W ramach kolejnego pakietu deregulacji Ministerstwo Finansów zgadza się na pełną lub częściową deregulację dwunastu zawodów (patrz infografika). DGP dotarł do wewnętrznego dokumentu resortu zawierającego propozycje zmian.
W pełni mają zostać uwolnione trzy zawody: makler papierów wartościowych, makler giełd towarowych oraz księgowy zajmujący się usługowym prowadzeniem ksiąg rachunkowych. Największe zmiany dotyczą tej ostatniej profesji, bowiem wykonuje ją 91 tys. osób. Prowadzenie biura księgowego nie powinno być uwarunkowane zdaniem egzaminu państwowego. Pozytywnym skutkiem zmian może być większa skłonność młodych ludzi do zakładania firm – ocenia Przemysław Ruchlicki z Krajowej Izby Gospodarczej.
W pozostałych profesjach deregulacja ma polegać na poluzowaniu kryteriów przystąpienia do zawodu lub ograniczeniu czynności, które podlegają koncesjom. Tak jest w przypadku doradców podatkowych. Po planowanych zmianach do ich wyłącznej kompetencji ma należeć reprezentowanie podatników w postępowaniach przed administracją i sądami.
Inne zmiany faktycznie sankcjonują obecny stan, gdyż w niektórych przypadkach obecne przepisy są często fikcją. Na przykład w biurach maklerskich większość osób wykonujących ten zawód faktycznie nie ma licencji maklera, ale pracuje jedynie pod nadzorem licencjonowanych kolegów.
Reklama
Jednym z celów zmian było zniesienie wszystkich kryteriów dostępu do zawodów, których nie wymaga UE. Stąd likwidacja wymogu średniego wykształcenia w przypadku agenta czy brokera ubezpieczeniowego. Jednocześnie tam, gdzie zostawiono egzaminy, wprowadzono zasadę, że można od nich odstąpić w całości lub części dla osób wykazujących się odpowiednim wykształceniem.
Zdaniem ekspertów po deregulacji nie będzie problemu z jakością usług. Patrycja Rogowska-Tomaszewska z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan podkreśla, że firmy, które zatrudniają np. agentów ubezpieczeniowych, i tak same ich szkolą i przeprowadzają weryfikację umiejętności. Słabi szybko odpadają – mówi. Aleksander Łaszek z FOR dodaje, że ograniczenie egzaminów, za które trzeba dziś zapłacić 600 – 900 zł, sprawi, że więcej ludzi będzie mogło uprawiać taki zawód. A wzrost konkurencji oznacza niższe ceny usług.