Nie tniemy, bo to boli i przekłada się na spadek poparcia. Odbieramy tam, gdzie koszty polityczne są najmniejsze. Przedsiębiorcy nie wyjdą na ulicę, więc im zlikwidujemy ulgi VAT-owskie. Obciążenia nałożymy na jak największą liczbę Polaków, by były możliwie mało dotkliwe.
Już propozycje ministra finansów Jacka Rostowskiego były daleko niewystarczające. Dotyczyły podwyższenia podatków i składki rentowej, brakowało planu cięć wydatków. Ale PO nawet tego się przestraszyła.
Wczoraj zarząd Platformy Obywatelskiej zdecydował, że nie będzie podwyżki ani PIT, ani CIT. Składka rentowa zostanie na niezmienionym poziomie 6 proc. pensji brutto. Wzrośnie za to – już od początku przyszłego roku – 22-procentowa stawka VAT. Najprawdopodobniej o jeden punkt procentowy i nie będzie dotyczyć żywności oraz lekarstw. Na tej zmianie budżet ma zyskać rocznie 5 mld zł.
– To może nie wystarczyć, aby spiąć przyszłoroczne finanse państwa. Trzeba dalej szukać oszczędności, m.in. ograniczając wydatki i ulgi – ocenia Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku.
I rząd ich szuka. Resort pracy wysłał w czwartek do konsultacji propozycje zmian w sposobie przyznawania rent. Będą niższe, a budżet zyska 7,6 mld zł w latach 2011 – 2020. Od stycznia Ministerstwo Finansów ogranicza firmom prawo do odliczania VAT od samochodów osobowych, a zakazuje odliczania go od paliwa. Oszczędności wyniosą 1,8 mld zł. Firmy mogą też stracić możliwość odliczania VAT od kupowanych nieruchomości.
– To nie są propozycje reform systemowych – mówi ekonomista Janusz Jankowiak. Rząd zapomniał, że im mniej pieniędzy zostaje w firmach, tym mniejsza skłonność do inwestowania i mniej nowych miejsc pracy.
Niestety, politycy zdecydowali się na krótkowzroczną strategię.