatkowej, czyli najprostszej z możliwych form opodatkowania dochodów.
Z kolei na przykładzie ulgi na internet doskonale można zobaczyć różnicę między celami deklarowanymi przez ustawodawcę a celami rzeczywistymi. – Miała ona przyczyniać się do rozwoju sieci, by z internetu mogła korzystać jak największa liczba gospodarstw domowych. Ale cel bezpośredni był zupełnie inny: zrekompensowanie podwyżki cen usług, gdy zostały one objęte podatkiem od towarów i usług – wyjaśnia. Czyli deklaracje sobie, a życie sobie.
Podejście do podatków w Polsce widać jednak najlepiej, jeśli patrzymy na absurdy prawa i jego stosowanie. One dotykają na co dzień i zwykłego Kowalskiego, i przedsiębiorców. Przykład pierwszy z brzegu. Od właścicieli miejsc postojowych w budynkach mieszkalnych żąda się podatku ponad 10 razy większego niż od samych mieszkań. Za miejsce trzeba więc zapłacić więcej niż za lokal. Kolejny absurd: jeśli firma robi imprezę integracyjną dla pracowników, to muszą oni odprowadzić podatek, bo to nieodpłatne świadczenie. Nieważne, czy na imprezie byli, czy nie. Ważne, że byli na liście zaproszonych.
Obiad z kontrahentem biznesowym nie może być kosztem podatkowym, bo w ten sposób firma chce się pokazać, a nie – jak w całym cywilizowanym świecie – zachęcić do współpracy czy podpisać kontrakt, dbając o dobrą atmosferę biznesową. Podatku żąda się nawet od tych, którzy poszli do prawnika po poradę i ten nie wziął za to grosza. Przykłady można mnożyć. Podatnicy są więc jak owce, które się strzyże. Maszyna podatkowa idzie coraz bliżej skóry i w ostatnich latach przestawia się ją w jednym kierunku. Oby tylko się nie zacięła, bo wtedy poza owczą wełną w ręku strzygącego może zostać coś więcej. A wtedy owca poniesie szkodę, a strzygący nie będzie miał z niej żadnego pożytku.