Berlin apeluje do biznesu o 50 mld inwestycji, które miałyby podnieść konkurencyjność Grecji i wyprowadzić kraj z permanentnego kryzysu.Ponieważ przemysłowcy obawiają się wysokiego poziomu korupcji i wszechwładzy związków zawodowych, Berlin gotów jest pośredniczyć w rozmowach o inwestycjach i ułatwić uzyskiwanie kredytów na ten cel.
Do inwestowania między morzami Jońskim a Egejskim podczas środowego spotkania z przedstawicielami 20 związków przemysłowych zachęcał wicekanclerz Philipp Roesler. – Niemcy i Grecja cechują się bardzo różnym poziomem kultury biznesowej i dopóki Grecja nie wdroży choćby części niemieckich standardów gospodarczych, dopóty chęć inwestowania tam pozostanie niewielka. To nie jest kwestia pieniędzy, lecz modernizacji struktur – tłumaczył minister gospodarki.
Roesler przygotował 16-punktowy dokument promujący inwestowanie w Grecji. Szef koalicyjnej FDP zaproponował też zorganizowanie konferencji inwestorów, aby podczas październikowej wizyty w Atenach mógł przedstawić pierwsze konkrety. Jak pisze dziennik „Handelsblatt”, Roesler dostał już w tej sprawie zielone światło od kanclerz Angeli Merkel.
Przedstawiciele rządu jako najbardziej perspektywiczne branże wymieniają telekomunikację, transport, energię odnawialną i oczywiście turystykę. Wejście niemieckich spółek z ich know-how i kulturą korporacyjną miałoby uzupełnić 159 mld euro kolejnego kredytu, uzgodnionego właśnie przez przedstawicieli UE, MFW i Europejskiego Banku Centralnego. Ich zaangażowanie miałoby zostać wsparte m.in. preferencyjnymi kredytami państwowego banku KfW. Berlin mógłby pośredniczyć w szukaniu inwestorów dla obiektów przeznaczonych do prywatyzacji.
Reklama
Problem polega na tym, że do wyłożenia pieniędzy nikt się nie pali. Odstrasza m.in. wszechwładza komunizujących związków zawodowych, które od początku kryzysu zadłużeniowego zorganizowały kilkanaście strajków generalnych. Niemieckie firmy mają też problemy z egzekucją zobowiązań czy zdobywaniem licznych wymaganych pozwoleń. Według rankingu Doing Business Grecja zajmuje odległe, 154. miejsce na świecie pod względem ochrony inwestorów. To najgorszy wynik w UE i miejsce ex aequo z Czadem czy Sudanem.
W Grecji działa 150 niemieckich firm, jednak większość z nich to zajmujące się sprzedażą przedstawicielstwa koncernów z liniami produkcyjnymi poza Grecją. – Praktycznie żadna z nich nie zajmuje się produkcją na miejscu – mówi „Financial Timesowi” Martin Knapp z Grecko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Co więcej, Grecja praktycznie nie istnieje w niemieckich statystykach handlu zagranicznego. Na Ateny przypada zaledwie 0,6 proc. eksportu i 0,2 proc. importu RFN. Dwukrotnie więcej towarów do Niemiec wysyła nawet maleńki Luksemburg. Mimo to Knapp chwali inicjatywę Roeslera. – Straciliśmy 18 miesięcy, skupiając się na greckim deficycie budżetowym zamiast na realnej gospodarce. A w dłuższej perspektywie to ona pozwoli Grekom znów stanąć na nogi i w efekcie uratować euro – mówi.