Do 15 stycznia, kiedy wygasła umowa tranzytowa, tylko z rejonu Grójca, sadowniczego zagłębia Polski, każdego dnia odjeżdżało na Wschód około 100 ciężarówek. – Teraz ledwie kilkanaście – mówi „DGP” Piotr Szymański, prezes firmy Nasz Sad, jednej z największych hurtowni warzyw i owoców w Polsce.
Dzienne straty regionu grójeckiego wynoszą 4 mln – 4,5 mln zł. Szacunkowa wartość towaru przewożonego stamtąd jednym tirem, głównie jabłek, sięga 40 – 45 tys. zł. Oznacza to, że od połowy stycznia straty mogą sięgnąć nawet 45 mln zł. I będą rosnąć, bo rozmowy o nowej umowie tranzytowej z Rosją zostaną wznowione dopiero 31 stycznia, co wcale nie oznacza, że skończą się porozumieniem.
Konflikt z Rosją dotknął też producentów AGD. Ewa Moszczyńska z firmy Amica mówi, że w magazynach zalega sprzęt o wartości 400 – 500 tys. zł.
Reklama
Podobnie dzieje się w sektorze budowlanym. – Nie możemy znaleźć auta, które zawiezie towar do Rosji, mimo że od wielu lat współpracujemy z poważnymi przewoźnikami – mówi Lech Gabrielczak z Grupy Atlas, silnej na rosyjskim rynku. Dodaje, że problemy z eksportem do Rosji zaczęły się w grudniu zeszłego roku. Teraz sięgnęły apogeum.
– Zdecydowaliśmy się na transport kolejowy, ale to rozwiązanie kłopotliwe i tymczasowe. Zastanawiamy się, czy nie uruchomić przewozów przez Litwę – dodaje Gabrielczak.
Ponad 90 proc. polskiego eksportu jest dostarczane na rynek rosyjski ciężarówkami. W 2009 r. tiry przewiozły 3,8 mln ton towarów, a kolej zaledwie 314 tys. ton. Bez porozumienia z Rosją nie da się utrzymać takiego poziomu sprzedaży.