Analitycy patrzyli z niedowierzaniem, jak pędzą indeksy. Poniedziałek okazał się najlepszym dniem na giełdach od 15 września, kiedy po bankructwie amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers kryzys rozpoczął się na dobre. To właśnie wtedy inwestorzy masowo zaczęli pozbywać się akcji. Wczoraj ruszyli do zakupów.
Co się stało, skoro wcześniej nie rozruszał ich ani sięgający 700 mld dol. amerykański plan pomocy dla banków, ani uspokajające przemówienia prezydenta George’a W. Busha? Analitycy nie mają wątpliwości: giełdy pędzą, bo uwierzyły, że weekendowe spotkania przywódców UE i wczorajsze interwencje rządów europejskich mogą pomóc bankom. –"Unia zaczęła mówić jednym głosem" - mówi Michael Scholz, strateg WestLB w Duesseldorfie. Maciej Dyja, główny analityk Gold Finance, dodaje: "Plan pomocy przyjęty w niedzielę przez 15 przywódców państw strefy euro okazał się sukcesem".
Rządy zarzuciły rynki miliardami dolarów. "Podarowały bankom wielki spadochron" - twierdzi Philip Lawlor, szef portfela strategicznego w banku Nomura. Do Wielkiej Brytanii, która na ratowanie banków chce wydać 380 mld funtów, dołączyły wczoraj kolejne rządy. Niemiecki pakiet pomocy ma sięgnąć 500 mld euro, francuski - 360 mld, holenderski - 200 mld; Austriacy wpompują w swój rynek finansowy 100 mld euro. Rządy największych krajów UE przeznaczą na ratowanie swojego systemu bankowego w sumie półtora biliona euro.
Do akcji może włączyć się też Polska, choć kryzys omija nas na razie z daleka. "Na tle innych rozwiniętych państw Europy i świata Polska jest wyspą stabilności" -mówił premier Donald Tusk. Mimo to rząd przyjął autopoprawkę do ustawy o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym przewidującą stuprocentowe gwarancje dla depozytów bankowych o wartości do 175 tys. zł. Z kolei o możliwości dokapitalizowania banków wspomniał minister finansów Jacek Rostowski. Przygotowane do operacji ratunkowej są też NBP i Rada Polityki Pieniężnej. W razie czego bank centralny ma plan awaryjny, gdyby w naszym systemie finansowym nagle zabrakło gotówki.
Czy inwestorom na dłużej wystarczy zapału do kupowania akcji? Nie wiadomo. Falowanie indeksów to specyfika niestabilnych giełd, które wędrują od paniki do euforii. "Inwestorzy rzeczywiście zareagowali wczoraj emocjonalnie" - przyznaje Piotr Kuczyński, główny analityk Xeliona. "Jednak z drugiej strony, masowe plany pomocy ogłoszone przez rządy dają podstawy do krótkotrwałego co prawda, ale optymizmu" - dodaje.
Trudno powiedzieć, na jak długo giełdom go wystarczy. Decydujące może okazać się kilka najbliższych dni. "Przez jakiś czas będziemy mieli do czynienia z wańką-wstańką. Jednego dnia rynki będą rosły, a drugiego spadały" - mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. Emocje na pewno jeszcze nie opuściły rynku, choć sytuacja jest lepsza niż pod koniec zeszłego tygodnia.