Firma poniesie też koszty przebukowania setek biletów pasażerom, dla których nie wystarczy miejsc w pozostałych maszynach. Boeing, który w wyniku awaryjnego lądowania został poważnie uszkodzony, jest leasingowany. W związku z tym LOT może mieć kłopoty z uzyskaniem jakiegokolwiek odszkodowania. Pieniądze trafią najpewniej do właściciela maszyny.
Niewykluczone, że firma poniesie też koszty dodatkowych przeglądów pozostałych samolotów, choć wczoraj prezes LOT Marcin Piróg wykluczał taką możliwość. Słychać jednak głosy, że AMS, czyli baza serwisowa na Okęciu, wydzielona niedawno z LOT-u, nie radzi sobie najlepiej. Nie jest tajemnicą, że Eurolot, druga obok LOT-u spółka lotnicza kontrolowana przez Skarb Państwa, część dużych przeglądów woli wykonywać w angielskim Exeter.
Zaledwie przed dwoma tygodniami prezes tłumaczył, że firma nie inwestuje w zwiększanie floty samolotów Boeing 767, ponieważ już dwa lata czeka na opóźnione dostawy nowoczesnych dreamlinerów. Pierwszy ma zostać dostarczony przez amerykańskiego producenta wiosną przyszłego roku. Jeżeli jednak okaże się, że pierwszy z nowoczesnych boeingów 787 przyleci dopiero w sezonie zimowym, to LOT rozważy pozyskanie dodatkowej maszyny 767, ale tylko na okres szczytu letniego.
LOT stopniowo stara się unifikować swoją flotę. Wyeliminowane zostały już embraery 145. Ich miejsce zajmują następcy – embraery 170, 175 i najnowszy nabytek LOT-u, embraer 190-200. Przewoźnik stopniowo rezygnuje też z boeingów 737.
Wczorajsza awaria to zła wiadomość dla przedsiębiorstwa, które z mozołem poprawia wyniki. W okresie lotniczych żniw, czyli w trzecim kwartale, zysk z działalności podstawowej LOT-u wyniósł 67,6 mln zł. Spółka ma też dodatni wynik netto (+ 5,4 mln zł) po trzech kwartałach. Jednak to akurat efekt transakcji kapitałowych zrealizowanych na początku roku. Lepsze niż przed rokiem wyniki finansowe to efekt między innymi wzrostu przewozów. Na trasach rozkładowych zwiększyły się o 11 proc. O 5 proc. mniej pasażerów było na trasach długodystansowych, bo LOT-owi brakuje samolotów mogących obsługiwać połączenia do Azji.
Zdaniem Włodzimierza Rydzkowskiego w wyniku awaryjnego lądowania LOT może stracić część klientów. – W tamtym kierunku latają także inni. LOT-owi może być trudno walczyć z negatywnym wydźwiękiem ostatniego wydarzenia – mówi ekspert.
Zarząd firmy musi się też liczyć z eskalacją trwających od lat konfliktów z załogą.
W połowie września rada nadzorcza PLL LOT nie zgodziła się na zawarcie porozumienia przyjętego i parafowanego wcześniej przez zarząd i personel pokładowy, bo wprowadzenie nowych rozwiązań kosztowałoby spółkę kilka milionów złotych. Chodziło o dodatkowy wolny dzień po lotach ze zmianą czasu, jak np. rejsy atlantyckie, ale też urlop kondycyjny, który w uzgodnieniach został zmniejszony z 10 do trzech dni. Czy brak ostatecznego porozumienia będzie oznaczać strajk – rozstrzygnie referendum przeprowadzone wśród załogi.
Komentarze(20)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeJeżeli lądowanie było awaryjne, to producent ponosi koszty naprawy awaryjnego sprzętu, chyba że sprzęt był niewłaściwie użytkowany.
Jak widać niewiele się zmieniło.
Rozumiem , że posiadając flotę 500, no nawet 50 takich Boeingów może zdarzyć się tak poważna awaria ale przy stanie sztuk 5 !?
Dlaczego takie zdarzenia nie występują np w LUFTHANSIE ?
"Jest takie powiedzenie, ze polski lotnik to jest taki, ze jak trzeba bedzie, to nawet poleci na drzwiach od stodoly"
pawlak wlasnie przy korycie jest, to moze cos zalatwi.
Nie siejcie defetyzmu i nie kraczcie!
O wizerunek zadba Tusk - "usmiechnie sie" wsciekle - jakby rodzil kamienie nerkowe, a potem wyjmie z tylnej kieszeni te slynne 300 miliardow, poslini palce, odliczy, ile trzeba, rzuci z wielkopanskim gestem na lade - i po krzyku!!!
Przeciez Polak potrafi!
Nawet ziomal dziadek z Wehrmachtu nie stanie na przeszkodzie!
APASAZEROWIE NIECH SPADAJA NA DRZEWO!
Czytam w "polskojezycznej prasie, ze
"...do Warszawy musi przylecieć ekspert Boeinga z Seattle (USA), który zbada samolot po awaryjnym lądowaniu..."
Miejmy nadzieje, ze specjalisci z Boeinga w trosce o dobre imie firmy skrupulatnie zbadaja wrak i jednoznacznie okresla, czy zasluguje on jeszcze na miano samolotu!!!
Bo - jak dotychczas "polscy specjalisci" tylko martwia sie o "straty firmy" i bez wahania, lekkomyslnie i nonszalancko uzywaja na okreslenie tego powypadkowego wraku slowa "SAMOLOT", co z punktu widzenia przyszlych pasazerow LOT-u wydaje sie nieco pochopne!!!
Jak sie ich slucha - to sie odnosi wrazenie, ze "nic wielkiego sie nie stalo, przesuniemy "samolot" do hangaru, wyklepiemy blachy poszycia, sprawdzimy instalacje hydrauliczna i hulaj dusza - w droge do Nowego Jorku!
A ze lopatki wirnika turbiny troche krzywe i cos tam jeszcze troche grzechocze "w srodku" - to nic takiego, z tym mozna zyc az do samej smierci!!!
Kiedy czytam:
"Problemem jest samo podniesienie samolotu. Kiedy rozpoczniemy procedurę usuwania samolotu - a chcemy to uczynić jak najszybciej - to nie po to, aby go przesunąć, ale usunąć z pasa startowego, do miejsca wskazanego przez PLL LOT, do którego należy samolot" - to mi sie robi zimno!!!
Brzmi to dokladnie jak takie znane polskie przyslowie: "Jak nie umrze - to zyc bedzie!".
Brrrrr!!!
- Skarbie za jakieś 5 min wyrżniemy o ziemię i nic nie jest w stanie tego
zmienić. Postaraj się to w jakiś łagodny sposób wytłumaczyć pasażerom.
Stewardessa wzięła to sobie do serca i pofatygowała się na pokład pasażerski.
- Proszę wszystkich o uwagę, czy byli byście państwo uprzejmi wyciągnąć
paszporty? Dziękuje, a teraz wszyscy unosimy je wysoko nad głowę i
machamy... Brawo. Teraz chwytamy je dwoma raczkami i łamiemy w ten sposób
żeby podzielić je po środku. Pięknie, miło się z Państwem współpracuje, a
teraz zwijamy te paszporty w ciasny rulonik, tak, bardzo ciasny i ...
... i wsadzamy sobie je głęboko w dupę żeby było Was łatwo zidentyfikować
jak już się rozbijemy.
Airbusy maja wiele problemow wiec niepisz glupot.