Internetowe portale aukcyjne twierdzą, że kupowanie od sprzedawców, sprowadzających towary np. z USA, jest całkowicie zgodne z prawem, bo to oni odpowiadają za transport i działają legalnie w kraju.

Reklama

Innego zdania są celnicy. Według nich, to kupujący musi opłacić wszystkie podatki i cła. Mówią też, że każdy, kto wie, że za przesyłkę zapłacił więcej, niż jest napisane na paczce - właśnie zaniżenie wartości przesyłki jest sposobem importerów na uniknięcie opłat celnych - popełnia przestępstwo i przez pięć lat celnicy mogą go ścigać.

Chodzi o to, że z zagranicy bez cła i podatku VAT można tylko sprowadzić towary niskiej wartości, do kilkudziesięciu euro, traktowane jako prezenty. Stąd sposób "przedsiębiorczych" importerów, którzy zaniżają wartość na dokumentach przewozowych, choć w rzeczywistości do Polski trafia np. drogi laptop.

Sprzęt na granicy sprawdzany jest wyrywkowo, stąd popularność tej metody. Ale jeśli celnik trafi na taką przesyłkę, traktuje to jako przemyt i odbiorca może być oskarżony o paserstwo.

Że to nie czcze pogróżki celników, przekonuje "Gazeta Wyborcza". Dziennik opisuje przypadek jednego z klientów internetowych aukcji, który w 2003 roku kupił aparat cyfrowy. Trzy lata później zapukali do niego celnicy i oskarżyli o przemyt. Musiał zapłacić cło i odsetki. Sąd przyznał rację służbie celnej i kazał mężczyźnie zapłacić.

Wszystko przez to, że aparat był przywieziony do Polski przed wejściem do Unii Europejskiej. Człowiek, który wystawił go w internecie, nie zapłacił cła ani podatków. Dlatego celnicy uznali, że ten, kto od niego aparat kupił, pomagał w przestępstwie.