Polska powinna ograniczyć deficyt sektora general government do 1 proc. PKB już w 2015 r., bo taki wymóg postawiła nam Komisja Europejska. To tzw. średniookresowy cel budżetowy. Deficyt na takim poziomie ma uniezależnić polskie finanse publiczne od negatywnych skutków wahań koniunktury. Nawet w czasie kryzysu deficyt nie powinien wówczas rosnąć ponad 3 proc. PKB. Polska uniknęłaby w ten sposób ryzyka kolejnego uruchomienia wobec niej procedury nadmiernego deficytu.
Resort 1-proc. deficyt chce osiągnąć przez ograniczenie wzrostu wydatków. Dzięki temu efekt będzie trwały. Dlatego ma zostać wprowadzona tzw. docelowa reguła wydatkowa. Założenie jest takie, że wzrost ogólnej puli wydatków będzie zależał od tempa wzrostu gospodarczego w średnim okresie. Szczegółów brak, bo ministerstwo jest obecnie skupione na realizowaniu zapowiedzi z expose premiera, a regułą zajmie się w drugiej kolejności.
Dla Mirosława Gronickiego, byłego ministra finansów, reguła – jak by nie wyglądała – nie jest dobrym narzędziem. Ją też należy rozumieć jako cel: po to, żeby osiągnąć deficyt na poziomie 1 proc. PKB, wydatki nie mogą rosnąć szybciej niż jakiś tam wskaźnik. Żeby osiągnąć takie tempo wzrostu wydatków, musimy coś zrobić. Pytanie: co? Na to nie ma jeszcze odpowiedzi – mówi. Według niego źle by się stało, gdyby MF zastosował klasyczną metodę: ograniczył tempo wzrostu wydatków w ramach obecnie obowiązującej konstrukcji budżetu, albo szukał dochodów podwyższając podatki.
By trwale rozwiązać problem, trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy niektóre usługi publiczne koniecznie muszą być finansowane z budżetu, albo wykonywane przez jednostki budżetowe – dodaje. I dodaje, że jak dotąd rząd przedstawił w miarę szczegółowy plan zwiększania dochodów. Zwiększając daniny publiczne i tnąc wydatki zawsze uderzamy w popyt. Czy pozwoli to utrzymać wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc.? Zmniejszanie deficytu tą metodą jest więc ryzykowne – ocenia były szef resortu finansów.
Reklama
Piotr Kalisz, ekonomista banku CitiHandlowy twierdzi, że fiskalne zaciskanie pasa zawsze ogranicza popyt. Proces ten zaczął się już w 2011 r. i – zdaniem ekonomisty – będzie kontynuowany w latach 2012 – 2013. Zmniejszenie deficytu o każdy punkt procentowy PKB średnio oznacza spowolnienie wzrostu gospodarczego o 0,3 pkt proc. Choć zależy to od metody, bardzo silnie na wzrost wpływa ograniczenie wydatków na inwestycje, a szukanie dodatkowych wpływów z PIT już mniej – tłumaczy Piotr Kalisz.
Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK zwraca uwagę, że to właśnie inwestycje publiczne były jednym z głównych motorów wzrostu gospodarczego w ostatnich latach. Jednak radzi nie łączyć spodziewanego spowolnienia z planem redukcji deficytu. Jak dodaje, inwestycje publiczne i tak miały wygasać. Jego zdaniem ważniejsza dla powodzenia rządowego planu jest sytuacja gospodarcza w Europie. Jeśli nie będzie tam poprawy, to osiągnięcie deficytu na poziomie 1 proc. PKB może być nierealne.