ANNA MASŁOŃ: W ubiegłym roku eksperci wieszczyli, że gospodarka światowa ma przed sobą doskonałe perspektywy. Wiadomo już, że nie mieli racji. Skąd ten błąd?
EDMUND S. PHELPS: Takie pomyłki jasno dowodzą, że nie należy kierować się ani przepowiedniami amatorów, ani ekspertów. W tak delikatnej materii jak ekonomia trudno spodziewać się precyzyjnych prognoz. Jeśli próbujemy sobie wyobrazić stan gospodarki światowej w perspektywie roku, wówczas jedynym, czego możemy się na pewno spodziewać, są rozmaite czekające na nas pułapki. To niemalże jak chodzenie po polu minowym - trzeba stąpać bardzo ostrożnie, bo przecież nie wiadomo, gdzie rozmieszczone są ładunki i które z nich wybuchną. W ekonomii mamy wiele niewiadomych, których wciąż jeszcze nie potrafimy jasno zdefiniować. Innych problemów nawet nie potrafimy przewidzieć, one pojawiają się nagle. Najważniejsze jest zatem - i to jedyna rada, jaką mogę dać - dobrze się zabezpieczyć, robiąc bardzo zróżnicowane inwestycje.

Reklama

Jakie są pana rady dla tych, którzy grali na giełdzie i w ostatnich tygodniach sporo stracili?
Gra na giełdzie to przedsięwzięcie długofalowe, wymaga rozwagi i mocnych nerwów. Oczywiście, zawsze lepiej jest kupować akcje, zanim ich ceny pójdą w górę, bo wtedy więcej zyskujemy, jeśli trwa hossa, i mniej tracimy, jeśli akurat jest bessa. Nie można jednak tego dokładnie obliczyć - wszyscy czasem tracimy na giełdzie pieniądze. Jeśli decydujemy się na ulokowanie gdzieś naszych oszczędności, powinniśmy część zamienić na obligacje walutowe, część umieścić na wysoko oprocentowanej lokacie bankowej, a jeszcze inną część w obligacjach skarbu państwa. Nie warto inwestować na giełdzie, obstawiając tylko jedną firmę.

Sytuacja na światowych giełdach nieco się w ostatnich dniach unormowała. Czyżby inwestorów uspokoiła decyzja amerykańskiej Rezerwy Federalnej o obniżeniu stóp procentowych w USA? I czy to wystarczy, żeby wyprowadzić gospodarkę USA na prostą?
To bardzo ważne, by Fed nie utrzymywał stóp procentowych na zbyt wysokim poziomie. Ale wielkim błędem jest myślenie, że aby rozwiązać problemy gospodarcze Ameryki, wystarczy obniżyć stopy procentowe. Czasami ludziom wydaje się, że bank centralny sprawuje jakąś magiczną władzę nad amerykańską gospodarką i potrafi zlikwidować wszystkie strukturalne problemy sektora finansowego. To, rzecz jasna, niemożliwe.

A czy sytuację poprawi pakiet stymulacyjny obejmujący m.in. obniżenie podatków, który zaproponował prezydent Bush?
To tymczasowe rozwiązanie. Nie wątpię, że dzięki niemu zwiększy się konsumpcja w USA. Co więcej, pakiet może mieć korzystny wpływ na rynek pracy, jeśli jakaś część Amerykanów uzna, że nadszedł dobry moment, by wrócić do pracy. Ale sądzę, że jego słabość polega na złudzeniu, że polityka monetarna może rozwiązać wszelkie problemy ekonomiczne. Cięcia w podatkach nie zlikwidują niedomagań sektora finansowego. To z kolei oznacza, że zagrożone są również inwestycje. Obniżenie podatków to rozsądne rozwiązanie, gdy trzeba likwidować szkody towarzyszące załamaniu rynku finansowego, ale nie zlikwiduje ich przyczyn. Istota problemu leży w fiasku systemu kredytów hipotecznych, w załamaniu na amerykańskim rynku nieruchomości.

Więc co może uratować gospodarkę USA?
Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to zbyt optymistycznie, ale przede wszystkim należy pamiętać, że czas leczy wszelkie rany - również te gospodarcze. Jeśli damy mu trochę czasu, sektor finansowy na pewno się pozbiera. Wiele naszych wątpliwości rozwieje z pewnością przedstawienie rocznego bilansu przez największe banki. Także rynek nieruchomości z pewnością wróci do równowagi. Ceny będą wprawdzie znacznie niższe, ale będziemy mieli wreszcie dobrze funkcjonujący rynek, na którym można sprzedać mieszkanie. Moim zdaniem należy się spodziewać poprawy.

A dlaczego problemy Ameryki spowodowały aż tak poważny kryzys na świecie?
Ta gwałtowna reakcja na giełdach była niezwykle szokująca. Bo nie chodziło tylko o spadek popytu, który obniży aktywność gospodarczą, a co za tym idzie - wysokość produktu krajowego brutto Stanów Zjednoczonych. To był o wiele bardziej złożony problem. Istnieje przecież bezpośredni związek między kłopotami z kredytami hipotecznymi w Stanach a sytuacją na rynkach kredytowych w innych częściach świata.

Edmund S. Phelps, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla w 2006 r. za badanie polityki makroekonomicznej