p
FUS, którym administruje ZUS, jest głównie zasilany ze składek opłacanych przez pracowników i osób prowadzących firmy. Otrzymuje też środki z budżetu. Jeśli więc pracuje coraz mniej osób, a pensje są niższe, mniej pieniędzy wpływa do funduszu. Rząd, przygotowując w ubiegłym roku ustawę budżetową na ten rok, przyjął, że w 2009 roku wynagrodzenia wzrosną o 6,6 proc., a zatrudnienie o 2 proc. Do tej pory nie skorygował tych założeń, a wpływy do FUS są planowane na ich podstawie. Tymczasem eksperci są zgodni, że tak optymistyczne wskaźniki makroekonomiczne są nierealne.
Z sondy przeprowadzonej przez "Gazetę Prawną" wśród ekspertów i ekonomistów wynika, że w 2009 roku zmaleć może liczba pracujących, a płace nie będą rosły w takim tempie, jak założył rząd. Średnie prognozy wskazują, że wynagrodzenia wzrosną maksymalnie do 4,6 proc., a liczba osób pracujących zmniejszy się o 1 proc. Razem wzrost tych dwóch parametrów będzie więc niższy o 5 proc., niż zakłada rząd.
"Pensje maksymalnie wzrosną o 5 proc., wzrostu zatrudnienia raczej nie powinniśmy się spodziewać" - mówi prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego.
Prognozy Wiktora Wojciechowskiego z FOR są bardziej pesymistyczne. Jego zdaniem wynagrodzenia wrosną o 3 proc., a zatrudnienie spadnie o 1 proc. Z kolei zdaniem Jana Rutkowskiego, eksperta Banku Światowego, płace wzrosną najwyżej o 4,5 proc., a zatrudnienie o 1 proc.
>>>Tylko osiem osób dostaje emeryturę z OFE
Niższy od zakładanego wzrost wynagrodzeń i zatrudnienia przekłada się na mniejsze wpływy do FUS. Z symulacji przygotowanej dla nas przez ZUS wynika, że spowolnienie tempa wzrostu wynagrodzeń o 1 pkt proc. oznacza mniejsze wpływy o 1,04 mld zł. Takie samo spowolnienie wzrostu zatrudnienia uszczupli wpływy funduszu o 1,1 mld zł. Można się zatem spodziewać, że wpływy do FUS będą w tym roku niższe o 5 mld zł.
Emerytury niezagrożone
Maria Szczur, wiceprezes ZUS, która odpowiada za finanse Zakładu, zapewnia, że mimo niższych wpływów do FUS wypłaty świadczeń będą realizowane w ustalonych terminach. Niedobory w FUS są uzupełniane dotacją z budżetu państwa. W tym roku jest ona przewidziana na kwotę 30,9 mld zł. Oprócz niej ZUS może zaciągnąć kredyt w banku.
"W razie potrzeby nie wykluczamy zaciągnięcia kredytu w banku w drugiej połowie roku" - mówi Maria Szczur.
ZUS ma obecnie otwarte linie kredytowe na 2,5 mld zł.
"Warunki kredytowe, jakie wynegocjowaliśmy, są bardzo korzystne" - podkreśla Maria Szczur.
ZUS zarezerwował na obsługę tegorocznego zadłużenia 56 mln zł. Może się jednak okazać, że ta kwota będzie zbyt mała.
>>>Dopłacimy do emerytur ponad 4 miliardy
Ograniczenie wydatków
FUS będzie wciąż potrzebował budżetowej dotacji. To m.in. efekt niekorzystnych zmian demograficznych. Nasze społeczeństwo się starzeje i coraz więcej osób będzie mieć wypłacane świadczenia.
"Będzie rosnąć liczba emerytów, a maleć liczba osób w wieku produkcyjnym" - mówi Maciej Bukowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych.
Potwierdza to prognoza GUS. Wynika z niej, że populacja osób w wieku produkcyjnym od 2010 roku będzie malała. Eksperci podkreślają, że przy starzejącym się społeczeństwie należy zapobiegać odchodzeniu z rynku pracy stosunkowo młodych ludzi. Polska ma też najniższy w UE odsetek osób pracujących w wieku 55-64 lata.
"Należy dalej ograniczać przywileje emerytalne" - mówi Jan Rutkowski.
Dodaje, że wprowadzenie emerytur pomostowych było dobrym i znaczącym krokiem na drodze reformowania systemu emerytalnego w Polsce.
>>>Pracowałeś w Unii? Dostaniesz emeryturę
"Obecnie trudno będzie przeprowadzić takie reformy, jeśli ludzie są zwalniani z pracy" - mówi Jan Rutkowski.
Zdaniem Jeremiego Mordasewicza z PKPP Lewiatan, członka Rady Nadzorczej ZUS, dla poprawy sytuacji finansowej FUS potrzebne jest także ograniczenie wydatków FUS.
"Powinny one odpowiadać jego przychodom" - mówi Jeremi Mordasewicz.
Dodaje, że politycy są niekonsekwentni. Obniżka składki rentowej była korzystna, bo w kieszeniach pracowników zostaje więcej pieniędzy i zmniejszają się pozapłacowe koszty pracy. Z drugiej strony powinny nastąpić ograniczenia w wydatkach.
"Trzeba ograniczać możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury i wydatki na renty rodzinne. Rocznie na te renty wydajemy 17 mld zł" - mówi Jeremi Mordasewicz.
Dodaje, że renty rodzinne są potrzebne dzieciom do uzyskania przez nich pełnoletniości i ukończenia szkoły. Jednak trudno zaakceptować sytuację, w której społeczeństwo utrzymuje 50-letnią kobietę do końca jej życia z renty po mężu.
"Ma ona osłabioną motywację do pracy, czyli prowadzi to do jej dezaktywizacji" - mówi Jeremi Mordasewicz.
>>>więcej informacji: Praca i ubezpieczenia – GazetaPrawna.pl