Gdyby Sąd Najwyższy uznał, że to Mielczarek ma rację, polskiemu systemowi emerytalnemu groziłby spory wstrząs. Możliwe, że w ślad za warszawiakiem poszłyby kolejne osoby - te, które w ciągu ostatnich kilku lat regularnie odprowadzały składki do otwartych funduszy emerytalnych. Ale tak nie będzie. Sąd Najwyższy postawił sprawę jasno: składki odprowadzać trzeba i koniec.

Reklama

32-letni Mielczarek nie należy do żadnego funduszu już od dziewięciu lat. Twierdził bowiem, że płacić nie chce, bo zna lepsze sposoby na oszczędzanie na emeryturę. Dziś w sądzie usłyszał: składki nie są prywatną własnością obywatela. Dlatego kasacja warszawiaka została oddalona. Oznacza to, że Polacy nie będą mogli wycofać pieniędzy, przelanych dotąd na konta otwartych funduszy emerytalnych. A mowa o ponad 130 miliardach złotych.