Podane wczoraj lipcowe dane HSBC PMI pokazują, że liczba nowych zamówień w eksporcie spada drugi miesiąc z rzędu. PMI potwierdza wcześniejsze wskaźniki wyprzedzające koniunkturę podane przez GUS i NBP – popyt na nasze towary za granicą słabnie.
Ale polscy przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że dotyczy to przede wszystkim strefy euro. Dlatego eksporterzy swojej szansy rozwoju upatrują w rozwijających się rynkach Europy Środkowej i Wschodniej. Szukają silnych partnerów w Skandynawii. Kryzys wykorzystują do nawiązywania nowych kontaktów i podpisywania umów. Oceanic, producent kosmetyków do pielęgnacji, w tym roku wszedł na Ukrainę. Łucznik, wytwarzający małe AGD, do tego kraju wszedł w ubiegłym roku, natomiast w tym rozpoczyna ekspansję do Rosji. Fabryka Maszyn Ożarów w lipcu podpisała umowę z partnerem ze Szwecji. To tylko niektóre z licznych przykładów.
Eksporterzy przekonują, że nasz region Europy jest wart ekspansji, bo nie został jeszcze nasycony. Dzięki temu jest mniej podatny na kryzys. Inaczej niż strefa euro. – Kraje starej Unii to rynki nasycone wszystkimi znanymi markami, bardziej niż inne ulegające nastrojom. Każda informacja o problemach w strefie euro, niższej dynamice PKB czy nawet niewielkim wzroście bezrobocia powoduje spadek konsumpcji – tłumaczy Janusz Płocica, prezes zarządu firmy Zelmer, producenta sprzętu gospodarstwa domowego.
Przedsiębiorcy tęsknie zerkają także na rynki azjatyckie, ale przyznają, że tam przebić się jest niezwykle trudno.
Reklama