Indeks pokazujący kondycję największych spółek - WIG20 - zaświecił się rano na czerwono. Spadek na rozpoczęciu notowań może nie był duży - na minusie byliśmy o 0,79 proc. - ale świadczył o rezerwie z jaką do giełdy podchodzą dziś inwestorzy.
Jeśli już dojdzie do jakiś "cudów", to mogą one jednak nie być tak spektakularne jak ostatnie ataki spekulacyjne, gdzie na finiszu notowań indeksy potrafiły niesamowicie poszybować albo runąć. "Rzeczpospolita" pisze, że sytuacja na rynku kontraktów terminowych jest po prostu inna.
Jeszcze we wtorek KNF ostrzegała o dużej liczbie otwartych pozycji i o koncentracji w rękach jednego z zagranicznych inwestorów 40 proc. krótkich pozycji (czyli kontraktów zakładających spadek wartości WIG20). Jednak sytuacja diametralnie się zmieniła. Od poniedziałku liczba otwartych pozycji na grudniowych kontraktach spadła o 47 tys. i na koniec wczorajszej sesji wynosiła 43,4 tys. - pisze "Rzeczpospolita".
"Liczba otwartych pozycji nie jest już przerażająco wysoka. Dodatkowo ostrzeżenia ze strony KNF uczuliły inwestorów. Zmienność może być spora, ale nie spodziewam się jakichś cudó - powiedział "Rzeczpospolitej" Robert Nejman, doradca inwestycyjny.
Nerwowo na giełdzie. Indeksy na minusie. Inwestorzy nie kupują akcji, bo boją się tąpnięcia, o którym mówiła Komisja Nadzoru Finansowego. Ostrzegała, że tajemniczy, wielki inwestor gra na rynku kontraktów terminowych w sposób obliczony na spadki. Chodzi o to, że dziś wygasają owe kontrakty, a to może oznaczać spore zamieszanie. Może nawet panikę.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama