Eksport Niemiec, czyli lokomotywa wzrostu gospodarczego tego kraju, zwalnia. W czerwcu jego wartość skurczyła się w porównaniu z majem o 1,2 proc., więcej, niż spodziewali się analitycy. To zła wiadomość dla Europy, bo RFN jest motorem rozwoju całego kontynentu.
"Eksporterzy odczuwają na własnej skórze problemy całego świata. W kolejnym kwartale oczekujemy raczej dalszych spadków" - mówił Reutersowi Andreas Scheuerle, analityk Dekabanku. Dane dotyczące czerwcowych wyników handlu zagranicznego opublikowało wczoraj rezydujące w Wiesbaden Federalne Biuro Statystyczne. Choć Niemcy wciąż sprzedają za granicę więcej dóbr niż w analogicznym okresie ubiegłego roku (wzrost o 3,1 proc. czerwiec do czerwca), to wzrost PKB wyraźnie zwalnia. Według ostatnich szacunków Bundesbanku w tym roku osiągnie on 3,1 proc. wobec 3,6 proc. w 2010 r. To nie wszystko, kolejny rok ma przynieść zaledwie 1,8-proc. wzrost.
Mniejsze zamówienia to po części efekt kryzysu zadłużeniowego w strefie euro. Rządy kolejnych państw – od Irlandii i Grecji po Hiszpanię i Włochy – tną wszelkie możliwe wydatki, na czym cierpią m.in. niemieccy eksporterzy. I tak np. irlandzki import zmalał między kwietniem a majem (dane za czerwiec nie są na razie znane) aż o 24 proc.
Niemcom zaszkodził też wzrost wartości euro wobec większości walut używanych przez najważniejszych partnerów eksportowych spoza stosującej wspólny pieniądz Siedemnastki. Między majem a czerwcem (chodzi o wartości uśrednione) euro umocniło się wobec dolara (o 0,3 proc.), funta (o 1,1 proc.) i złotówki (o 0,8 proc.). Wyrażona w euro cena chińskiego juana praktycznie się nie zmieniła. W odniesieniu do euro podrożał jedynie frank szwajcarski (o 3,7 proc.).
Reklama
Lekka eksportowa zadyszka jest paradoksalnie mniejszym problemem dla Niemiec niż dla Europy. – Obniżka nie oznacza krachu gospodarki. Powoli zmienia się bowiem jej struktura, coraz większą rolę odgrywa popyt wewnętrzny – mówi agencji Bloomberg niemiecki ekonomista Christian Schulz. To m.in. dlatego RFN w ubiegłym roku straciła na rzecz Chin pozycję światowego eksportera numer jeden. Dlatego też mimo zahamowania eksportu w czerwcu wciąż rósł import.
Reklama
Handel zagraniczny wciąż pozostaje poważnym źródłem kapitału. Majowy bilans handlowy zamknął się z 12,7 mld euro na plusie; nadwyżka na rachunku obrotów bieżących sięgnęła 11,9 mld euro. Mimo spadku wartości eksport wciąż jest też wyższy niż w czerwcu 2010 r., zaś eksperci podtrzymują swoje prognozy o 11-proc. wzroście sprzedaży za granicą w skali roku.
Jeśli jednak okaże się, że spadek eksportu zwiastuje nowy trend i zapowiada większe, niż się oczekuje, spowolnienie gospodarki, konsekwencje dla Europy będą poważne. Także dla Polski, której handel zagraniczny w znacznej mierze opiera się na handlu z Niemcami (między styczniem a majem bieżącego roku 26,1 proc. polskiego eksportu szło za Odrę). Co więcej, wolniej rozwijający się Berlin będzie miał coraz mniej motywacji, by angażować własne pieniądze w rozwiązywanie problemów państw z południa strefy euro. Na to nałożą się też oczekiwania społeczne, na które tracąca poparcie Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) kanclerz Angeli Merkel jest coraz bardziej wrażliwa.